Wpis z mikrobloga

Na początku swojej kariery jeszcze nie miałem świadomości, że w państwówce bez znajomości nic się nie znaczy. Z tego też powodu aplikowałem na informatyka w Izbie Skarbowej w Lublinie.
Było nas około ~10 osób, w tym JEDNA kobieta. Niektóre chłopy grubo po 50, #!$%@? w garnitury itp.
Rekrutacja miała 3 etapy:
- pytania zamknięte
- pytania otwarte
- rozmowa z zarządem
Po każdym etapie była chwila przerwy, a następnie były wywieszane wyniki.
Owa Pani miała zawsze 0 pkt
Żeby nie było, że mam się za alfę i omegę to ja miałem drugie, bądź trzecie miejsce jeśli chodzi o punktację - więc miałem świadomość, że ja tej roboty nie dostanę.
Tylko że, przy ostatnim etapie, owa Pani została zawołana jako pierwsza, bo niby gdzieś się śpieszy (inni tak zrobić nie mogli).
Jak wyszła z uśmieszkiem na twarzy rzuciła do nas "powodzenia" - no z perspektywy czasu to było to straszne #!$%@? z jej strony.
Ja wtedy nie gryzłem się w język, byłem wtedy na stażu u urzędzie pracy i się mnie pytali, czemu nie chcę tam zostać. Opisałem jak to wygląda:
- osoby na trzecim, albo czwartym z rzędu stażu - bez żadnych perspektyw. Szczytem była stażystka co dostawała na owe czasy 900zł stażowego, a płaciła 600zł za parking prywatny, bo nie ma tam gdzie zaparkować xD
- kolejka pociotków nawet na najniższe stanowiska
- kierowniczka wprost mi powiedziała, że nie mam co startować nawet na te najniższe stanowisko (bo pojawiła się oferta pracy) bo już kogoś mają na te miejsce.
No i zgadnijcie kto dostał tą robotę? No właśnie owa Pani, co nie ogarniała kompletnie nic.
Jak ma być dobrze w urzędach jak zatrudniają takich jełopów?... Współczuję tylko kolegom z zespołu, bo pewnie paniusia nie robiła tam nic.
Jak chcecie to mam jeszcze historię z Sądu gdzie aplikowałem na protokolanta (tam byłem najlepszy, a miałem ostatnie miejsce na liście rezerwowej xD) no i z urzędu pracy.
Może w innych miastach jest inaczej, ale jeśli chodzi o Lublin to tak jest wszędzie.

#pracait #pracbaza #januszebiznesu
  • 9
  • Odpowiedz
@4mmc-enjoyer: nikt normalny nie pracuje w administracji publicznej. To znaczy albo ludzie bez ambicji albo znajomi krolika bez jakichkolwiek umiejetnosci. Ktokolwiek, jezeli cokolwiek potrafi, to spieprza jak najdalej, zeby sie nie uzerac z betonem i nieudacznikami za psie pieniadze.
  • Odpowiedz
@4mmc-enjoyer: administracja panstwowa to nepotyczny beton już od szczebla gminnego w górę, a skarbówka czy jakiś sąd to juz w ogóle abstrakcja, synki córunie siostrunie i szwagry poupychani gdzie się da. Mało tego, stare dziady potrafią "przeciągać" przejscie na emeryturke zeby dla wnuczki stanowisko było za rok czy dwa, a jak są ludzie dostępni "od zaraz" na to stanowisko to dowidzenia.
Mam pare osób w rodzinie i kilka znam co
  • Odpowiedz
@asdfqwerty123: dlatego ludzie ambitni na dorobku przenosza sie tam, gdzie istnieje rynek pracy - do miast wojewodzkich. Po prostu. Jak ktos ma pracowac na magazynie czy na produkcji, to juz lepiej jechac za granice i przynajmniej zarabiac jakies normalne pieniadze.
  • Odpowiedz
@kimunyest95 i wlasnie dlatego że każdy MUSI przenosić się do wojewódzkich aktualnie ceny mieszkań są tak abstrakcyjne. Realia są takie że jak jesteś z mniejszej miejscowości to albo idziesz do wojska, albo na tiry/częściej busy albo za granicę (rzadziej do większego miasta bo to jest drogie m.in przez ceny wynajmu mieszkań)
  • Odpowiedz
  • 2
@wemwuem: zaczynałem dopiero pracę po studiach, chciałem przejść z januszexu (umowa zlecenie) na umowę o pracę.
@kimunyest95 Ci co byli brani bez znajomości to #!$%@? na pół etatu... Czaisz informatyk w urzędzie i mu proponują pół etatu, a córeczce szefa od razu cały etat na lepsze stanowisko...
  • Odpowiedz
@4mmc-enjoyer: Teraz jak spojrzysz, konkursy ( bo tak to się chyba to fachowo nazywają te oferty pracy, że organizują konkurs na dane stanowisko pracy, to często mają tak pokręcone wymagania, które ewidentnie chyba są rozpisane pod kogoś aby miał jak najwięcej pkt.
Ja miałem propozycje na 1/4 etatu, pamiętam, że jakieś dziwne wymagania były w ogóle, ale typek co odchodził z tego stanowiska to jakiś znajomy ojca i mówił, że
  • Odpowiedz