Wpis z mikrobloga

#wawazgp

Nieprzyjaciele Szkatuły.

W poprzednich wpisach – dostępne pod tagiem - ciągle kręciłem się wokoło Szkatuły i tym razem nie będzie inaczej, z tą różnicą, że postaram się tu domknąć wszystkie rozpoczęte wątki, tak aby następnym razem móc popisać o innej gwieździe.

Ostatni wpis zakończyłem akapitem jak poniżej i od rozwinięcia tego wątku zacznę wpis niniejszy.

„W działalności Rafała S. można wyróżnić dwie fazy. Do połowy ubiegłego dziesięciolecia – walka o wpływy, potem spijanie śmietanki i kierowanie prężną grupą. Czym się panowie trudnili? Poza wspomnianymi zabójstwami gang trudnił się dość typową działalnością, tj. rozbojami, haraczami, wymuszeniami w różnym kształcie i swoją dyscypliną koronną – handlem narkotykami. O ile samemu Szkatule w najnowszym procesie prokurator będzie chciał udowodnić obrót 1300 kg marihuany, 80 kg heroiny i 40 kg kokainy (źródło jw.), o tyle całej grupie, tylko w okresie od roku 2008 do 2011 przypisuje się 3,7 tony marihuany, ponad 500 kg amfetaminy, 300 kg kokainy i blisko 250 kg heroiny. źródło. Kilogramy, których ująć w zarzuty się nie dało pozostawić można tylko wyobraźni. Kilogramy, jakimi obrócono przed rokiem 2008 również.”

Ewolucja grup zorganizowanych, o której mówiłem w poprzednim wpisie miała miejsce także na polu konkretnych rodzajów przestępstw, jakimi grupy te się trudnią. W pierwszej grupie wskazać można rozboje, kradzieże rozbójnicze i wymuszenia rozbójnicze (potocznie rozumiane jako haracze). Ilość tych przestępstw spada w skali kraju (ok. 50000 w roku 2000, ok. 20000 w roku 2013) - źródło – na co na pewno niebagatelny wpływ miał upadek modelu pruszkowskiego działalności grupy. Policja w walce z tego rodzaju czynami stała się coraz skuteczniejsza, a i pokrzywdzeni nimi nauczyli się zgłaszać takie przypadki i przestali się bać składać zeznania. Oczywiście nie wszyscy, oczywiście wymuszenia ciągle się zdarzają, ale nie stanowią już z pewnością głównego źródła dochodów grupy. Ewolucja ta moim zdaniem miała miejsce z kilku powodów. Po rozbiciu Pruszkowa policja, czy prokuratura szeroko zaczęła korzystać z instytucji świadków koronnych, a im przecież zeznawanie na ten temat przychodziło z łatwością. Poza tym przestępstwa rozbójnicze mają to do siebie, że uczestniczą w nich napastnicy i ofiary. Jeżeli któryś z napastników zdecyduje się na sypanie, to podane przez niego okoliczności zdarzenia są konfrontowane z relacją pokrzywdzonego, który często może nawet nie wiedzieć, kto konkretnie do niego przyszedł, ale dzięki opisowi szczegółów samego zdarzenia daje prokuratorowi dysponującemu zeznaniami skruszonego możliwość połączenia faktów i obudowania zdarzenia przynajmniej dwoma relacjami. A to jest już przed sądem spora wartość i spora przewaga prokuratora.

Ryzyko wpadki nie jest więc małe, a że przestępstwo takie wiąże się z użyciem przemocy, to i kara z tego tytułu jest wyższa, bo sądy na przestępstwa z bronią w ręku patrzą okiem dość surowym. Inna jest też atmosfera. Kilkanaście lat temu haracz był normą, panowało poczucie bezkarności. Dzisiaj trzeba się nachodzić. Nie mówiąc już porwaniu się na większego przedsiębiorcę, dla którego rozbicie szyby w lokalu nie jest wielką stratą, wielkich przeszkód w działalności to u niego nie spowoduje, a i powodów do obaw taki nie posiada. Brak zjawiska skali powoduje też, że haraczowanie staje się coraz mniej intratne. Kwoty do zgarnięcia są stosunkowo nieduże, a zdecydowanie konkretniejsze zyski przynosi handel narkotykami, o którym za chwilę. Szkoda zatem puszczać parę w wymuszenia, skoro można zająć się biznesem mniej ryzykownym, a bardziej dochodowym. W drugiej części artykułu kilka trafnych uwag..

A co z rozbojami? Sprawa również nie jest prosta, a problemów nie brakuje. Przede wszystkim kwestia odpowiedniego zysku. Koło jest tu w pewnym sensie zamknięte. Odpowiednio duży skok wymaga współdziałania kilku osób, a z kolei kilka osób wymaga odpowiednio dużego skoku, żeby był on dochodowy dla każdej. Trzeba zatem porwać się na poważniejszą kasę. A to same problemy. Po pierwsze poważniejszą kasę mało kto już wozi sam. Agencji ochrony mamy w kraju całą masę, a konwojowanie gotówki to dla nich część chleba powszedniego. Innych kosztowności też samemu raczej się nie wozi.

