Wpis z mikrobloga

Dziś nieco dłuższe opowiadanie z serii #goodguyrecruiter

Miejsce akcji: londyńskie City, najwyższe piętro biurowca - siedziby korporacji lotniczej Aviator Group (ponieważ historia jest autentyczna, nazwy firm i nazwiska bohaterów zmieniono).

Na biurku prezesa rozlega się dźwięk telefonu:

- Panie prezesie, pan John Oakwood, prezes Flying Corp. do Pana...

- Tak, tak, dziękuję Susie, niech wejdzie.

Do biura wchodzi elegancki starszy pan z niezbyt grubym, zbindowanym zeszytem A4 w dłoni.

- Witaj John, jak się masz!

- Cześć Steve, dzięki z porządku, Claire już lepiej się czuje?

- A dziękuję, owszem. Co Cię dzisiaj do mnie sprowadza?

- Wiem, że mnie wcisnąłeś między swoje dzisiejsze terminy i nie masz zbyt wiele czasu wiec od razu przejdę do rzeczy - powiedział Oakwood, jednocześnie podając zeszyt swojemu rozmówcy. Gdy tamten zaczął kartkować, Oakwood kontynuował:

- Słuchaj Steve, to co masz w ręku to lista 250-ciu waszych kluczowych pracowników w regionie EMEA (Europe, Middle East, Africa - przyp. autora), liczby w ostatnich dwóch kolumnach to odpowiednio aktualne zarobki danego pracownika, a obok kwota za jaką ta osoba skłonna byłaby wstąpić w nasze szeregi...

- Hm... Carlos Llorente, Marketing Director EMEA, Barcelona... Markus Klopp, Strategic Vertical Account Manager, Berlin... Karsten Uhrmann... Ha, jest nawet Frank od nas z szesnastego piętra - trochę zawyżył swoje zarobki, sam mu zatwierdzałem podwyżkę w zeszłym miesiącu, hehe... No dobrze John, co mogę dla Ciebie zrobić?

- Steve, zdarzyło się w ostatnich miesiącach, że kilku naszych pracowników dołączyło do Aviator Group. Po prostu zadbaj o to, aby to się więcej nie powtórzyło. Aby żaden wasz, ani działający na wasze zlecenie rekruter nie zadzwonił do nikogo z moich ludzi z propozycją. Jeśli ktoś z Flying Corp zaaplikuje u was sam, no to trudno, ale wiesz, nie traktujcie jego aplikacji zbyt priorytetowo.

- Nie ma sprawy John, pogadam o tym jutro z Nickiem, szefem HR-u.

- Dzięki, wiedziałem, że mogę na Ciebie liczyć. Będę zatem leciał. Aha, tylko pozwól, że zabiorę swój raport, sporo na niego wydałem. Będziesz na gonitwie w Goodwood w niedzielę? Mój gniady się wykurował, może pobiegnie.

- No pewnie, jeśli tylko Claire będzie na siłach to się wybierzemy.

- Zatem do zobaczenia, pozdrów ją ode mnie!

- No cześć.

Kilka tygodni wcześniej w praskim biurze firmy doradztwa personalnego People Mgmt, dwudziestoośmioletni Marek Novotny miał wykonać swój pierwszy tego dnia telefon.

- Dzień dobry, Martin Kruger, z firmy Manpower przy telefonie... - Marek jest coraz bezczelniejszy w wymyślaniu fałszywych tożsamości, pomyślała siedząca biurko obok jego koleżanka. Ale on się nie przejmował docinkami współpracowników, uważał się za gwiazdę do zadań specjalnych. "Na istniejące stanowiska każdy głupi potrafi rekrutować, zrekrutować kogoś wirtualnie to dopiero sztuka" - mawiał. Nie bez znaczenia była też suta prowizja, której się spodziewał od Flying Corp.

- Czy rozmawiam z Ulfem Friedrichem?

- Tak, przy telefonie.

- Dziękuję serdecznie za szybką odpowiedź na LinkedIn, tak jak wspominałem mamy obecnie bardzo ciekawy wakat u naszego klienta, pan pracuje obecnie dla Aviator Group, prawda?

- Tak.

- No tu tutaj chodzi o najbliższą konkurencję, niestety nie mogę wymienić nazwy firmy na tym etapie. Proszę mi powiedzieć, jako członek tzw. Interior Design Section raportuje pan bezpośrednio do Johannesa Wolfa?

- Eee...Nie, kto to taki?

- Ach, widocznie już tam nie pracuje, do kogo zatem? Wie pan, pracowałem wcześniej dla Aviatora, znam tam parę osób.

- Karsten Uhrmann jest moim przełożonym.

- Aha Karsten, on, no tak - Marek już w myślach układał scenariusz kolejnego telefonu, który wykona do monachijskiej centrali firmy i powołując się na Ulfa Friedricha, poprosi do telefonu Karstena Uhrmanna aby i jemu złożyć wirtualną propozycję - skurczybyk nie miał żadnych danych kontaktowych online i ciężko go było dorwać do słuchawki.

- Wspominał pan, że zmiana pracodawcy wchodzi dla pana w grę, prawda? - kontynuował czeski head hunter.

