Wpis z mikrobloga

Duże sieci handlowe w Polsce uruchomiły tryb ruchania klientów na całego, ale ostatnia afera o ceny w Biedronce jest tylko wisienką na torcie. To był proces ewolucyjny, który znacznie przyspieszył w trakcie pandemii, ale bardzo widoczny z perspektywy kilkunastu lat. Warto sobie przypomnieć, jak wyglądały zakupy w dyskontach dekadę temu, a jak teraz. Jak sobie przemyślałem temat w trakcie zakupów, to różnic jest naprawdę sporo:

1. Ciągła redukcja stałego asortymentu na rzecz ofert sezonowych, pseudo "wyprzedaży" oraz wyeksponowanych stoisk firmowych i tematycznych. Obecnie znalezienie konkretnego produktu spoza skromnej stałej oferty często wymaga przeszukania całego sklepu oraz śledzenia, czy akurat jest dostępny. Cel jest prosty - większe prawdopodobieństwo, że coś ci wpadnie w oko po drodze i to kupisz. Ewolucja starej sztuczki, o której mówiono nawet w szkołach, polegającej na przenoszeniu działów w sklepie z miejsca na miejsce od czasu do czasu, byś musiał od nowa szukać stałych produktów.

2. Cięcia w zatrudnieniu prowadzące do stałego bałaganu na sklepie oraz przeniesienia rozładunku towarów na godziny otwarcia sklepów. Jestem przekonany, że dawniej towary były rozładowywane poza godzinami otwarcia, a przynajmniej dużo rzadziej byłem świadkiem zastawiania całych alejek w sklepie paletami z towarem i widlakami. Korzyść dla sieci jest podwójna, bo oprócz mniejszych kosztów zatrudnienia, burdel w sklepie przyczynia się także do realizacji celu z poprzedniego punktu - trudniejsze jest znalezienie danego produktu.

3. Powszechne wprowadzenie aplikacji sklepów ze zniżkami. Krótkoterminowo klient ma szansę oszczędzić, ale sieci handlowe zyskują długoterminowo. Po pierwsze, darmowa reklama - przeglądając aplikację jesteś wyeksponowany na marketing praktycznie bezpośrednio. Po drugie, dane statystyczne z aplikacji są wykorzystywane do analizy zachowań klientów, by prezentować im oferty, które z największym prawdopodobieństwem skłonią ich do pójścia na zakupy i wydania jak największej sumy pieniędzy. Teraz oszczędzisz 3 zł przy kupnie 2 paczek parówek, ale algorytm rozpracował, że przy okazji kupisz 5 innych rzeczy, które są droższe o 1 zł niż u konkurencji. (oczywiście przykład mocno przerysowany)

4. Skomplikowane promocje z wieloma warunkami (wielopaki, obowiązujące tylko danego dnia, przy wydaniu danej kwoty, kupnie jeszcze czego innego, tylko konkretny wariant produktu itp.) Jak chcesz ustalić warunki promocji, wystawiasz się także na marketing w gazetkach albo aplikacji - to po pierwsze. Często ktoś nie ogarnie, zwłaszcza osoby starsze i przepłacą, nie załapując się na promocję. Ktoś celowo zrobi niepotrzebne zakupy, byle tylko promocja się "nie zmarnowała". Oraz samo istnienie promocji jest pozytywne marketingowo - szczególnie przy kuponach które się dostaje po zakupach. Nawet jak nie planujesz z niej skorzystać, w mózgu zapewne wykształci się pozytywne skojarzenie, że dostałeś "coś" za darmo.

5. Znacznie mniejsza liczba skanerów do cen w sklepach. Dawniej na pewno skanerów było dużo więcej i były wyraźnie oznakowane. Obecnie jest 1-2 na cały sklep, a do tego często bez żadnej tabliczki. Ponownie, szukając skanera pewnie coś innego może wpaść w oko, a przy okazji wielu ludzi podda się i kupi dany produkt bez sprawdzenia ceny.

6. Coraz mniejszy asortyment produktów, które faktycznie są opłacalne. Żeruje to na przyzwyczajeniach i wygodzie klientów, a także ich nieświadomości (zwłaszcza młodzież oraz osoby starsza są na to narażone). Ceny warzyw i owoców często to rozbój w biały dzień. Najtańsza pakowana wędlina o wątpliwej jakości w cenie dobrej szynki na wagę w lokalnym sklepie.

A to są tylko zagrywki, które jestem w stanie dostrzec na co dzień - bo zapewne o kwestiach "optymalizacji" podatkowej, wyzysku pracowników, korupcji na różnych szczeblach można by napisać książkę.

Mam to szczęście, że w okolicy mam kilka mniejszych sklepów (także sieci handlowe, ale o mniejszej skali działalności) i chyba zacznę tam częściej robić zakupy. Pewnie że niektóre produkty są tam trochę droższe, ale jestem przekonany, że sumarycznie wcale wiele nie przepłacę - zwłaszcza na wspomnianych warzywach i wędlinach. Może i nie ma ciągłych pseudopromocji na 1/3 asortymentu, ale wybór jest sporo większy, cena na metce jasna i czytelna, nie ma żadnych gównoaplikacji, produkty są ciągle w tych samych miejscach i logicznie posegregowane, przez co zakupy zajmują mniej czasu.

Ech musiałem to kiedyś wyrzucić z siebie.

#zalesie #zakupy #biedronka #promocje
  • 2
  • Odpowiedz
@TJ_Laser: Dlatego ja robię zakupy w supermarketach jak Carrefour lub Auchan. Jednego produktu milion rodzajów i można sobie wybrać. A w Carrefour co weekend 10% zniżki. #!$%@? z tym że wyższe ceny ale przynajmniej da się zrobić zakupy jak biały człowiek.
  • Odpowiedz