Wpis z mikrobloga

Bitwa pod Osuchami, miała miejsce w dniach 21-25 czerwca 1944 r.
Wcześniej jednak, w dniach 9-14.06.1944 r., toczyły się walki w rejonie
Porytowego Wzgórza (powiat janowski) znane pod niemieckim kryptonimem
STURMWIND I.

W bitwie tej brali udział partyzanci radzieccy w sile około 2.000
ludzi, około 700 żołnierzy AL, a także przypadkowo znajdujący się tam oddział
NOW-AK liczący 93 żołnierzy. Oddziały te 14 czerwca po kilku godzinnej walce
przebiły się przez linie wojsk niemieckich i przeszły do lasów Puszczy Solskiej
w powiecie biłgorajskim.
Niemcy z wściekłości za niepowodzenie akcji STURMWIND I dokonali
pacyfikacji okolicznych wiosek zabijając ponad 100 jej mieszkańców, a ponad
4.000 uprowadzając do obozu w Biłgoraju. Miało to znaczący wpływ na taktykę
prowadzenia bitwy pod Osuchami przez dowodzącego polskimi oddziałami
partyzanckimi szefa Inspektoratu Zamojskiego AK mjr Edwarda Markiewicza
ps. „Kalina”. Pomny na gehennę ludności cywilnej po „zwycięstwie”
sowieckim na Porytowym Wzgórzu, wybrał taktykę „miękkiego ustępowania”,
która miała służyć uchronieniu ludności okolicznych wsi przed zemstą
Niemców.
Oddziały radzieckie i AL, które po walce na Porytowym Wzgórzu przeszły
do Puszczy Solskiej spotkały się z oddziałami partyzanckimi Zamojskiego
Inspektoratu Armii Krajowej skoncentrowanymi tam dla wykonania,
zarządzonego przez Naczelnego Dowódcę Armii Krajowej, planu „Burza”.
Celem tego planu było przejmowanie władzy na terenach opuszczanych przez
Niemców. Inspektorat Zamojski AK składał się z Obwodów: Biłgoraj,
Hrubieszów, Tomaszów Lubelski i Zamość.
Ze strony polskiej w bitwie pod Osuchami brały udział odziały
partyzanckie Armii Krajowej i Batalionów Chłopskich w sile około 1.000
żołnierzy. Całością tych sił dowodził, jak powiedziano wyżej, mjr Edward
Markiewicz „Kalina”, który zginął w trakcie bitwy. Po śmierci „Kaliny”
dowodzenie przejął z-ca Inspektora Mieczysław Rakoczy „Miecz”, i przekazał je
Konradowi Bartoszewskiemu ps.„Wir” najlepiej znającemu teren.
Ze strony niemieckiej w bitwie pod Osuchami, mającej niemiecki
kryptonim STURMWIND II, brały udział dywizje Wehrmachtu: 154 pod
dowództwem gen. Arlichtera,174 gen. Eberhardta i 213 gen. Goeschena, 4
pułk szkoleniowy, 318 pułk ochrony i 4 pułk policji. Razem około 30.000 ludzi.
Do tego 4 flota powietrzna wydzieliła grupę zwiadowczo-bombową. Całością
dowodził gen. Haenicke dowódca Okręgu Wojskowego Generalnej Guberni,
Niemcy utworzyli duży pierścień wokół Puszczy Solskiej, w którym
znalazły się nasze oddziały partyzanckie, a także oddziały sowieckie i AL. Te
ostatnie wybrały wariant przebijania się. Po kilku nieudanych próbach, w
którejś z kolei wyrwały się z okrążenia.
W dniu 21 czerwca, tj. w pierwszym dniu bitwy pod Osuchami,
niemieckie okrążenie ciągnęło się linią od Zwierzyńca poprzez Biłgoraj,
Tarnogród, Susiec, Krasnobród z powrotem do Zwierzyńca. W następnych
dniach niemiecki „walec” ruszył do przodu, zacieśniając pierścień i spychając
nasze oddziały do coraz mniejszej przestrzeni. Wreszcie przestrzeń ta była tak
mała, że podjęto decyzje przebijania się koło wsi Osuchy—stąd nazwa tej
bitwy. Oddziały nasze przebijając się poniosły dotkliwe straty. Zginęło ponad
35% partyzantów, którzy padli w boju, bądź, ukrywając się na drzewach czy w
okolicznym bagnach, zostali zabici podczas trwającego kilka dni
przeczesywania terenu przez ekipy wojsk niemieckich wyposażonych w psy.
Były to straty tak wysokie, że bitwę trzeba uznać za klęskę.
Trudno ustalić jedną przyczynę tej klęski, zapewne jest ich kilka.
Najważniejsza to ogromna przewaga Niemców uzbrojonych w czołgi, artylerię,
samoloty - szczególnie zwiadowcze.