- No tak, wszystko zależy od warunków.

- Klientowi bardzo zależy na szybkim pozyskaniu dobrej osoby na to stanowisko, więc budżet jest, powiedzmy, elastyczny. Jakie warunki by panu odpowiadały, albo lepiej - ile pan zarabia teraz, to będziemy wiedzieć co się da zrobić.

- No teraz mam prawie 85 tysięcy rocznie z wszystkimi bonusami, zmiana wchodziłaby dla mnie w grę gdybyśmy dodali z 10% - odparł Niemiec.

- W porządku, przedstawię klientowi sprawę i zadzwonię do pana niedługo.

Szkoda, że tak naprawdę nie zadzwonię - pomyślał Czech. Całkiem przyjemnie się rozmawiało z tym Niemcem. Skontaktowałem go przez LinkedIna, muszę pamiętać o usunięciu fałszywego konta - też szkoda, bo się napracowałem żeby je stworzyć. Przydałoby się może do przyszłych projektów. Ale lepiej nie ryzykować - a nuż Ulf się zacznie dobijać i pytać czemu się nie odzywam. Gość nie jest też głupi, zrozumiał aluzję, że rekrutuję dla Flying Corp, a nie mogę im psuć reputacji zwodząc go zbyt długo. Za dobrze płacą...

No to dzwonimy do Uhrmanna. To jest szycha jakiej mi brakuje na liście. Jeszcze tylko 18 pozycji i będę miał moich 50-ciu kandydatów z regionu. Ciekawe czy pozostałym rekruterom idzie równie dobrze jak mnie - jeśli tak to w przyszłym tygodniu będziemy mogli wysłać klientowi raport...

Ani niemiecki kandydat Ulf Friedrich ani Karsten Uhrmann ani żaden z pozostałych 250-ciu kandydatów rzecz jasna nigdy więcej nie usłyszał od Marka Novotnego, vel Martina Krugera.

Jeżeli jesteś, czytelniku, specjalistą i ktoś Cię headhuntuje to pamiętaj - być może wcale nie chodzi o pozyskanie Cię na jakieś stanowisko w konkurencyjnej firmie. Być może chodzi tylko o to co wiesz, o informacje, którymi dysponujesz, bo jesteś tylko narzędziem w ręku ludzi, którzy siedzą na najwyższych piętrach londyńskich biurowców, a w weekendy obstawiają wyścigi koni.


  • 10
@szczepqs: Nieraz mówią - niektórzy nawet piszą w CV lub liście motywacyjnym (co dla mnie jako rekrutera jest niebywale praktyczne).

Ale moja historyjka jest dużym uproszczeniem rzeczywistości - żeby zbudować aurę wiarygodności to tych rozmów telefonicznych jest zwykle więcej (czasem z więcej niż jedną osobą) i są znacznie obszerniejsze, dochodzą pytania o doświadczenie, projekty, itp.

@snowak: Ja się tym nie zajmowałem. W mojej opowieści jestem ta koleżanką siedzącą biurko obok.
@szczepqs: No i jeszcze jedno - zawsze łatwiej zdradzić swoje zarobkowi rekruterowi z agencji niż z firmy konkurencyjnej. Rekruterowi zależy żebyś dostał jak największe wynagrodzenie, bo od tego ma prowizję.

Dlatego też przy tego typu rozmowach nikt się nie podszywa pod firmę konkurencyjną, bo jakby to było:

- dzień dobry, dzwonię z Microsoftu, pan pracuje dla Oracle, prawda? ile pan zarabia?

Zero wiarygodności.
@zongobongo:

moja historyjka jest dużym uproszczeniem rzeczywistości - żeby zbudować aurę wiarygodności to tych rozmów telefonicznych jest zwykle więcej (czasem z więcej niż jedną osobą)


No to trochę zmienia, ale ja i tak nie powiedziałbym ile zarabiam przed rozmową na żywo, a pewnie nawet wtedy nie :p
@szczepqs: Czemu nie? I tak nie ma możliwości weryfikacji czy mówisz prawdę (chyba, że rozmówca zna Twojego szefa). A rozmowa o oczekiwanym wynagrodzeniu wygląda poważniej gdy mówisz: "Chcę zarabiać 5 tysiecy, bo teraz zarabiam 4", niż po prostu mówisz, że chcesz 5, bo tak Ci się wydaje, że będzie OK. W pierwszym przypadku nikt też nie zaproponuje Ci dajmy na to 3,5, bo a nuż przyjmiesz.
@reneq16: Wiem, zawsze tak negocjuję i dobrze na tym wychodzę. Ale dla mnie pytanie rekrutera o zarobki w poprzedniej pracy jest niepoważne. Wyobraź sobie sytuację, w której np. jakaś firma potrzebuje zmienić księgowość i negocjuje stawkę z zewnętrznym biurem rachunkowym. Przecież nikt ich nie zapyta "a ile do tej pory płaciliście?", no szanujmy się :)
@szczepqs: Teoretycznie masz rację. W praktyce to zależy od miejsca (przynajmniej ja tak zauważyłem), czasem właściciele firm to dobrzy znajomi i wcale nie ukrywają przed sobą stawek jakie płacą pracownikom.