Siedziałam i płakałam...
Kobieta tydzień po porodzie wróciła z bólami do szpitala i przez kilka godzin w położniczej izbie przyjęć czekała na pomoc. Zdesperowany mąż dzwonił na pogotowie i policję. Czy takie potraktowanie pacjentki na Bielanach to norma, czy jednorazowa wpadka?
newinuto z- #
- #
- #
- #
- #
- #
- #
- #
- #
- 47
Komentarze (47)
najlepsze
Wolałbym, trafiając do szpitala, aby o moim życiu nie decydowało szczęście czy pech tylko wiedza i kompetencje ludzi tam pracujących.
sytuacja z wczoraj rana - moja żona miała termin na 23.03, więc ze skierowaniem do szpitala pojechaliśmy,o godzinie 8 rano do pewnego łódzkiego szpitala położniczego. Przesiedzieliśmy w poczekalni (pomimo tego że oprócz mojej żony było może z 5 innych kobiet) 7 godzin, by dowiedzieć się że zostanie dziś przyjęta... najśmieszniejsze jest to, że od 15tej do 16:30 czekaliśmy na wysprzątanie sali, by możnabyło chociażby usiąść
Nie wiem, komu konkretnie mogłoby się tak wydawać ;-) To jest cholernie dużo nawet, jeśli nie zwijasz się z bólu i nie jesteś na czczo.
Bo klinika jest tylko od kasowania kasy, a problemy zwalają na normalne szpitale.
Nie polecam też porodów w szpitalach uniwersyteckich, gdy traficie na profesora, który przyjmuje poród raz na ruski rok, by pokazac nowym. Robią to dużo gorzej niż ci, którzy przyjmują porody na codzień.