Wróg publiczny PRL, który kradł tylko własność socjalistyczną, prywatnej nie ruszał. Chciał wykoleić pociąg z żołnierzami Armii Czerwonej. W stanie wojennym stał się wrogiem nr 1 dla władz. Po kilku nieudanych obławach został wreszcie osaczony w lesie przez milicję i wojsko 14 maja 1982 roku. Polowało na niego kilkuset milicjantów i żołnierzy, pojawiły się helikoptery i pojazdy opancerzone.
Historia jakiej nie znacie to podcast oraz jeden z najpopularniejszych fanpage na polskim facebooku. Jak możesz nas słuchać?
Spotify: https://open.spotify.com/show/...
Iphone/Ipad: https://podcasts.apple.com/pl/...
Inne/przeglądarka: https://www.google.com/podcast...
Jesteśmy także na You Tube: https://tinyurl.com/HISTORIAJA...
Józef Korycki urodził się 25 marca 1934 r. w Radzyniu Podlaskim, gdzie mieszkał w dzieciństwie i młodości. Był sześciokrotnie karany przez komunistyczne sądy za przestępstwa o charakterze kryminalnym. Mimo stosunkowo niewysokich jednostkowych wyroków – zwykle skazujących na dwa lub trzy lata pozbawienia wolności (łącznie skazano go na trzynaście i pół roku pozbawienia wolności), faktycznie w jednostkach penitencjarnych spędził w sumie blisko dwadzieścia lat. Liczba ta wynika z uwzględnienia również okresów tymczasowego aresztowania niezaliczonych przez sądy do okresu odbywania kary, a także czteroletniego okresu od ostatniego zatrzymania do śmierci. W okresie PRL antykomunistę Koryckiego w wiejskich społecznościach południowego Podlasia uważano za bohatera. Grabił mienie państwowe i rozdawał je biedocie. Zastraszał urzędników nękających chłopów i siał postrach wśród milicjantów. Podlaska ludność powszechnie darzyła go szacunkiem, ceniła, a nawet hołubiła. Był dla niej Janosikiem z Podlasia. Dla komunistycznej władzy i jej funkcjonariuszy z milicji, a także dla pozostałych beneficjentów tego systemu, Korycki był wrogiem państwowego ustroju i pospolitym kryminalistą. Oni nazwali go Szakalem z Podlasia. Na początku lat 80. był najbardziej poszukiwanym i ściganym człowiekiem w Polsce. Szerzące komunistyczną propagandę środki masowego przekazu używały w stosunku do niego określenia „wróg publiczny numer 1”, a określeniem tym chętnie posługiwali się również milicyjni propagandziści. Korycki oczywiście był wrogiem komunistycznego państwa. Z pewnością jednak nie był wrogiem polskiego społeczeństwa. To właśnie w imię suwerenności ojczyzny i oswobodzenia zniewolonego narodu, podjął donkichotowską walkę z komunistycznym reżimem. Walkę na miarę swoich możliwości, którą jednak uznać trzeba raczej za głos „samotnego wilka”, niż realną możliwość zmiany systemu politycznego i społecznego. Jak się okazało, był to jednak głos donośny, do dziś wzbudzający powracające wielokrotnie echo. Dlatego człowiek, dla komunistów będący wrogiem numer 1, dla podlaskiej ludności był Janosikiem. W środowisku, w którym przebywał, był akceptowany i mocno wspierany, dawano mu gościnę, ostrzegano przed policją, przekazywano ukrytą po okupacji broń, chłopi chcieli mu dać nawet czołg T-34, ale nie skorzystał z darowizny, bo nie miał paliwa ani pocisków.
Ostatni wolnościowy epizod w życiu niespełna pięćdziesięcioletniego Koryckiego na podstawie jego relacji opisał młody więzień współosadzony z nim w celi Marek Kamiński, późniejszy profesor nauk politycznych i matematyki stosowanej na Uniwersytecie Kalifornijskim. Jako student został osadzony w jednej celi z częściowo sparaliżowanym więźniem. Stąd wiadomo, jakie były losy Koryckiego na Podlasiu oraz jak doszło do jego zatrzymania.
