Miasto zostało zbudowane na grzechu. Ojcowie założyciele przybyli tutaj wiele lat temu. Kradnąc i mordując dorobili się fortun. A kiedy zrozumieli, że nie mogą już nic więcej ukraść i kogo zabijać, założyli miasto. Teraz do woli mogli sycić swe żądze, a mieszkańcy z szacunkiem kłaniali im się w pas. Do dziś na ulicach miasta można spotkać pomniki tych mężów. Inni też grzeszyli, ale zawsze według zasług. Każdy mógł krzywdzić tylko słabszego.
Minęły lata i zmieniło się miasto. O grzech dbał już paragraf i polityka. Ale żądza nie opuściła tego miejsca. Przez cały rok tętniła cierpliwie pod skórą ulic i budynków, aby na jeden dzień w roku, eksplodować krwotokiem pożądania, pijaństwa i zabawy. Wieczorem 2 października, mieszkańcy wychodzili na ulice, by w tańcu i zabawie uczcić swoją rocznicę. Przez chwilę nie obowiązywało prawo i zasady. Każdy miał przyzwolenie na czynienie wszystkiego, na co przyjdzie mu ochota. Ludzie wpadali w amok, którego wspomnienie zawstydzało ich przez kolejne miesiące.
Czarny pies przystanął, żeby napić się wody z kałuży. Była już noc i miasto trzęsło się od głośnej muzyki, wrzasków i fajerwerków. Zwabiony jedzeniem i przygodą, puścił się biegiem wśród krętych uliczek starego miasta. Mijał tańczące pary i obściskujących się kochanków. Na chwilę wpadł w środek bójki, gdzie błyskały noże. Gdy walka nagle się skończyła, pobiegł dalej, bo czuł, że jest już blisko. Pod ścianą leżała długa kość, przypominająca ludzką. Podniósł ją delikatnie zębami i pobiegł dalej.
Po północy mgła z nad rzeki opadła na ulice. Zakryła twarze pijanych mężczyzn i podnieconych kobiet. Pies, zmęczony, przystanął na chwilę by zjeść swój łup. Obok niego pod bramą kamienicy, na kolanach płakał człowiek. Szeptał coś powtarzając te same słowa. Pies zerwał się z miejsca i pobiegł dalej. Minął trójkę czule całujących się młodych kobiet i wpadł na jasno oświetlony plac, na którego środku dumnie sięgał nieba pomnik ojca założyciela. Wokół rozstawione były ławy i stoły, przy których bawili się najznamienitsi mieszkańcy miasta. Wszyscy byli tak pijani, że spali na ziemi, przypominając wieloryby wyrzucone na brzeg. Pies przemierzył plac i zapuścił się w jedną z uliczek. Doskonały refleks pozwolił mu na unikniecie kopniaka, wymierzonego przez otyłego mężczyznę z fajką. Rozpoznacie w nim komisarza Mordke, który z niezrozumiałych powodów zaczepiał spacerujące pary. Próbował ich rozdzielać, wykrzykując przy tym bluźnierstwa. Gdy nie przenosiło to efektów, biegł dalej szukając kolejnych przytulających się ludzi.