Niby znalazłem fajne mieszkanie, dogadałem fajna cenę 10% niższa od ofertowej (stan developerski), wiem, że rozdawnictwo i inflacja pełna para i to mieszkanie raczej nie straci na wartości ale...
Musiałbym wywalić ponad połowę swoich oszczędności i zadłużyć się na drugą połowę (reszta oszczędności pracuje sobie na akcjach, obligach i mikro skali na crypto I Nie zamierzam tych środków ruszać).
Obecnie wynajmuje fajne mieszkanie i żyje jak pączek w maśle. Mam tyle hajsu (gotówki i te aktywa o których napisałem wyżej), że przy obecnych kosztach życia i moim stylu życia mogę nie pracować 7-10 lat w zależności od wysokości przyszłej inflacji.
Daje mi to zajebisty komfort i pewność siebie w życiu. Coś mnie #!$%@? w pracy to się z tego śmieje. Menago coś będzie cisnął to i tak zrobię swoje to co uważam za racjonalne z pkt widzenia mojego i firmy. Potem menago przychodzi z pochwałami. Psychika dobrze funkcjonuje mając świadomość, że zero długu i zero ciśnienia.
Robię sobie na giełdzie ponad inflację co roku (w tym roku to w ogóle super yield), mając z tego fun.
Jedyne co mnie #!$%@? to, że miejsce w którym mieszkam nie jest moje. I że na emeryturze gdzie trzeba będzie żyć.
No i pozostaje zagwozdka jak długo będę mógł być skuteczny na rynkach finansowych. Bo niby czemu ja mam być mądrzejszy od milionów ludzi którzy próbują, uczą się, trejduja a i tak w końcu tracą na giełdzie. Nawet nie muszę trącić a wystarcza 3-4 lata boczniaka przy inflacji 10% i jestem w dupie, że nie kupiłem mieszkania.
Za to wiem, że jak zaciągnę kredo to nie będę miał wolnej gotówki na ciekawe okazję na giełdzie gdy już nadejdą. Do tej pory miałem strategie 30-40% (a nigdy nie mniej niż 25%) trzymania w szybko dostępnym keszu i jak coś się działo na giełdzie (spadki) co w mojej ocenie było kapiszonem to kupowałem akcje i na tym zarabiałem.
Wiem, że przy kredycie moja psychika będzie zbiegać do jak najszybszego nadplacania zamiast do inwestowania. Tak już mam, nie cierpię długu. Próbowałem z tym walczyć i siebie zmieniać ale mi się nie udało, choć wiem, że to całkiem racjonalne. Pochodzę ze zbyt biednej rodziny, zbyt dużo sytuacji widziałem w których kasa jest potrzebna i mój mózg się przez to tak ukształtował.
@markier: Jak świadomie zarządzasz finansami i wiesz, że jak coś to będziesz miał tyle kasy żeby nawet po pierwszym zawale będąc pół zupą warzywną będziesz miał kasę dalej i będziesz mógł żyć to żyj teraz jak pączek w maśle i tyle, jeżeli czujesz że kiedyś może powinąć się nóżka to warto jest mieć mieszkanie w pełni spałcone i płacić tylko drobniaki w czynszu i wciąż mieć dach nad głowa
@mathmed: bo na zachodzie w znakomitej większości wynajmujesz od państwa lub są narzucone limity czynszowe, a nie jak w PL od Janusza/pseudorentiera, który podnosi czynsz bo mu ratka rośnie i roi się nie spina nagle
@markier: Jak Cie wyjebią z pracy to znajdziesz następną, przynajmniej dla mnie jak się kredytuje to nie pod korek że żyje kolejne 10 lat od 1 do 1 tylko wydaje podobne / odorbnie więszke pieniadze niż na wynajem
@markier: Mam podobnie i widzę takie rozwiązania. Jeżeli możesz pracować wszędzie to równie dobrze możesz się przeprowadzić gdzieś gdzie mieszkania są tańsze, jakieś miasteczko powiatowe. Możesz mniej wpłacić jako wkład własny i utrzymać bufor. Możesz wydłużyć okres kredytowania i nie martwić się, a w międzyczasie nadpłacać zbędną kasą. Mając bufor i niską ratę lepiej, a przede wszystkim swoje mieszkanie lepiej się poczujesz. Kasa za wynajem pójdzie na czynsz i część raty.