Wspomnienia jednego z uczestników tej bitwy spisane i umieszczone w III tomie „Materiałów do dziejów Zamojszczyzny w
latach 1939- 1944” pod redakcją dr Zygmunta Klukowskiego.


„Tęcza”- Adam Kapecki
Na początku czerwca 1944 r. wysłał mnie komendant placówki Kawka na
specjalny kurs łączności i radiotelegrafistów. Ze skierowaniem udałem się
przez gajówkę Krzywe do Bondyrza, gdzie był punk zborny kandydatów na
kurs.
Spotkałem tu swego dobrego kolegę szkolnego sierżanta podchorążego
Łamacza, który również szedł na wspomniany kurs. (Łasocha Stanisław, z
Brodów Dużych, uczeń IV kl. gimnazjum w Szczebrzeszynie zginął pod
Osuchami 25.VI 1944 r.)
W sobotę 10 czerwca pod dowództwem ppor. Watta wyruszyliśmy z
Bondyrza. Trzema furmankami jechaliśmy śpiewając w kierunku obozu por.
Woyny, położonego koło gajówki Za Oknem przy drodze Aleksandrów —
Tereszpol w lasach wśród bagnistych terenów. Przybyliśmy do obozu przed
wieczorem. Zastaliśmy tu małą grupę kolegów partyzantów. Był to pluton
szturmowy, który sprawił na nas dodatnie wrażenie. Wszyscy żołnierze byli
umundurowani w angielskie ubrania zrzutowe, broń mieli tylko maszynową. Na
noc zakwaterowano nas w poniemieckim baraku.
Nazajutrz o godzinie 7 rano pobudka i zbiórka do apelu. Po modlitwie
podzielono nowoprzybyłych na dwie grupy-plutony, które potem uzupełniano w
miarę przybywania nowych uczestników kursu z innych rejonów. Po śniadaniu
każdy z nas otrzymał angielski mundur i kamasze wojskowe, po czym
przystąpiliśmy do budowy baraków. Materiał do nich mieliśmy gotowy, gdyż
zawczasu przywieziono w pobliże obozu baraki poniemieckie spod Zwierzyńca.
Po skompletowaniu tworzyliśmy jedną kompanię reprezentacyjną,
sztabową, inspektora mjr Kaliny w sile około 100 ludzi. Komendantem
kompanii był por. Woyna1), dowódcą l plutonu »S« (szturmowego) ppor.
Boryna2), II plutonu »Ł« (łączności), do którego i ja należałem, - ppor. Bej, III
plutonu »R« (radiotelegrafistów) przy znajdującej się tu radiostacji — ppor.
Watt3). Magazynierem był ppor. Tom. Prócz tego znajdował się w obozie patrol
BIP'u pod dowództwem Kalifa4), który przed tygodniem zaledwie przybył z
Warszawy.
Rozdział dnia w obozie był następujący: rano o godz. 7 pobudka, po
której ubrani tylko do pasa biegiem pędziliśmy na plac zbiórki na pobliskiej
łące. Potem następowały kolejno: apel, modlitwa, przeczytanie rozkazu
dziennego, gimnastyka poranna i mycie się w przepływającej obok rzeczułce.
Po śniadaniu o godz. 8-ej szliśmy do swoich zajęć. O godz. 12-ej obiad z
jednogodzinną przerwą obiadową i znów nauka i ćwiczenia.
O godz. 7 wieczorem kolacja, potem apel wieczorny, modlitwa i po
odśpiewaniu »Wszystkie nasze dzienne sprawy« rozchodziliśmy się do swoich
baraków. Po godzinie 9-ej w obozie zalegała cisza.
Zorganizowana była też i służba wartownicza. Wystawiano dwa
posterunki w przeciwnych stronach, w odległości 1,5 km od obozu, z którym
było połączenie telefonicznie. Wartownicy zmieniali się co dwie godziny. W
obozie pełnił służbę podoficer służbowy. Uzbrojenie i umundurowanie wciąż
jeszcze kompletowano. Krawcowe, które znajdowały się w obozie, szyły dla nas
czapki wojskowe — furażerki albo polówki. Następnie każdy otrzymał hełm
polski, którego noszenie, szczególnie na warcie, było obowiązkowe.
Zajęcia z łączności przeplatane były wykładami o broni i ćwiczeniami
polowymi całej kompanii.
Przychodziły meldunki do majora Kaliny o akcji niemieckiej w powiecie
Janowskim, a następnie koło Bondyrza. W obozie naszym podwojono
czujność. Wzmocniono posterunki wartownicze, stworzono patrole lotne, a co
noc jeden z plutonów na zmianę był plutonem służbowym, którego żołnierze spali w pełnym umundurowaniu i uzbrojeniu,
w każdej chwili gotowi w razie
