Wpis z mikrobloga

#pasta #coolstory #heheszki #humor

Dzisiaj wam opowiem co się stało gdy wylądowałem w szpitalu po pewnym wypadku na weselu, do którego niestety przyczynił się Adam Małysz

(tu pierwsza cześć historii: http://www.wykop.pl/wpis/7707012/truestory-pasta-zdarzylosienaprawde-miud-copypasta/ )

W szpitalu spędziłem 3 dni, a drugiego zadzwonił do mnie sam sprawca wypadku, Adam Małysz. Powiedział, że bardzo mnie przeprasza, że tak się to wszystko potoczyło i że chętnie by mnie odwiedził. Skoro i tak nudziło mi się jak cholera, a w dodatku będzie okazja aby wyjaśnić parę spraw, przystałem na jego propozycję. Małysz pojawił się w 20 minut, miał na sobie ładne buty, normalne spodnie, zwykłą bluzę z krótkim rękawem, dosyć grubą kamizelkę oraz okulary przeciwsłoneczne, którę zdjął zaraz po wejściu do sali. Od razu zaczał od przeprosin i wręczył mi mały podarunek, a były to dwie czekolady mleczne oraz trzy cytryny. Podziękowałem serdecznie i zapytałem dlaczego akurat cytryny, na co Małysz odpowiedział, że gdyby przyniósł banany to wtedy na pewno nawiązałbym do bułki z bananem, a to słyszy kilka razy w tygodniu i jest już tym trochę zmęczony.

Wykazałem duże zrozumienie i od razu przeszliśmy do innych tematów. Rozmawialiśmy trochę o sporcie, trochę o pogodzie, trochę o zdrowiu. Mieliśmy spory komfort w pokoju, ponieważ sala była 3 osobowa, a tak się złożyło, że tego dnia leżałem tam tylko ja. W pewnej chwili Małysz podszedł do tego urządzenia pokazującego poprzez różne cyferki i wykresy jak pracują podstawowe procesy w organiźmie. Trochę się zamyślił, po czym zaczął naciskać różne guziki na tym urządzeniu lekko się przy tym uśmiechając. Troche mnie to zaniepokoiło i zapytałem Małysza dlaczego to robi. Odparł ze spokojem, że gdy był u Morgensterna w szpitalu, to zawsze u niego ktoś był i nie mógł się za bardzo tym pobawić i dopiero teraz może. Adaś zaczął

coraz agresywniej naciskać różne kombinacje przycisków i nagle urządzenie zaczęło głośno wyć, coś na kształt alarmu. Małysz odskoczył jak oparzony, zajął miejsce przy moim łóżku, a za 10 sekund do pokoju wpadła pielęgniarka. Gdy zobaczyła co sie dzieje z urządzeniem zaczęła mnie opierniczać, ze to nie zabawka i żebym się nie wygłupiał. Odparłem, że to nie ja, na co ona odpowiedziała, że niby kto? Adam Małysz? Po czym i on i ona zaczęli się śmiać, a Małysz jeszcze puścił do niej oczko. Pielęgniarka szybko zrobiła co miała zrobić i wyszła, a ja zacząłem się zastanawiać czy odwiedziny Małysza do aby na pewno dobry pomysł. Nagle do Małysza ktoś zadzwonił. Okazało się, że to jego kolega, który zamierza po niego przyjechać i będzie tu za 10 minut, posiedzą tu razem z kwadrans po czym pojadą. I rzeczywiście po 10 minutach w drzwiach ukazał się

kolega Małysza. Był to słynny z pisania tekstów polskich piosenek znany polski kabotyn Jacek Cygan. Grzecznie się przedstawił i życzył mi zdrowia, a następnie wyrecytował specjalnie dla mnie limeryk, który stworzył akurat na tę okazję

Raz dentystka z Poznania - Dorota,

gdy na figle ją naszła ochota,

woła męża: "Kochanie,

czy twe wiertło dziś stanie,

bo bez wiertła to nie jest robota!?

Na ten wierszyk Małysz wyraźnie się ożywił, szeroko się uśmiechnął, chwycił Cygana za bark, rzekł "kurrrrrwa Mickiewicz" i aż przygryzł wargi. Cygan lekko się uśmiechnął, po czym wszyscy przeszliśmy do omawiania standardowych spraw typu zdrowie, pogoda i brak Dudka na kolejnym Mundialu. W końcu dyskusja zeszła na temat skoków spadochronowych, a stamtąd już blisko do tematu skoków narciarskich. Cygan powiedział, że wie że już mówił to setki razy, ale bardzo zazdrości Małyszowi tego latania, tego, że mógł poczuć się jak ptak chociaż przez chwilę. Małysz odparł, że w zasadzie to mógłby go nauczyć latać, skoro bardzo tego pragnie, bo już w końcu trochę się znają. Autor pieśni polskich stwierdził, żę jest już troche za stary na takie rzeczy i że mógłby sobie coś zrobić przy tym, jednak Małysz przekonał go, że pod jego skrzydłami nic mu się nie stanie, że on go nauczy fruwać jak ptak, po czym wstał i podszedł do okna. Sala była na pierwszym piętrze, a Małysz stwierdził, że to idealna wysokość jak na pierwszy lot, ani za duża, ani za mała. Cygan trochę się wzbraniał, ale Małysz już otwierał okno i powiedział, że szybko bo się rozmyśli. Na to musiałem zareagować, powiedziałem Cyganowi, że jestem w szpitalu właśnie przez taki lot i że to się dobrze dla niego nie skończy. Cygan nawet na mnie nie spojrzał, mruknął tylko lekceważąco pod nosem "Co ty Czesiu #!$%@?..." i cały czas patrzył się na okno.

Małysz ustawił go na parapecie, pokazał właściwą pozycję do startu i jak się wybić i pouczył żeby w locie się wygiąć tak aerodynamicznie, a potem to lądowanie to jak już uważa - albo na dwie nogi albo telemarkiem. Cygan troche się bał, ale Adam powiedział, że musi tylko uwierzyć w siebie a wtedy wszystko będzie możliwe. No to Cygan wybił się z całej siły, a potem słyszałem tylko wielki huk. Zerwałem się na obie nogi, doczołgałem się do okna i widziałem tylko jak leży na ziemi i ledwo się rusza, a wokół gromadzili się już pierwsi ludzie, a jeden zaczął mi robić zdjęcia jak wyglądam przez okno.

Gdy się obróciłem w stronę pokoju po Małyszu nie było już śladu, a sam za bardzo nie wiedziałem co robić, w końcu położyłem się do łóżka. Na koniec dodam tylko, że Małysza już nigdy potem nie widziałem na oczy, a sam za to musiałem wiele razy zjawiać się w sądzie. Ale o tym opowiem juz innym razem.
  • 2