Wpis z mikrobloga

Assassin's Creed Mirage
Moja ocena: 6/10

Grając w Mirage nieustanie towarzyszło mi uczucie zmieszania, bo nowy AC jest moim zdaniem niczym kebab typu mieszana, mieszana, ale jest to kebs z typowej kuli mocy. Może smakować, ale chciałoby się czegoś lepszego. Ubi od początku promowało grę hasłem powrotu do korzeni, ale przez 15 lat korzenie zdążyły już dość solidnie uschnąć.

Plusy:
- Bardzo przyjemna dla oka aczkolwiek dość nierówna oprawa graficzna. Momentami, gdy stoimy między domkami z kamienia, a oświetlenie ładnie pada, gra jest w stanie wyglądać niczym godny current gen. Niestety, z drugiej strony mamy twarze postaci oraz ich mimikę niczym sprzed dwóch generacji i cutscenki, gdzie oglądamy dosłownie gadające kukły.
- Akceptowalna wielkość mapy
- W końcu znów czujemy, że jesteśmy pieprzonym assassynem. Trzeba się przekradać, coś wykraść, likwidować po cichu (ale nie ma takiej konieczności, bo znów wykrycie nie niesie za sobą żadnych konsekwencji poza walką z najbliższymi wrogami).
- Sensowna długość rozgrywki - w 20-30h można wyczyścić wszystko i wbić platynę czy tam calaka.
- Świetna muzyka - zwłaszcza gdy te bagdackie rytmy przechodzą nagle w jakąś prawie techniawkę.
- Klimat Prince of Persia - przede wszystkim biegając z setem Księcia, dołączanym do edycji Deluxe.

Minusy i pośrednie:
- Fatalnie poprowadzony prolog.
- Totalnie nieciekawy główny bohater. W zasadzie nie czujemy wagi jakichkolwiek motywacji Basima. Zakon złych jest zły, trzeba ich pozabijać. Taki assassyn kolejny dzień w robocie. Zabawnym jest, jak w epilogu i zakończeniu scenarzyści usilnie starali się nagle dorobić Basimowi jakieś znaczące backstory, ale biorąc pod uwagę całe wcześniejsze prowadzenie tej postaci - nie wybrzmiewa to totalnie i wzbudza co najwyżej uśmiech politowania.
- Nieangażująca fabuła. Niby prowadzimy te śledztwa, ale jakoś miałem totalnie w dupie te kolejne cele do likwidacji. Źli ludzie robią złe rzeczy - trzeba ich pozabijać.
- Gęsta zabudowa Bagdadu sprawia, że do łaski powrócił sensowniejszy parkour. Animacje są 1:1 wzięte z Valhalli. Po dachach biega się fajnie, ale razem z tym powrotem do korzeni powróciły wszelkie pokraczności. Siedzisz za murkiem i chcesz przeskoczyć na drugą stronę, by ukryć się w trawie - Basim wskakuje na murek i zaczyna odstawiać jakiś taniec zamiast od razu przeskoczyć w trawę. Znów blokujemy się w dziwnych miejscach, czasem bohater nie chce się wspiąć tam, gdzie powinien to zrobić bezproblemowo. Próba trafienia w jakieś konkretne miejsce to często obserwowanie Basima, który łapie się wszystkiego dookoła, byle nie trafić tam gdzie chcemy. Podobnie jak w jedynce - bywają problemy z trafieniem w otwór prowadzący do siedziby assassynów. To wszystko pokazuje jak bardzo w Odyssey i Valhalli poszli na łatwiznę. Postać wspinała się na wszystko, co eliminowało większość problemów.
- Śledztwa początkowo potrafią angażować, ale szybko wpadamy w monotonię. Przy dłuższym posiedzeniu przy głównym wątku, zaliczanie kolejnych poszlak potrafiło mnie już męczyć. Moim zdaniem gra ma swój peak, gdy wracamy do Bagdadu już jako assassyn i badamy pierwsze poszlaki. Potem wkrada się monotonia.
- Iluzja różnych dróg do odsłonięcia celu - w istocie nie ma to jakiegoś większego znaczenia. Łapałem po prostu to, co było najbliżej typu - wolałem znaleźć klucz do drzwi niż hasło dla strażnika, broniącego przejścia.
- Kamera nie radzi sobie w ciasnych pomieszczeniach.
- Skradanie to samo co zawsze. Spokojnie można siedzieć w krzakach i gwizdać, by zlikwidować większość strażników. Używanie assassyńskich akcesoriów wyłącznie w ramach osobistej fanaberii.
- Niby powraca możliwość wykorzystywania konkretnych grup do odwrócenia uwagi strażników, ale poza fabularną koniecznością ich wykorzystania - nie zrobiłem tego ani razu.
- Durnoty w stylu - biegniesz w tłumie, mijają Cię grupy, w których możesz się ukryć, które co chwila przerywają Twój bieg.
- Bagdad nie jest zbyt interesujący. Nie wiem, czy za rok będę pamiętał jakąkolwiek miejscówkę.
- Zero nowości - Grupową eliminację oznaczonych wrogów już kilkanaście lat temu zrobił Splinter Cell Conviction, a potem choćby Arkham Knight.

Finalnie na pewno bawiłem się lepiej niż w takim Odyssey, którym - choć skończłem - rzygałem wszystkimi otworami. Grę obadałem w ramach abonamentu Ubisoft+ za 70zł i uważam, że to uczciwa cena. Totalnie nic nie sprawia, że warto byłoby zapłacić za ten twór 250zł. Produkcja zrobiona chyba na szybko na gotowych mechanikach, bez dodawania czegokolwiek od siebie.
Seria potrzebuje już gruntownej przebudowy od podstaw. Regres wybranych elementów względem najstarszych odsłon potrafi przerazić. Jeśli ten japoński AC będzie po prostu kolejną Valhallą, to ja odpadam. Już Ghost of Tsushima pokazało, że można niemal 1:1 wziąć mechanizmy AC i zrobić wszystko lepiej.
Z drugiej strony, dzięki Mirage Ubi może teraz tłoczyć kolejne mniejsze odsłony, reskinując tę grę.

#gry #assassinscreed #mirage #assasinscreedmirage #ubisoft #xbox #xboxseriesx #ps5
kaczek93 - Assassin's Creed Mirage
Moja ocena: 6/10

Grając w Mirage nieustanie towar...

źródło: Share_Image_1920x1080_1920x1080-3ec6b92b109d6ebe190c7fd8da23b989

Pobierz
  • 8
@kaczek93: Mnie dobijała w Origins/Odyssey (tutaj szczególnie)/Valhalla ten właśnie gówno-action-RPG jaki z AC zrobili, durne levelowanie, 100h w kółko tego samego. Rozumiem że tutaj tego nie ma i czuć trochę bardziej styl starych AC?
  • 1
@Krs90: Odyssey to była dla mnie męczarnia, ale że nie zostawiam gier niedokończonych - musiałem i to skończyć.
80h robienia tego samego, co w pierwszych 3-4h, bo tyle wystarczy na poznanie wszystkich mechanik. Zerowe wyzwanie, zerowa satysfakcja, zerowe poczucie jakiegokolwiek progresowania.
Totalną abstrakcją jest dla mnie fakt, że ludzie kończą to z dodatkami po kilka razy.
Piękne lokacje nie rekompensowały mi totalnie niczego.