Na początku chciałbym przywitać was wszystkich gorąco. Przeglądam wykop już dobre dwa lata i polubiłem to miejsce. Do tej pory nie czułem potrzeby komentowania lub wrzucania jakichkolwiek znalezisk, lecz dziś przelała się dla mnie czara goryczy. Chciałbym podzielić się z wami moimi wnioskami dotyczącymi polskiego systemu szkolnictwa wyższego.
Mój poziom zdenerwowania i irytacji na sposób działania jednego z lepszych wydziałów Politechniki Warszawskiej osiągnął w dniu dzisiejszym apogeum. Dlatego chciałbym wypunktować co mnie (jestem na 3. roku) w tym roku najbardziej denerwuje. Piszę tylko o dwóch rzeczach, bo na tyle dziś mnie tylko stać.
Konieczność chodzenia i proszenia profesorów po kilkokroć o sprawdzenie pracy - projektów - i zbyt wydłużone wg mojej opinii czekanie (ponad miesiąc). Sam właśnie dowiedziałem się, iż muszę udać się z pewnym projektem po raz 6 (!) do pewnego profesora. Kolejno było to: po zapewnieniu o możliwości oddania pracy drogą e-mailową 2-krotne wysłanie wiadomości, żeby miesiąc później dowiedzieć się, że prof. dostaje po 50-100 maili dziennie i nie może znaleźć mojej pracy. Następnie dostarczenie pracy na własnym pendrive. Nośnik po paru dniach zwrócony z powodu tego, że prowadzący nie potrafił uruchomić aplikacji na swoim komputerze (projekt programistyczny - matlab + pewien toolbox).
Kolejne dostarczenie pracy na pendrive'ie po napisaniu instrukcji krok po kroku co zrobić, żeby uruchomić program oraz ewentualnie wygenerowany plik exe do uruchomienia skutkował zwrotem samego indeksu z przyklejoną karteczką z tekstem "proszę przyjść do mnie ze swoim laptopem w dniu xx.xx o godzinie yy.yy". Myślę sobie, "ja pierdolę", ale zaciskam zęby i zabieram swojego laptopa i idę na wydział, jednocześnie przekładając rozmowę kwalifikacyjną umówioną na ten sam dzień, godzinę później. Na piątym podejściu i pokazaniu pracy na własnym laptopie dowiaduje się, że coś profesorowi nie odpowiadało. Ja pierdolę po raz drugi. Ale pewnie, wpadnę do szanownego pana, ponieważ jestem tylko studentem i bieganie z projektami jest moim hobby, które uprawiam w wolnym czasie. A pieniądze same się będą pojawiać na koncie.
Więc doszedłem do wniosku, że w dniu jutrzejszym zabieram projekt kolegi, który przedstawiam jako swój, ponieważ brakuje mi już nerwów, czasu i opanowania w użeraniu się wyżej wymienioną osobą.
Zastanawia mnie fakt, dlaczego w naszym kraju we wszystkich instytucjach publicznych tak bardzo utrudnia się wszelkie działania? Dlaczego ja mając gotową pracę w łapie muszę być nastawiony na jeszcze trudniejszy etap biegania za pracownikiem dydaktycznym?
Generalne olewnictwo i brak jakiegokolwiek wsparcia czy wyrozumiałości dla studentów, którzy działają i rozwijają się na uczelni we własnym zakresie. W tym przypadku mam na myśli dwóch chłopaków z mojej grupy, którzy zajmują się programowaniem robota (jego ruchów, całej kinematyki) na międzynarodowy konkurs robotów, w którym rywalizują między innymi z drużyną studentów z MIT, która dostała w ramach przystąpienia do owego konkursu finansowanie w wysokości około 400k $ (!!). Podczas gdy oni pracują tylko nad pracą konkursową, dostają na to finansowanie i możliwości, u nas chłopaki siedzą w salce, w której znajduje się parę Maców z zainstalowanym Ubuntu i nie będą mieli prawdopodobnie możliwości poprawy jednego z przedmiotów w innym terminie niż wrzesień = jeśli nie zaliczą w ostatnim terminie we wrześniu -> obsuwa inżynierki.
Cieszę się, że gdy pojawił się wykop pt. "Wielki Poradnik Emigranta" dodałem go do zakładek, po pomyślałem że może się przydać. I przyda, ponieważ zamierzam spierdalać z tego chorego kraju tak szybko, jak tylko będę mógł - czytaj - po skończeniu studiów.
Komentarze (29)
najlepsze
Pierwsze co usłyszałem w odpowiedzi to, że student nie ma prawa występować w imieniu uczelni gdziekolwiek
zgłaszam to do prokuratury
A ja dla odmiany walczę od tygodnia z przekwaterowaniem się w akademiku PW, bo kierowniczka jest nietykalna i ma wszystkich w dupie: ma ślamazarne tempo, ignoranckie podejście do studenta i w 2013 roku wciąż wszystko rejestruje w swoim zeszycie
Jaki kraj? Chcialbym Australie,
Może jakby uczelnie były prywatne, to tym profesorkom bardziej by się chciało. Nie zapomnę sytuacji u mnie, gdzie umówiliśmy się z jednym takim na oddanie sprawozdań. Umówił cały rok na tę samą godzinę. Około 100 osób czekało od 9 rano do 19 aż on raczy wyjść ze swojego gabinetu i przyjąć nasze sprawka. Tak, czekał u siebie tyle godzin by chyba
Pozdrawiam, koleżanka z innego wydziału ;-)