Wydarzenia te rozegrały się w czasie stanu wojennego, rankiem 14 maja 1982 r. Wtedy to Korycki w okolicy jednej ze swoich leśnych kryjówek, położonej w okolicy wsi Druchówka (Druczówka), około sześć kilometrów od Międzyrzeca Podlaskiego, po wielkiej obławie został ujęty przez milicję wspieraną przez wojsko16. Jednakże wskutek postrzału Korycki został częściowo sparaliżowany. Stał się niezdolny do samodzielnego funkcjonowania. Wtedy rozpoczęła się jego gehenna. Widmo procesu. Józef K. Po ujęciu przez milicję nieprzytomny Korycki przewieziony został do najbliższego szpitala, w Międzyrzecu Podlaskim, gdzie przeszedł operację. Jednak pocisku z głowy nie wyjęto. Tamtejsi lekarze albo nie potrafili go usunąć, albo nie chcieli podjąć ryzyka, że pacjent umrze podczas próby jego wyjęcia. Cztery dni później, kiedy Korycki odzyskał przytomność, znajdował się już na oddziale chirurgicznym szpitala więziennego na Rakowieckiej, w celi numer 3 (przeznaczonej dla najcięższych przypadków). Postrzał w głowę skutkował paraliżem lewej strony ciała. Ponadto miał złamaną prawą rękę. Do złamania kończyny doszło w wyniku postrzału i przestrzelenia kości, ponieważ wokół złamania przedramię było poszarpane. W głowie pacjenta wciąż tkwił pocisk, który utknął pomiędzy dwoma półkulami mózgowymi. Cudem przeżył, ale był przykuty do łóżka. Nie był nawet w stanie podnieść się na tyle, aby usiąść. Mógł tylko leżeć. Mimo że Korycki przeżył postrzał, to jednak wciąż musiał dramatycznie walczyć o przetrwanie. Prokurator prowadzący śledztwo, przewidując komplikacje procesowe, postanowił ułatwić sobie sprawę. Nakazał służbie więziennej umieścić w celi szpitalnej wraz z Koryckim upośledzonego umysłowo niegrypsującego więźnia – frajera, jak określił go później Korycki: „świra, który wydusił całą swoją rodzinę”. Prokurator obiecał mu wolność w zamian za uduszenie sparaliżowanego Koryckiego, który był wówczas „bezradny jak niemowlę”. Korycki mówił później Kamińskiemu, że widział jak prokurator wskazał go i pokazywał ręką świrowi gest wokół szyi oznaczający – „uduś i tego”. Chłopak zresztą później sam mu o tym opowiedział. Grypsujący więźniowie szybko dowiedzieli się o planowanym zabójstwie Koryckiego i zdecydowanie zareagowali. Natychmiast ogłosili, że jego śmierć skutkować będzie automatyczną egzekucją jego zabójcy. Niedoszły morderca nie tylko nie zamierzał zrealizować wskazanego mu przez prokuratora celu, ale nawet zaczął pomagać współwięźniowi i opiekować się nim (jak relacjonował później Kamiński: „nawet mu fiuta do kaczki włożył i umył”). Następnie obaj zostali przeniesieni do wieloosobowej celi szpitalnej, z większością grypsujących. Wśród nich znalazł się również Kamiński.
Do końca życia z kulą w głowie przebywał w więzieniu na Rakowieckiej, szykanowany przez administrację, a szanowany przez współwięźniów. Miał nadzieję, że doczeka upadku komunizmu i obejmie go amnestia. Jednak do 4 czerwca 1989 r. zabrakło mu ponad trzech lat. Zmarł prawdopodobnie w 1986 i prawdopodobnie jest pochowany w Radzyniu.
Źródło posta: artykuł opublikowany w Radzyńskim Roczniku Humanistycznym „Bez wyroku. Postscriptum do losów Józefa Koryckiego”, Szum Ernest
Zdjęcie: fragment artykułu z prasy PRL
Komentarze (1)
najlepsze