Wpis z mikrobloga

Jedziemy za ciosem, dalsza część moich przygód w szpitalu w USA

Część 1

tag do obserwowania/czarnolistowania to #wypadekethera

Stojąc przy tej umywalce zauważam lustro a w nim swój ryj, który oczywiście, jak wspominałem wcześniej jest też cały czerwony i trochę spuchnięty. Nie wiem czemu ale przypomniała mi się Samara Weaving z jakiegoś Gifa gdzie właśnie siedzi cała zakrwawiona i pali fajkę…w życiu nie widziałem żadnego filmu z nią a mimo to, nie wiem skąd jestem świadom jej istnienia…nie ważne, dygresja.
Korzystając z tej umywalki myje tę twarz i ręce co jest trochę trudne bez mydła(dość powiedzieć, że krew z bruzd w dłoniach i zakamarkach paznokci zmywałem jeszcze ponad tydzień później) ale mój komfort chociaż odrobinę się poprawia. Wtedy też pierwszy raz robię sobie dobrze i przepłukuję usta, żeby poczuć w nich co innego niż krew. Czynność, którą będę powtarzał jeszcze dziesiątki razy przez następne 1,5 dnia do czasu operacji. Tak z grubsza oporządzony wróciłem na łóżko gdzie przykryłem się tym prześcieradłem i z zachowaniem minimalnego, możliwego na tę chwilę poziomu godności człowieka rozpoczęła się druga czynność towarzysząca mi do końca pobytu w szpitalu- czekanie.

Czekając na lekarza prowadzącego zagłębiłem się trochę w to co się dzieje wokół, domyśliłem się, że jest to jakiś rodzaj SORU, w centralnym pomieszczeniu była taka jakby ławka na którą schodzili się ludzie i centralnie przede mną siedziała jakaś dziewusia, latynoska, na oko góra 15 lat i pierwsze spostrzeżenie- jak się później okazało w szpitalu bardzo dużo jest personelu pomocniczego, dla którego angielski nie jest pierwszym a czasem nawet nie drugim językiem ale jednak personel wyższy rangą porozumiewał się po ang i jeśli dochodziło do interakcji np z latynoskim pacjentem to lekarz przychodził z monitorem na kółkach, na którym było połączenie z tłumaczem live. Całość wyglądała jak z odcinka TBBT gdzie Sheldon był chyba chory a musiał gdzieś tam z Leonardem jechać. Dla mnie troche nieteges było to, że przyjmujący wyżej wymienioną dziewusię robił jej wywiad medyczny przy tych wszystkich ludziach właśnie z pomocą takiego mobilnego tłumacza, gdzie każdy na tej sali dokładnie słyszał co było jej problemem i dlaczego się na ten SOR zgłosiła, tym bardziej, że jej problem był dość intymny :/ no ale to chyba specyfika szpitali, ze ciezko rigcz zachować koniec końców.

