Wpis z mikrobloga

#pracbaza #januszebiznesu

XD XD XD XD Pracuję w firmie z kapitałem NL. Jestem tu dłuższy czas ale szefa widziałem raz w życiu. Wiec chill.. ale to spowodowało, że powstał tu taki folwark śmieszny. Taki luźny zbiór przemyśleń, bo mam potrzebę się podzielić.

- W NL są "headquarters" - ludzie z NL czują się naszymi przełożonymi. Każdy czuje się przełożonym każdego polaka. Nie żeby to jakoś wykorzystywali ale zasadniczo PIP nie lubiłby tego, że ktoś z obcej firmy osobiście wydaje polecenia pracownikom a nie ma go w strukturze organizacyjnej. Z drugiej strony można osrać takie polecenia i nic nie mogą z tym zrobić. Ale ok - nie ma tu januszowania, Holendrzy są ok. Nie ma kołchozu.

- Dyrektorka firmy ma wywalone na produkcję. Tak dokumentnie. Nigdy nie wyszła na produkcję Jest główną księgową i na tym się skupia. Chociaż księgowość robi księgowa - baba bez męża, bez dzieci, bez majątku, która nigdy nie prosi o podwyżkę. Ale o niej później. Co oznacza, że jej dyrektorowanie ogranicza się np. do sprawdzania czy na biurach jest porządek. Czasem ambitnie coś sobie wyznaczy, by zaznaczyć swoją obecność, ale zwykle z tego beka, bo to totalnie oderwane od rzeczywistości jest, co ona gada i nikt nie bierze tego na poważnie tylko robi swoje. Generalnie o tym co dzieje się na produkcji nie wie nic - poza danymi finansowymi / księgowymi, które nijak mają się do rzeczywistości, bo na produkcji panuje bajzel. Dziwna, bo udziela rad o wychowaniu dzieci a sama ma ich dosłownie ZERO. Tak samo głosi idee K.K. ale mieszka z żonatym (lub po rozwodzie - nie wiem) chłopem na kocią łapę. Także słabo w autorytet.

- Kierownik produkcji - wspaniały człowiek. Chodzi i podpierdziela innych. Ode mnie ma ksywę jak pewna postać z pewnego znanego filmu Barei. Szafy u nas nie ma, więc nie ma gdzie się nagrać, ale za to można peany głosić osobiście. Wspaniałe włazidupstwo. Posłuchu na produkcji nie ma za wiele ale w sumie kto by się tam przejmował. Jest propaganda sukcesu, której wcześniej nie było - wyników nie ma ale propaganda się zgadza.

- Manager z NL - taki co to się bossem czuje. Jak go kiedyś zapytałem, co by zrobił jakby wygrał w Euro Jackpot to stwierdził, że kupiłby firmę od naszego szefa, bo taki zaangażowany jest. Słynie z tego, że zanim objął stanowisko był bardzo spoko ale teraz jedynie pulta się na naradach. I tyle.

- Księgowa to tak z boku tej ekipy stoi. Raczej występuje jako przedłużenie ramienia skarbówki, bo tej boi się najbardziej na świecie i od kilku lat słyszę, że nas zamkną ale jakoś po żadnej kontroli nie ma mandatów. Ma obsesję na punkcie papierów. Na wszystko musi być papier. Papier na papier. I wszystko najlepiej jakby było idealnie. A tak się nie da, choćby ze względu na system, który jest zły i nie pasuje do charakterystyki naszej firmy - ale taki wybrano w NL, więc taki mamy. Generalnie kobieta dziwna, bo wiecznie przestraszona, wiecznie wieszczy zagładę przez US i w zasadzie paraliżuje wszelkie szybkie działania. Dziwi mnie to, bo mogłaby się tak denerwować za znacznie większe pieniądze. Jest samotna, nie ma męża ani dzieci. Zamiast robić za 4k mogłaby robić to samo za 10-12k. Wystarczyłoby złożyć CV do miasta po lewo od jej domu a nie do naszego, gdzie zarobki są słabe. Nic jej nie trzyma. Niedługo zostanie sama jak palec na tym łez padole, do tego wiek emerytalny już mocno puka do drzwi. I co? Wiadomo, że będzie orać dopóki zdrowie da - także dla niej 67-69 lat wieszczę jako koniec kariery. Bez tego zostaje bujany fotel i samotność. Żeby jeszcze majątek był odłożony i hajlajf - w sumie samemu można podróżować i mieć fajne życie. Dziwią mnie tacy ludzie - pracowici, robiący rzeczy, których nie muszą robić a mimo to nie walczący o lepsze pieniądze za to samo. Mieszkać w połowie drogi między miastem biednym i bogatym i wybrać to biedne. Niepojęte. Firma i tak ją przeżre i wypluje. Tydzień po przejściu na emeryturę zapomną o niej, tak jak o każdym innym, kto stąd odszedł.

Generalnie firma stała się wannabe korpo. Lekarstwem na wszystko jest narada i maksymalne rozproszenie odpowiedzialności, tak by nikt nic nie robił. Bardzo śmiesznie. Ogólnie w firmie panuje luz - pracownicy palą fajki kiedy chcą, eldorado zupełne a ja sobie w czasie pracy piszę tego posta. Generalnie ludzie operacyjni mega spoko, można robić rzeczy - ważne by za bardzo się nie starać i nie spalać, bo to i tak bez sensu. Ale pracuje się przyjemnie, bo nikt nie stoi nad głową, nie mędzi.

Miałbym ogromny pomysł jak usprawnić tę firmę. Bo w sumie wyniki można by znacznie poprawić, gdyby zamiast za propagandę i sprzątanie wziąć się za robotę. Otóż wypieprzyłbym managera z NL, dyrektorkę i kierownika produkcji z jego liderami. To jest 5 osób. 5 pensji! I jeszcze księgową bym wywalil, bo pracuje dużo ale wolno i sama się ogranicza. W dodatku nikt jej nie lubi, bo tylko się czepia o detale. Ja wiem, że księgowość musi być dokładna ale to trzeba jakoś żyć z firmą i ludźmi a nie się ciągle na nich wkurzać i straszyć.

Jak już bym uwolnił te 6 etatów, to miałbym z 50k budżetu. Za to mógłbym zatrudnić sensowną główną księgową za 15k (brutto brutto), księgową taką do roboty za 8k (brutto brutto), dyrektora operacyjnego za 17k (brutto brutto) i kierownika produkcji za 10k (brutto brutto). W zamian miałbym prężnie działającą firmę, która byłaby odpowiedzialnie zarządzana i efektywna.
  • 3
  • Odpowiedz