alarmu wartowników odeprzeć lub powstrzymać atak nieprzyjaciela.
Obok naszego obozu znajdował się jeszcze szpital leśny zorganizowany
przez obwód biłgorajski, obóz „Wira”, a koło Tereszpola obóz ppor. „Topoli”. W
środę 21 czerwca po południu wyruszyliśmy całą kompanią na ćwiczenia
polowe, mieliśmy mianowicie wypróbować t. zw. piaty. Strzelaliśmy z
odległości 100 metrów w komin spalonej gajówki Za Oknem. Wracając z tych
ćwiczeń zauważyliśmy na drodze od Tereszpola dwóch jeźdźców szybko
jadących w naszym kierunku. Byli to gońcy od „Topoli”. Stawili się oni przed
będącym z nami majorem „Kaliną” i zameldowali mu, że Niemcy są w
Tereszpolu i idą na las. Gońcy otrzymawszy rozkazy dla ppor. „Topoli”
odjechali, a myśmy wrócili do obozu, gdzie wszczął się gorączkowy ruch. Major
pisał rozkazy i przez gońców rozsyłał je do pobliskich oddziałów. Nam uzupełniono
broń i amunicję, zastąpiono kabeki Schmeiserami, rozdzielono granaty i
opatrunki osobiste, przydzielono do poszczególnych plutonów LKM-y i piaty*.
Następnie szef Łącznikowski zapowiedział zbiórkę całej kompanii gotowej do
drogi w pełnym uzbrojeniu i umundurowaniu. Po raporcie w kilku twardych,
żołnierskich słowach przemówił do nas mjr Kalina, objaśniając wytworzoną
sytuację. Pierwszym naszym zadaniem będzie rozbicie niespodziewanym
napadem Niemców w Tereszpolu. Punkt zborny dla wszystkich oddziałów
wyznaczono koło jeziorka pod Tereszpolem. Przed wieczorem wyruszyliśmy w
kierunku punktu zbornego żegnani przez pozostającą część naszych ludzi jako
ochrona obozu.
Nad lasem krążył niemiecki samolot wywiadowczy, oświetlając teren
rakietami. Na miejsce przybyliśmy około północy. Zastaliśmy już tutaj inne
oddziały. Uzbrojenie mają one gorsze od nas, większość kabeki.
Umundurowanie nie jest jednolite, lecz kombinowane. Spotykają się mundury
polskie, niemieckie i ubrania cywilne. Nastrój wśród żołnierzy dość beztroski i
wesoły. Major wezwał wszystkich dowódców i oficerów na odprawę. Po odprawie
pada rozkaz: »maszerować!« Sądzimy, że na Niemców, lecz wkrótce
orientujemy się w terenie i poznajemy drogę nie na Tereszpol, ale powrotną do
obozu. Jak się okazało, major wydał rozkaz powrotu wszystkim oddziałom do
swoich obozów i czekania na dalsze zarządzenia, dlatego że ludność cywilna z
Tereszpola i pobliskich wiosek nie zdołała zbiec ani się ukryć i w razie naszej
akcji zaczepnej ucierpiałaby bardzo i głównie na nią spadłyby represje
niemieckie. Przemęczeni wróciliśmy do obozu około 4 rano 22. VI. i ułożyliśmy
się do snu.
Już o godzinie 6 pobudka i śniadanie. Ładujemy na wozy
najpotrzebniejsze nam rzeczy jak amunicja i żywność, to czego nie możemy
zabrać chowamy i zakopujemy. Załadowaliśmy zaledwie dwa wozy, gdy naraz
od strony naszej wartowni usłyszeliśmy strzały. Odróżnialiśmy serie z naszego
LKM-u i z nieprzyjacielskiej broni maszynowej.
Następnie obóz nasz został obsypany gradem pocisków z
nieprzyjacielskich granatników. Powstało pewne zamieszanie. Por. Woyna w
porozumieniu z majorem zdecydował się nie przyjmować walki, lecz wycofać
się w kierunku obozu Wira.
Jeden pluton z naszej kompanii, który w pierwszej chwili pośpieszył z
pomocą wartownikom, osłaniał teraz odwrót. Niemcy zostali chwilowo odparci,
myśmy zaś wycofali się szczęśliwie, mając tylko paru rannych.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Pośród wielu opisów tej bitwy szczególnie wartościowe są te,
które publikuje Jerzy Jóźwiakowski w swojej dwutomowej, liczącej ponad 1.000
stronic książce: „Armia Krajowa na Zamojszczyźnie”.

#historia #roztocze #2wojnaswiatowa
powsinogaszszlaja - Bitwa pod Osuchami, miała miejsce w dniach 21-25 czerwca 1944 r.
...

źródło: Osuchy plakat

Pobierz
  • Odpowiedz