Około 8 rano zaczęły się schodzić wokół mnie różne dziwne osoby…Jednym z moich głównych odczuć po pobycie w tym szpitalu jest to, że na pacjenta przypada strasznie dużo personelu pomocniczego, nie wiem jak w innych krajach ale tu próbowałem liczyć tych wszystkich ludzi, którzy do mnie przez całą hospitalizacje przychodzili i w pewnym momencie się z tym poddałem..ale do rzeczy. Pierwsza była babka, z oddziału badania satysfakcji pacjenta i czy ona może ze mną ankietę przeprowadzić za co grzecznie podziękowałem ponieważ podczas gadania latały mi luzem zęby i zaczęła boleć mnie też szczęka. Chwilę później przyszła pielęgniarka i wtedy pierwszy raz usłyszałem słowa, które będą mnie dręczyć do końca :D
“Can I check your vitals” czyli oczywiście ciśnienie, temperatura itp. Następnie przyszła kolejna pielęgniarka i poinformowała mnie ,że musi założyć wenflon i zacząć zapodawać mi kontrast do rezonansu (jak we wcześniejszym wpisie zauważył @iAndrew: w nocy miałem robiony CT scan a nie MRI) wiec ja oczywiście WTF? jaki kontrast, jaki wenflon, neurochirurg powiedział, że wszystko ok, przeca ja zaraz wychodzę, lot śmigłowcem mam na 14 nad NY wykupiony…debil oczywiście kolejny raz pominął w głowie fakt dwóch dyndających jedynek ale ciul tam xD
Babka się uparła, że ona to musi zrobić i tyle więc nastawiłem ramię i ta zaczęła szukać żyły. Od zawsze wszelkie pobierania krwi itp to problem, kłuć trzeba na kilka razy zanim siądzie a każde miejsce wkłucia to u mnie siniak wielkości banana. Dziumdzia oczywiście poległa i musiała prosić kogoś bardziej doświadczonego i koniec końców za 3 razem wspólnie im się udało to zrobić. W tym samym czasie, kiedy przyszła druga pielęgniarka i razem próbowały wbić ten wenflon przyszedł też on…#!$%@?..koleś wypisz wymaluj jak Ted ze Srubs :D Smutna posępna twarz, wełniany, brązowy garnitur i gadka, którą powtarzał pewnie pierdyliard razy z prośbą o numer polisy ubezpieczeniowej i konsekwencje prawne w przypadku jej braku. Koleś zupełnie odklejony od rzeczywistości…gada z sepleniącym i śliniącym się gościem, którego dwie piguły kłują co rusz wenflonem i #!$%@?, on potrzebuje numer polisy od pana Nanjinga Unklr xD
I teraz(jak i kilkanascie innych razy później bo Nanjing będzie mnie prześladował aż do wypisu) wyjaśniaj raz jak się nazywasz, dwa, że jesteś turystą i masz ubezpieczenie podróżne i za #!$%@? nie podasz mu jej numeru bo ta wydrukowana leży w hotelu albo jest na mailu na telefonie, który #!$%@? wie gdzie jest(o telu napiszę później bo to dosyć ważny wątek poboczny).
No ale on potrzebuje ten numer i muszę mu go dostarczyć bo jak nie to amba fatima i jak następnym razem przylecę do stanów to od razu mnie na wjeździe zawiną do aresztu. Zostawił jakiś tam niby świstek z adresem mailowym na który mam mu to odesłać i poszedł.

Zostałem znowu sam, mój stan posiadania poza bokserkami, smart bandem, kartą do hotelu i butami, które jakoś w międzyczasie znalazłem wciśnięte w dół łóżka powiększył się o kserówkę danych kontaktowych do Teda. Kilka razy wstawałem przepłukać usta z krwi ale tak samo jak było to kojące tak samo czasem bolało jak rwanie ósemek bo dopiero później wypracowałem sobie sposób ułożenia języka, czy to przy płukaniu, czy to przy połykaniu ślino-krwi a później wody tak, żeby za każdym razem nie przebierać tymi jedynkami wiszącymi.

Była mniej więcej 9 rano kiedy w końcu zjawił się lekarz prowadzący. Przyszedł oczywiście w asyście około ośmiu innych osób i przywitał się ze mną…Pewnie już wiecie jak ????

“Good morning Mr. Nanjing…”

Cdn
etherway - Jedziemy za ciosem, dalsza część moich przygód w szpitalu w USA

Część 1

...

źródło: IMG20230819173519

Pobierz
  • 15
  • Odpowiedz
@etherway wolaj. Dowiedziałeś się przyczyny trafienia do szpitala? Ja po wypadku do dziś nie wiem co się stało. Obudziłem się z ogromnym bólem głowy, nie mogąc otworzyć oczu, a przy próbie ich przetarcia zdałem sobie sprawę, że wszystko to przez zaschnięta krew na oczach. Kilka godzin wyjęte z życia, a towarzystwo solidarnie wymyślalo wersje że spadłem ze schodów (po trzech piwach?) pijany, albo potknąłem się o coś w kuchni i uderzyłem
  • Odpowiedz