Aktywne Wpisy
szklarskaporeba +19
Pracuję na pełen etat, zarabiam powyżej średniej krajowej i nie stać mnie na nic.
Kawalerka w warszawie to koszt około 3300 PLN ze wszystkim. Na jedzenie wydaje około 1800 PLN - czasem gotuje sam, czasem na mieście. 150 PLN place za paliwo. około 100 PLN to leki (problemy skórne) i dodatkowe 150 PLN to jakaś chemia, papier toletowy itp. 200 PLN place za rozrywkę tj. pójście w miesiącu na tenisa / squasha / kręgle lub wyjście ze znajomymi na drinka lub szisze. Zostaje mi około 1000 PLN.
Tymczasem znajomi, którzy maja mieszkanie po babci, kupili im ich bogaci rodzice i pracują w Dino przy takim samym trybie życia maja na koniec miesiąca na koncie znacznie więcej niż ja.
Nie
Kawalerka w warszawie to koszt około 3300 PLN ze wszystkim. Na jedzenie wydaje około 1800 PLN - czasem gotuje sam, czasem na mieście. 150 PLN place za paliwo. około 100 PLN to leki (problemy skórne) i dodatkowe 150 PLN to jakaś chemia, papier toletowy itp. 200 PLN place za rozrywkę tj. pójście w miesiącu na tenisa / squasha / kręgle lub wyjście ze znajomymi na drinka lub szisze. Zostaje mi około 1000 PLN.
Tymczasem znajomi, którzy maja mieszkanie po babci, kupili im ich bogaci rodzice i pracują w Dino przy takim samym trybie życia maja na koniec miesiąca na koncie znacznie więcej niż ja.
Nie
Krecik_Cygan +2
O ile pamiętam, to w jakiś sposób po ich osiedlu rozeszły się kasety z muzyką (chyba je rozkradli) i mieszkańcy podzielili się na frakcje według ulubionych wykonawców. Później były wspólne dissy, który muzyk jest lepszy
#pasta #pytanie
Kojarzycie stare powiedzenie „Muzyka łagodzi obyczaje”? Pewnie myślicie, że najbardziej pasuje do tego muzyka poważna – Bach, Beethoven, Mozart i inni dawno już martwi kompozytorzy. #!$%@? prawda.
Chwilowo mieszkam w parszywej okolicy (miasto meneli), więc nic dziwnego, że moi sąsiedzi ostatnio mieli styczność z Chopinem na pogrzebie dziadka, nie odróżniali Mendelsohna od Mendelejewa i byli przekonani, że Beethoven to miasto w Holandii. Jednak parę miesięcy temu zdarzyło się coś pozornie nieistotnego – pod naszą kamienicą dachował dostawczak, rozrzucając ładunek płyt z muzyką poważną. Oczywiście wszystkie zniknęły w ciągu kilkunastu minut, co było zaledwie uwerturą do opery #!$%@?. Gdybym tylko wiedział, czym to się skończy, natychmiast zacząłbym szukać nowego mieszkania.
Już tego wieczoru dało się słyszeć pierwsze takty Haydna. Następnego dnia byłem świadkiem wyjątkowej sceny – przy Kustoszu i Viceroyach toczyła się nieśmiała dyskusja o fugach Jana Seby Bęca, który (być może ze względu na imię) został uznany za dobrą mordę. Wieczorem polała się pierwsza krew. Mati dostał w mordę za puszczenie „Wesołej wdówki” Lehara w rocznicę śmierci męża starej Czubakowej.
Kilka dni później obudziła mnie symfonia Mozarta – Karyna spod trójki naczytała się o korzyściach słuchania muzyki klasycznej w czasie ciąży i postanowiła zastąpić Brajanowi ojca klasykiem wiedeńskim. Kiedy wracałem z pracy, dwóch dresów zatrzymało mnie pytaniem, czy jestem za Lisztem, czy Bartokiem. Na szczęście udało mi się trafić w upodobania kochających „Liebestraum” dresów i uniknąć #!$%@?. Tak przy okazji – mieliście kiedyś problemy z zasypianiem? Pan Marian, głowa lokalnego odpowiednika rodziny Soprano (ze zdecydowanie mniejszą ilością pieniędzy i większą liczbą wizyt z opieki społecznej), śpiewający o północy pod prysznicem arię Figara z „Cyrulika sewilskiego” zdecydowanie na nie, #!$%@?, nie pomaga.