Oczywiście nawet konwój nie jest gwarancją nietykalności, czego najlepszym ostatnio przykładem stał się napad w Wólce Kosowskiej pod Warszawą. Jest za to niemal stuprocentową gwarancją, że tak spektakularny napad zostanie rozliczony. Przede wszystkim wynika to z ilości śladów, jakie się zostawia i trudności logistycznych w samym przygotowaniu akcji. Po pierwsze monitoring i świadkowie. Jak uniknąć wpadki w związku z nimi? Warto nie używać swojego samochodu. Kradzież/wynajem/kupno jednorazowego auta – to zostawia ślady. Po drugie trzeba działać dość brutalnie i z zaskoczenia. Żeby działać brutalnie i z zaskoczenia potrzeba kilku osób i świetnej znajomości tak zwyczajów konwojentów, jak i miejsca ataku. To wszystko zostawia ślady i pomaga policji w zebraniu dowodów i ustalaniu przebiegu zdarzenia. Im więcej osób, tym większe ryzyko, że któraś w końcu przy przesłuchaniu zmięknie. No i w końcu kwestia determinacji. Tak głośne sprawy mobilizują policję do sprawniejszych działań i intensywniejszych poszukiwań. A umówmy się: operacyjnie policja wie dużo i szybko, jest tylko potem kwestia przełożenia tego na dowody dla sądu.

Podobne komplikacje występują w przypadku gotówki niekonwojowanej. Człowiek przewożący swoje kosztowności sam też się przecież z faktem tym nie obnosi i ustalenie gdzie i kiedy okoliczności do dokonania napadu będą sprzyjające wymaga albo wystawienia ofiary przez osobę trzecią, albo długiej obserwacji. A przecież trzeba wyczekać moment, kiedy zysk ze skoku będzie największy. A przecież trzeba się w czasie akcji komunikować. Czym jak nie telefonem, który zostawia po sobie ślady najwyraźniejsze? Wszystko to są problemy, przed którymi planujący napad stają i muszą rozwiązać. I wszystko to są działania zostawiające tropy. Napady doskonałe z pewnością ciągle się zdarzają, ale rosnąca skuteczność policji znacząco je ograniczyła i wypchnęła poza nawias zainteresowania grup przestępczych.

Co zatem pozostaje biznesem naprawdę dobrym? Naturalnie narkotyki. Wojna nie do wygrania. Biznes tak dochodowy, że kiedy zamykają jednego, na następce czekać nie trzeba w zasadzie w ogóle. Zwalczanie poważnej przestępczości narkotykowej to domena CBŚ, ale nawet tam panowie wiedzą, że walczą z wiatrakami. Podczas jednego z wykładów na studiach (takie zajęcia prowadzone cały semestr przez zaproszonych policjantów) przyszedł do nas pan z CBŚ właśnie, pracujący w jednej z komórek narkotykowych, którego zdaniem w Polsce przejmuje się ok. 10-20% napływających na rynek substancji odurzających.

Skąd się biorą narkotyki? Mawiają i piszą, że do kraju wiedzie 5 szlaków narkotykowych:

1. drogą morską i powietrzną do Polski przemycana jest kokaina z Ameryki Południowej oraz marihuana i haszysz z Afryki,

2. heroina oraz marihuana i haszysz pochodzenia azjatyckiego (Azja Południowo-Zachodnia) przemycane są drogą lądową,

3. w przypadku heroiny pochodzącej z krajów tzw. Złotego Półksiężyca (Afganistan, Pakistan, Iran) przemyt odbywa się tzw. szlakiem bałkańskim (Turcja—Bułgaria—Rumunia—Węgry) bądź przez terytorium byłego ZSRR, najwięcej heroiny trafia do Polski z Afganistanu,

4. tą samą trasą trafia do Polski heroina z tzw. Złotego Trójkąta (Birma – Laos – Tajlandia), przy czym mniejsze ilości przemycane są także drogą powietrzną,

5. przez terytorium Niemiec trafia do Polski marihuana przemycana z Holandii drogą lądową.

źródło

Do tego dochodzi oczywiście produkcja własna. Polska specjalność, czyli amfetamina produkowana z przemycanego ze wschodu BMK i marihuana. Produkcja odbywa się na prywatnych posesjach, które z zewnątrz wyglądają jak normalne domy, a w środku są zwykłymi fabrykami narkotyków. O ile w amfetaminę bawimy się sami, o tyle produkcją marihuany w okolicach Warszawy trudnią się głównie przybysze z Dalekiego Wschodu. Słyszałem opowieści o całych polach marihuany rosnących w podwarszawskich miejscowościach, ale osobiście nie widziałem. Może ktoś widział i się podzieli wrażeniami.

