@kingsun: Mylisz się. Na rynku obecne są trzy odmienne grupy produktów owocowych:
* o nazwie identycznej jak nazwa owocu,
* z nazwą zawierającą przymiotnik utworzony od nazwy owocu, np. syrop malinowy,
* zawierające słowa "o smaku", np. syrop o smaku malinowym.
Każda z grup musi spełniać odpowiednie wymagania aby używać określonej nazwy (chodzi m.in. o pochodzenie i rodzaj aromatów). Teoretycznie najlepsza ma być grupa pierwsza, a najgorsza trzecia. Zdaje się, że
@Oswiadzczam_ze_skonczylem_13_lat: > o ktoś w końcu przeczytał etykietkę i się zdziwił. Czytajcie częściej, to zobaczycie więcej kwiatków.
Kupowałem ostatnio pasztet z królika, zawierał 40% mięsa z królika a i tak był to pasztet z największą zawartością tego mięsa. O sokach, syropach malinowych, żurawinowych itp. nawet nie wspomnę, czytałem sporo ich etykiet i wiem, ze trzeba wybierać te co nam smakują (zmysł) bo raczej nic wspólnego z malinami, żurawina, prócz smaku nie
@Oswiadzczam_ze_skonczylem_13_lat: Moim ulubionym zapisem na etykietkach jest produkt "bez konserwantów" albo "bez cukru", ale zawierający syrop glukozowo-fruktozowy.
@Galvay: zgadzam się, prawdopodobnie nie złamano przepisów odnośnie znakowania produktów (pomijam, że określenie 65% zagęszczony sok malinowy (0,3%) jest nie do końca jasne jasne), ale to zagranie zwyczajnie nieetyczne, mające ewidentnie wprowadzić klienta w błąd. zresztą jestem pewien, że gdyby były to parówki z zawartością 0,2% cielęciny, a na etykiecie byłby wielki napis "Cielęcina", to mimo informacji na odwrocie, że to produkt mięsny o smaku cielęciny, byłaby afera.
To jest już wyższy level perfidii. Zazwyczaj w składzie takich rozcieńczaczy nie kryją się z ułamkową zawartością soku z malin, tutaj dodali specjalnie "65%", aby wprowadzić ludzi w błąd. Przy pobieżnym przeczytaniu etykiety można się naciąć.
Według mnie powinni wprowadzić do szkół jakieś warsztaty zdrowego żywienia i od małego uczulać dzieciaki na takie myki. Ludzie po prostu nie znają wartości niektórych warzyw i owoców albo się nad
@lucciola: A popatrzmy na to tak - 65% to jest stopień zagęszczenia soku, czyli z litra soku z malin zrobili 0.35l koncentratu. I teraz w litrowej butelce łowiczowego soku mamy 0.3% tegoż ekstraktu, czyli ta na prawdę 1% soku. Dalej mało, ale dużo więcej niż wyliczył autor. I szczerze powiedziawszy jego wyliczenia nie bardzo mi się logiczne wydają.
Tak samo jak herbaty owocowe- herbata malinowa, w której jest parę % suszu z owoców maliny, a cała reszta to jabłka, gruszki, aromaty. Herbaty owocowe pijam z pełną świadomością, że głównym składnikiem są jabłka i aronia, a resztę załatwia aromat, ale przeciwko jabłkom i aronii nic nie mam. Do tej pory myślałam, że nikt nie wierzy w te opakowania i pije z pełną świadomością, że główny składnik to co innego. A tu
Żadna nowość... przykład prosto spod ręki. 0,05% daje nam 5/10000=1/2000 Co oznacza, że na 2tys. litrów napoju jogurtowego daje się litr soku z truskawek i litr z kiwi:) 2000 litrów Ale jest? Jest! Więc nikt nie zarzuci, że ściema. Dowanie śladowych ilości takich dodatków nie powinno już nikogo kumatego dziwić.
Z jednej strony płacz, bo producent oszukał. Z drugiej strony lament, bo nikt nie reguluje tego przepisami, przecież tak nie można. A w innym artykule: nadmiar ustaw, biurokracja, ograniczanie przedsiębiorców. Myślec trzeba a zawsze. Zarówno przy zakupie syropu malinopodobnego, jak i przy pisaniu posta. Pozdro
Komentarze (187)
najlepsze
* o nazwie identycznej jak nazwa owocu,
* z nazwą zawierającą przymiotnik utworzony od nazwy owocu, np. syrop malinowy,
* zawierające słowa "o smaku", np. syrop o smaku malinowym.
Każda z grup musi spełniać odpowiednie wymagania aby używać określonej nazwy (chodzi m.in. o pochodzenie i rodzaj aromatów). Teoretycznie najlepsza ma być grupa pierwsza, a najgorsza trzecia. Zdaje się, że
Kupowałem ostatnio pasztet z królika, zawierał 40% mięsa z królika a i tak był to pasztet z największą zawartością tego mięsa. O sokach, syropach malinowych, żurawinowych itp. nawet nie wspomnę, czytałem sporo ich etykiet i wiem, ze trzeba wybierać te co nam smakują (zmysł) bo raczej nic wspólnego z malinami, żurawina, prócz smaku nie
syrop owocowy o smaku malinowym
Czyli producent wyraźnie pisze, że syrop ten ma jedynie smak malinowy, a nie że jest zrobiony z malin.
A że soczyste maliny uśmiechają się z frontu butelki? no cóż, z opakowania pomarańczowego caprio też się szczerzą soczyste owoce :)
ot, sensacja z niczego. po to jest skład i tekst na etykiecie, żeby je czytać.
To jest już wyższy level perfidii. Zazwyczaj w składzie takich rozcieńczaczy nie kryją się z ułamkową zawartością soku z malin, tutaj dodali specjalnie "65%", aby wprowadzić ludzi w błąd. Przy pobieżnym przeczytaniu etykiety można się naciąć.
Według mnie powinni wprowadzić do szkół jakieś warsztaty zdrowego żywienia i od małego uczulać dzieciaki na takie myki. Ludzie po prostu nie znają wartości niektórych warzyw i owoców albo się nad
I nieśmiertelny hibiskus!
Hibiskus ma tę przewagę nad aronią, że sam jest pyszny :) Ale fakt, też wszędzie.
Z jednej strony płacz, bo producent oszukał. Z drugiej strony lament, bo nikt nie reguluje tego przepisami, przecież tak nie można. A w innym artykule: nadmiar ustaw, biurokracja, ograniczanie przedsiębiorców. Myślec trzeba a zawsze. Zarówno przy zakupie syropu malinopodobnego, jak i przy pisaniu posta. Pozdro
Kiedyś znalazłam artykuł o tym, że dla klientów najbardziej malinowy smak oraz kolor miały syropy z...
- malin? Nie! Z aronii.
Jestem zdziwiona zdziwieniem autora. A treści w tym artykule tyle, co soku malinowego w syropie owocowym.