Wpis z mikrobloga

Absurdem jest mieć pretensje do niemieckiego czy austriackiego Żyda o to, że odgrywa się na hitlerowcach. Bóg jeden raczy wiedzieć, jakie rozrachunki miał z nimi ten właśnie chłopak; bardzo prawdopodobne, że cała jego rodzina została wymordowana. A poza tym, nawet niezasłużony kopniak jest błahostką w porównaniu ze zbrodniami popełnionymi przez hitlerowców. Ale ta scena i wiele podobnych, jakie widziałem w Niemczech, uświadomiły mi, że cała idea zemsty i kary jest dziecinnym marzeniem. Prawdę powiedziawszy nie istnieje taka rzecz jak zemsta. Zemsta jest aktem, który chce się popełnić, gdy jest się bezsilnym i dlatego, że jest się bezsilnym: gdy tylko to poczucie mija, znika również pragnienie zemsty.


Któż w 1940 roku nie podskoczyłby z radości na myśl o kopanych i poniżanych oficerach SS? Ale kiedy staje się to możliwe, jest tylko żałosne i ohydne. Słyszałem, że gdy wystawiono na widok publiczny ciało Mussoliniego, pewna starsza kobieta wyciągnęła rewolwer i oddała do niego pięć strzałów, wykrzykując: "To za moich pięciu synów". Takie historie zmyślają zwykle gazety, ale ta mogłaby być prawdziwa. Zastanawiam się, czy te pięć strzałów ją zadowoliło, bo przecież niewątpliwie marzyła o nich przez lata. Ale aby mogła zbliżyć się do Mussoliniego na tyle, żeby strzelić, musiał on nie żyć.


Orwell, Tribune, 9 listopada 1945

#orwell #zemsta #iiwojnaswiatowa #rozkminy
  • 3