Wpis z mikrobloga

#diuna #dune #fantastyka #film

Bardzo ciekawy fragment. Gdy czytałem Diunę we wczesnym gimnazjum, jakieś 15+ lat temu, to już wtedy wydało mi się dosyć... dziwne to, w jaki sposób przedstawiany był baron Harkonnen. Otyły, brutalny gej-pedofil. Postać tak groteskowa, jak tylko można sobie wyobrazić (I to imię! Ciekawostką jest to, że Herbert wyszukiwał w książce telefonicznej groźnie brzmiące imiona i nazwiska dla swoich postaci i stąd taki niecodzienny dla Polaka miks. Jeśli zastanawiasz się, dlaczego w Diunie rozmawiają postaci nazywające się w stylu Janusz Kowalski i Mohamed al Mahdi, to właśnie dlatego. Imiona w sci-fi to w ogóle osobny temat, tutaj np artykuł.)

Tłumaczenie automatyczne, link tutaj.

Frank Herbert był skrajnym homofobem, który odrzucił swojego syna Bruce'a za to, że jest gejem. Nie pozwolił nawet Bruce'owi zobaczyć matki na łożu śmierci, według Briana Herberta. Homofobia Franka Herberta przesiąka powieści Diuna. W God Emperor of Dune odbywa się cała rozmowa na temat tego, jak homoseksualiści są obrzydliwymi zboczeńcami, ale można to przekierować na bycie dobrymi żołnierzami.


Ale prawdziwa homofobia wychodzi, gdy Frank Herbert tworzy Barona Vladimira Harkonnena, najbardziej odrażającą postać, jaką można sobie wyobrazić. Jest to gruby, gej-pedofil. Gdy po raz pierwszy poznajemy barona, jest opisany jako pokryty biżuterią i siedzący za ogromnym różowym biurkiem rozmawiający z młodym, niewinnym bratankiem i swoim efemerycznym sługą. We wszystkich filmach, susypensory, których używa do podtrzymywania swojej wagi sprawiają, że lata w powietrzu, co nie ma miejsca w książkach. Baron Harkonnen jest najbrzydszym i najbardziej złośliwym stereotypem, jakiego pisarz z połowy XX wieku mógłby wymyślić dla geja.


W powieści jest cała historia dotycząca męskiego niewolnika seksualnego, za pomocą którego Feyd-Rautha próbuje otruć barona. I nic z tego nie jest detalem w odniesieniu do tej postaci. On nie jest złoczyńcą, który przypadkiem jest gejem, on jest gejem i dlatego jest złoczyńcą. Jego homoseksualność jest demonizowana na każdym kroku. Tak samo, jak jego waga jest demonizowana.


Film Davida Lyncha podążał tą ścieżką, nawet jeśli pośrednio. Przecież Sting nosi bikini. Ale Denis Villeneuve usuwa swoją wersję wszystkich tych fabuł i motywów, co właściwie redukuje postać Feyd-Rautha do postaci niewidocznej.Na początku myślałem, że był to błąd. Jeśli obejrzysz wszystkie te nowe wersje filmów Disneya, zauważysz, że ich wyjątkowo gejowscy złoczyńcy przestają być gejami i stają się po prostu nudni. Po prostu odejmowanie. Myślałem, że można to rozwiązać lepiej. Po prostu uczynić kogoś ważnego w rodzie Atreides gejem. Ale zmieniłem zdanie w drugiej części Diuny. Ten surowy kontrast czarno-biały przekonał mnie, że to nie jest po prostu odejmowanie, ale raczej oczyszczanie drogi dla tego, co czyni Harkonnenów złoczyńcami. Są złoczyńcami, bo są ludobójczymi, morderczymi, sadystycznymi właścicielami niewolników. I naprawdę nie ma potrzeby skupiania się na innych elementach. Po prostu pokaż ich w najbardziej surowym świetle. Dokładnie to zrobił film.


PS
Do teraz myślałem, że dojenie uniwersum Diuny (które, umówmy się, zaczęło się jeszcze za życia Herberta starszego, tylko praktycznie nie istnieją czytelnicy, którzy się przebili do ostatniej napisanej przez niego książki xD) to jest coś godnego pożałowania. Teraz jednak odczuwam jakiś rodzaj satysfakcji.
There is God :P
  • 1