Co mają wspólnego narkotyki z haraczami, a czym się od nich diametralnie różnią? W pierwszym rzędzie różnica. Przestępstwa narkotykowe #!$%@?ą się tym, że nie ma w nich de facto poszkodowanych. Transakcję zawierają między sobą 2 lub więcej osób i wszystkie tym samym popełniają przestępstwo. Żadna nie będzie zatem skłonna złożyć zeznań. O dziesiątkach kupionych pokątnie kilogramów narkotyków nie wiemy nie dość, że my, to pewnie też i policja i szefowie poszczególnych grup. A te które wiemy? Poza wpadkami na gorącym uczynku jedynym źródłem dowodowym pozostaje uczestnik transakcji lub ktoś kto o niej wiedział. Dowód z osoby, która słyszała że była transakcja, ale konkretów nie jest w stanie podać nie jest zbyt mocny, chociaż oczywiście nie niemożliwy. Poza tym przy transakcji z reguły nie ma przemocy, a zatem sprawca trafiający przed sąd najczęściej dostanie karę niższą nić sprawca rozboju, czy wymuszenia. Podobieństwo jest zaś takie, że to sprzedawców narkotyków się najczęściej haraczuje. Jeżeli grupa ma kilka poziomów to najdrobniejszych dealerów haraczują trochę więksi, tych większych jeszcze więksi i tak do samego szefa, który de facto może znać tylko kilka osób. I mieć oczywiście odpowiedni autorytet.

Ilości, jakie prokuratura przypisuje grupie Szkatuły podałem na początku wpisu. Kilka ton przez kilka lat. Warto zarysować, skąd się to wszystko w Warszawie wzięło. Przede wszystkim dostęp do hurtowych ilości narkotyków nie jest prosty, dlatego w komfortowej sytuacji są ci, którzy mają swoje dojścia. Oni te narkotyki stosunkowo tanio sprzedają i puszczają dalej w obieg z odpowiednią przebitką. W przypadku Warszawy i grupy Rafała S. mechanizm w gruncie rzeczy nie różnił się od sytuacji, która miała i ma miejsce w całym kraju. Siatkę obracają wielkimi ilościami tworzyli ludzie rekrutujący się z grup pseudokibicowskich. Same potrzebne cechy. Zorganizowani, lojalni, dyspozycyjni, łasi na pieniądze. Jak Szkatuła wszedł w romans z Teddy Boys 95 i innymi chłopcami z Legii – nie wiem, a to bardzo interesująca kwestia. Jak to wygląda w innych częściach kraju – dziennikarze o tym piszą, wystarczy poguglać, a wielu ma pewnie w tym zakresie własną wiedzę.

Ważną w całym łańcuszku rolę odgrywają zgody kibicowskie. Jak wskazano wyżej, jeden z głównych szlaków przywozu marihuany do Polski, to Holandia – Niemcy – Polska. Legia ma tzw. zgodę z holenderskim ADO Den Haag. Stamtąd członkowie bojówek Legii i grupy Szkatuły zarazem przywozili, najczęściej samochodami, ogromne ilości marihuany, co stało się zresztą dużo łatwiejsze po wejściu Polski do Schengen. Inne ciekawe zgody Legii to Olimpia Elbląg i Pogoń Szczecin. Miasta portowe. Miasta portowe mają zaś to do siebie, że przyciągają narkotyki. A Szczecin i Elbląg to wielkie metropolie i rynki zbytu nie są. Inaczej niż Warszawa, która może wchłonąć każde ilości. Kontakty w ramach kibicowskich zgód kwitły na długo przed uformowaniem się poważnych grup przestępczych, ale ktoś kiedyś wpadł na znakomity pomysł wykorzystania ich nie tylko do wspólnych ustawek, co obfituje do dziś.

Poza zgodą legijną mamy w kraju jeszcze dwie główne zgody: Śląsk Wrocław, Wisła Kraków, Lechia Gdańsk i Arka Gdynia, Lech Poznań, Cracovia Kraków. W obu kolejne miasta portowe. Przypadek? Dziś mówi się, że w całym kraju głównymi nurtami obrotu narkotykami sterują gangi rekrutujące swoich członków spośród pseudokibiców. Kiedy zaczęli oni przejmować kontrolę nad biznesem i jakie dokładnie okoliczności na to wpłynęły? Tego nie wiem, za głupi jestem jeszcze.

  • 16
@japantown: są trzy wcześniejsze teksty, a poza tym to powinno mi się udać zachować wydajność rzędu raz na tydzień ;)

SE Asia opanowująca lokalny rynek marihuany to nic dziwnego. Stało się tak w UK, Czechach i prawdopodobnie całej naszej części Europy. Wiadomo o tym od jakichś pięciu lat przynajmniej.


Sprytne są z nich gagatki. Pracowici i strasznie strasznie zamknięci przez co prowadzenie wobec nich postępowań jest bardzo utrudnione.

Dzięki za miłe
@Sliwa: powiedzmy, że pasjonatem tematu. Biorę to w zasadzie z ogólnodostępnych źródeł, podaje je zresztą. Wystarczy przeczytać ileś tam tekstów w temacie i złożyć je w jakąś sympatyczną całość. Część informacji mam z obserwacji własnych, ale to są informacje uzupełniające zaledwie. Cały czas myślę jak te wynurzenia jakoś skomercjalizować ;)