Rok 1410 okolice Grunwaldu. Obie armie w noc przed decydującą bitwą balują jakby ostatni raz w życiu. Beczki gorzały idą jedna po drugiej. O świcie impreza się kończy, rycerze nieprzytomni leżą gdzie kto upadł. W południe powoli na mega kacu zaczynają wstawać na nogi. Z obu obozów wysłano parlamentariuszy. Co za wstyd, tyle luda, bitwa ma być, a tu wojsko biega po krzakach, żyga, wody szuka... Umówili się wodzowie, że nie ma bata, o bitwie rozstrzygnie pojedynek 2 rycerzy. Więc burza w obozie polskim. Wściekły Jagiełło jeździ po namiotach, namawia, prosi, ale żaden *#!$%@? się nie podnosi. W końcu jakiś kurdpel z poznańskiego mówi: ja stanę do walki. Szlachta bije brawo i wznosi wiwaty. Rycerzyk pojechał na umówione pole wśród fanfar trąb.
W obozie Zakonnym również zawarzcały bębny i kotły, szeregi się rozstąpiły i wyjechał niemiec. Co za skurczybyk! Wielkolud, zakuty w pełną płytówkę, płaszcz z czarnym krzyżem, kopia 5m długa, koń alzacki, ogromny. Ruszyli ku sobie galopem. Szlachta widząc co się dzieje, że i tak hańbą za przegraną bitwę się okryje wrzeszczy do małego: w nogi! w nogi! bo żal im się chwata zrobiło.
Rycerze docwałowali do siebie. Jebło, błysnęło się i zakurzyło. Gdy piach opadł zobaczyli jak mały rycerz stoi z zakrwawionym mieczem nad niemczyskiem i mówi: bym cie rozyebał, ale że "w nogi" krzyczeli, to ci tylko kulasy #!$%@?łem.
#suchar
#dowcip
#byloaledobre
#kryptowaluty
#dziendobry
#coolstory
#anegdotypilkarskie
Rok 1410 okolice Grunwaldu. Obie armie w noc przed decydującą bitwą balują jakby ostatni raz w życiu. Beczki gorzały idą jedna po drugiej. O świcie impreza się kończy, rycerze nieprzytomni leżą gdzie kto upadł. W południe powoli na mega kacu zaczynają wstawać na nogi. Z obu obozów wysłano parlamentariuszy. Co za wstyd, tyle luda, bitwa ma być, a tu wojsko biega po krzakach, żyga, wody szuka... Umówili się wodzowie, że nie ma bata, o bitwie rozstrzygnie pojedynek 2 rycerzy. Więc burza w obozie polskim. Wściekły Jagiełło jeździ po namiotach, namawia, prosi, ale żaden *#!$%@? się nie podnosi. W końcu jakiś kurdpel z poznańskiego mówi: ja stanę do walki. Szlachta bije brawo i wznosi wiwaty. Rycerzyk pojechał na umówione pole wśród fanfar trąb.
W obozie Zakonnym również zawarzcały bębny i kotły, szeregi się rozstąpiły i wyjechał niemiec. Co za skurczybyk! Wielkolud, zakuty w pełną płytówkę, płaszcz z czarnym krzyżem, kopia 5m długa, koń alzacki, ogromny. Ruszyli ku sobie galopem. Szlachta widząc co się dzieje, że i tak hańbą za przegraną bitwę się okryje wrzeszczy do małego: w nogi! w nogi! bo żal im się chwata zrobiło.
Rycerze docwałowali do siebie. Jebło, błysnęło się i zakurzyło. Gdy piach opadł zobaczyli jak mały rycerz stoi z zakrwawionym mieczem nad niemczyskiem i mówi: bym cie rozyebał, ale że "w nogi" krzyczeli, to ci tylko kulasy #!$%@?łem.