Pewien prosty człowiek sowiecki był przepełniony pragnieniem czytania o nieprzemijającej wspaniałości Związku Radzieckiego. Poszedł więc do sowieckiej księgarni i zobaczył książkę z czaszką na okładce.
Spytał sprzedawcę, ile kosztuje książka, a ten mu odpowiedział, że 80 rubli i ostrzegł go, żeby nigdy, ale to nigdy, pod żadnym pozorem nie czytał ostatniej strony, albo umrze w niewyobrażalnych męczarniach.
Kupił jednak książkę i przeczytał ją w jedną noc - mimo że opowiadała o takich potwornościach jak automatyzacja pracy, czy, o zgrozo, traktory z klimatyzacją... A to tylko część obrzydliwego kapitalizmu, jaka była tam opisana.
Ale nie zajrzał na ostatnią stronę, pamiętając o przestrodze sprzedawcy. Jednak pewnej nocy, w czasie szalejącej burzy, zebrał w sobie całą swoją radziecką odwagę i odrzucił zabobon na rzecz wiary w Partię i przeczytał ostatnią stronę. Były tam tylko dwa słowa.
Spytał sprzedawcę, ile kosztuje książka, a ten mu odpowiedział, że 80 rubli i ostrzegł go, żeby nigdy, ale to nigdy, pod żadnym pozorem nie czytał ostatniej strony, albo umrze w niewyobrażalnych męczarniach.
Kupił jednak książkę i przeczytał ją w jedną noc - mimo że opowiadała o takich potwornościach jak automatyzacja pracy, czy, o zgrozo, traktory z klimatyzacją... A to tylko część obrzydliwego kapitalizmu, jaka była tam opisana.
Ale nie zajrzał na ostatnią stronę, pamiętając o przestrodze sprzedawcy. Jednak pewnej nocy, w czasie szalejącej burzy, zebrał w sobie całą swoją radziecką odwagę i odrzucił zabobon na rzecz wiary w Partię i przeczytał ostatnią stronę. Były tam tylko dwa słowa.
"Dwadzieścia rubli" - sprzedawca był Żydem!
#russianpasta i może nawet #neuropa