@pharmaz0ne: no dokladnie, smiesza mnie ludzie co chca zaczarowac rzeczywistosc bezmyslnie powtarzajac jak katarynka teksty o szlachetnosci walecznosci ludzi z kraju nad wisłą. garstka bandytow rozkrada ojczyzne na niewyobrazalna skale co dnia i nic i nic i nic. ciche przyzwolenie.
Już kiedyś o tym pisałem ale temat jest ważny dla nas wszystkich, więc należy pisać o tym jak często się tylko da.
Otóż uważam że przynajmniej połowa urzędników państwowych jest niepotrzebna bo jak się pracuje w urzędach to wie każdy, który próbował w nich coś załatwić. Wystarczyłaby lepsza organizacja ich pracy, a właściwie po prostu tylko wreszcie wzięcie się za prawdziwą pracę przez całe 8 godzin a nie jej udawanie. Gdyby uprościć i doprecyzować przepisy administracyjne i prawne to by można było jeszcze zwiększyć taką redukcję, myślę że do poziomu jakichś kilkudziesięciu tysięcy i nagle budżet by miał duże nadwyżki.
Ale taka patologia jest w Polsce niestety regułą i jest największą zmorą duszącą polską gospodarkę. Gdyby było tak jak na początku lat 90, że praca w budżetówce nie była aż tak atrakcyjna, bo z jednej strony była pewna ale z drugiej kiepsko płatna, to nie mielibyśmy problemu ciągle rozrastającej się sfery budżetowej i co za tym idzie zapaści finansów publicznych i związanych z tym podwyżek podatków, a gospodarka mogłaby się rozwijać w błyskawicznym tempie. Ale skoro praca w budżetówce, konsumującej PKB jest o wiele atrakcyjniejsza niż praca w sferze produkcji, handlu czy usług generujących wzrost PKB, to mamy kilkudziesięciu chętnych na jedno państwowe miejsce pracy, którzy i tak są bez większych szans na jej dostanie. Dzięki swojej atrakcyjności państwowa praca jest dostępna tylko przez wielkie znajomości, protekcję i koneksje, albo ewentualnie za grube łapówki. Działa wręcz mechanizm upychania na siłę swoich kandydatów, przez urzędasów z wierchuszki, na istniejących etatach, a że tych jest za mało, to specjalnie tworzy się nowe. Już mamy w Polsce do czynienia z zamkniętą i uprzywilejowaną kastą mandaryńską ulokowaną na dziedzicznych państwowych posadach. Dodatkowo jakość takiej kadry jest dramatyczna, bo o przyjęciu do pracy nie decydują jakiekolwiek kompetencje, lecz to że kandydat jest swój. Bez zdrowych reguł ekonomicznych, jak szybko nie zrobimy z tym porządku, to nasza gospodarka całkiem się wyłoży i będziemy mieli drugą Grecję.
91 ministrow, 6 lat zaciskania pasa, podw. wiek emerytalny do 67 roku zycia, teraz akcja z OFE, realny podatki w gore (VAT, skladka emerytalna) - no wiec gdzie sa wyniki?
Komentarze (36)
najlepsze
Dlaczego tusk to największy polski literat?
Otóż uważam że przynajmniej połowa urzędników państwowych jest niepotrzebna bo jak się pracuje w urzędach to wie każdy, który próbował w nich coś załatwić. Wystarczyłaby lepsza organizacja ich pracy, a właściwie po prostu tylko wreszcie wzięcie się za prawdziwą pracę przez całe 8 godzin a nie jej udawanie. Gdyby uprościć i doprecyzować przepisy administracyjne i prawne to by można było jeszcze zwiększyć taką redukcję, myślę że do poziomu jakichś kilkudziesięciu tysięcy i nagle budżet by miał duże nadwyżki.
Ale taka patologia jest w Polsce niestety regułą i jest największą zmorą duszącą polską gospodarkę. Gdyby było tak jak na początku lat 90, że praca w budżetówce nie była aż tak atrakcyjna, bo z jednej strony była pewna ale z drugiej kiepsko płatna, to nie mielibyśmy problemu ciągle rozrastającej się sfery budżetowej i co za tym idzie zapaści finansów publicznych i związanych z tym podwyżek podatków, a gospodarka mogłaby się rozwijać w błyskawicznym tempie. Ale skoro praca w budżetówce, konsumującej PKB jest o wiele atrakcyjniejsza niż praca w sferze produkcji, handlu czy usług generujących wzrost PKB, to mamy kilkudziesięciu chętnych na jedno państwowe miejsce pracy, którzy i tak są bez większych szans na jej dostanie. Dzięki swojej atrakcyjności państwowa praca jest dostępna tylko przez wielkie znajomości, protekcję i koneksje, albo ewentualnie za grube łapówki. Działa wręcz mechanizm upychania na siłę swoich kandydatów, przez urzędasów z wierchuszki, na istniejących etatach, a że tych jest za mało, to specjalnie tworzy się nowe. Już mamy w Polsce do czynienia z zamkniętą i uprzywilejowaną kastą mandaryńską ulokowaną na dziedzicznych państwowych posadach. Dodatkowo jakość takiej kadry jest dramatyczna, bo o przyjęciu do pracy nie decydują jakiekolwiek kompetencje, lecz to że kandydat jest swój. Bez zdrowych reguł ekonomicznych, jak szybko nie zrobimy z tym porządku, to nasza gospodarka całkiem się wyłoży i będziemy mieli drugą Grecję.
A
Jest juz lepiej?
Ile kadencji jeszcze mamy czekac?