Wpis z mikrobloga

#rowerowyrownik 93 498 - 8 = 93 490

...i już tłumaczę dlaczego tak mało. #coolstory #oszukacprzeznaczenie

Znalazłem sobie ostatnio świetną szosową trasę praktycznie rzut beretem od domu, także wygrzebałem z piwnicy swój wierny zielony rower turystyczny i zacząłem tym szlakiem regularnie jeździć. Trasa przez pierwsze kilka kilometrów wiedzie przez dosyć już rozrośnięte wsie - jest szerokie asfaltowe pobocze, chodniki, takie bajery.

Jadę sobię dzisiaj tą elegancką drogą, ruch jak nigdy do tej pory. W pewnym momencie dostrzegam, że nie przejadę dalej poboczem, bo zatrzymał się tam TIR na awaryjnych. Na przyczepie ma uszkodzoną plandekę i dziurą wypadają niesione (zachodnim) wiatrem płachty styropianu. Kierowca krząta się przy maszynie, więc sytuacja wydaje się być pod kontrolą. No, może nie licząc paczki styropianu, która próbowała mnie znokautować jak w jakimś Mario Kart. Omijam przeszkodę, jadę dalej.

Jak już wspomniałem, nie wiadomo dlaczego na drodze był znacznie większy ruch niż zwykle. Wjechałem na odcinek, gdzie droga jest wąska i pozbawiona pobocza. Po obu stronach trawa na metr i las (Kurpie Zielone, Mireczki). Myślę sobie, #!$%@?ę, nie jadę dalej, bo któryś z tych mijających mnie TIRów w końcu nie zmieści się w zakręcie albo nie zauważy mnie ponad przeszkodami i będą mnie musieli identyfikować po dowodzie osobistym w kieszeni. Zawracam.

Wróciłem do miejsca, gdzie wcześniej polistyren uciekał na wolność. Ciężarówka odjechała, ale na drodze zostało sporo odłamków. W jeden taki kawał styropianu właśnie wjechała jakaś osobówka, ale wygrała to starcie i pojechała dalej lekko zarzuciwszy bokiem. Myślę, ktoś inny może być większą dupą wołową i sobie nie poradzić z tak agresywnym przeciwnikiem na drodze jakim jest styropian. Wypadałoby to posprzątać, a droga zrobiłą się pusta, więc równie dobrze mogę to być ja. Powpychałem największe kawałki styropianu w przydrożny rów i jadę dalej.

Jestem jakieś 1,5km od domu i zaczynaja się dziać dziwne rzeczy. Wchodzę w zakręt i muszę kontrować kierownicą, bo jadę nie tam, gdzie powinienem. Myślę sobie (dużo myślę, nie? ( ͡° ͜ʖ ͡°) ), wjechałem w coś i opony tracą przyczepność, ale żeby aż tak? Zatrzymuję się i przeglądam rower.

Kierownica trzyma się na ok. centymetrze pręta wchodzącego w ramę i rusza się na wszystkie strony niezależnie od koła. Rdza dobrała się do roweru i najwyraźniej coś puściło na wybojach. Jeszcze kilkaset metrów i pewnie wszystko by się rozleciało. Przypomniałem sobie, że wcześniej, bijąc swój rekord prędkości na 1km wśród tych zarośli i lasów, też coś było nie tak. Gdybym tak przy 40km/h poleciał przez głowę z górki na asfalt i w gąszcz, to by było nieźle. ( ͡ ͜ʖ ͡)

Karma nie istnieje.

TL;DR

  • 9
@Cezetus: Mi swego czasu jakoś miękko się z przodu Waganta zrobiło na Świętokrzyskiej (w korku), zjechałen na chodnik, zobaczyć co to - i widelec razem z kołem mi do przodu odjechał...