@mathmed: w Polsce wynajem to jedno wielkie gówno. Chcesz komuś wynająć to możesz trafić na darmozjadów, chcesz sam wynająć to pomieszkasz trochę i mogą ci rozwiązać umowę i masz miesiąc na przeprowadzkę. Jak masz swoje to nikt cię nie wygoni nawet jak czynszu nie płacisz, ale tworzy ci się dług.
@markier: Wszystko zależy od ciebie i twoich preferencji. Ja w twojej sytuacji wolałbym kupić mieszkanie/dom. Kiedyś też wynajmowałem i czuje się lepiej "na własnym".
No i pozostaje zagwozdka jak długo będę mógł być skuteczny na rynkach finansowych. Bo niby czemu ja mam być mądrzejszy od milionów ludzi którzy próbują, uczą się, trejduja a i tak w końcu tracą na giełdzie. Nawet nie muszę trącić a wystarcza 3-4 lata boczniaka przy inflacji 10% i jestem w dupie, że nie kupiłem mieszkania.
Trzeba minimum 40 lat, aby wychować nowe pokolenie inwestorów. Tak twierdzi Peter Zeihan. Nie
@strzelec-wiborowy: a tobie o co chodzi? Kolega 3 lata wynajmował, wpada właścicielka i mówi, że za miesiąc się córka wprowadza i mają się wyprowadzić. Oczywiście mogli zostać i nie płacić bo prawo pozwala, ale mieliby gówno na wycieraczce codziennie.
Musiałbym wywalić ponad połowę swoich oszczędności i zadłużyć się na drugą połowę (reszta oszczędności pracuje sobie na akcjach, obligach i mikro skali na crypto I Nie zamierzam tych środków ruszać).
Obecnie wynajmuje fajne mieszkanie i żyje jak pączek w maśle. Mam tyle hajsu (gotówki i te aktywa o których napisałem wyżej), że przy obecnych kosztach życia i moim stylu życia mogę nie pracować 7-10 lat w zależności od wysokości przyszłej inflacji.
Daje mi to zajebisty komfort i pewność siebie w życiu. Coś mnie #!$%@? w pracy to się z tego śmieje. Menago coś będzie cisnął to i tak zrobię swoje to co uważam za racjonalne z pkt widzenia mojego i firmy. Potem menago przychodzi z pochwałami. Psychika dobrze funkcjonuje mając świadomość, że zero długu i zero ciśnienia.
Robię sobie na giełdzie ponad inflację co roku (w tym roku to w ogóle super yield), mając z tego fun.
Jedyne co mnie #!$%@? to, że miejsce w którym mieszkam nie jest moje. I że na emeryturze gdzie trzeba będzie żyć.
No i pozostaje zagwozdka jak długo będę mógł być skuteczny na rynkach finansowych. Bo niby czemu ja mam być mądrzejszy od milionów ludzi którzy próbują, uczą się, trejduja a i tak w końcu tracą na giełdzie. Nawet nie muszę trącić a wystarcza 3-4 lata boczniaka przy inflacji 10% i jestem w dupie, że nie kupiłem mieszkania.
Za to wiem, że jak zaciągnę kredo to nie będę miał wolnej gotówki na ciekawe okazję na giełdzie gdy już nadejdą. Do tej pory miałem strategie 30-40% (a nigdy nie mniej niż 25%) trzymania w szybko dostępnym keszu i jak coś się działo na giełdzie (spadki) co w mojej ocenie było kapiszonem to kupowałem akcje i na tym zarabiałem.
Wiem, że przy kredycie moja psychika będzie zbiegać do jak najszybszego nadplacania zamiast do inwestowania.
Tak już mam, nie cierpię długu. Próbowałem z tym walczyć i siebie zmieniać ale mi się nie udało, choć wiem, że to całkiem racjonalne. Pochodzę ze zbyt biednej rodziny, zbyt dużo sytuacji widziałem w których kasa jest potrzebna i mój mózg się przez to tak ukształtował.
Ma ktoś podobne rozkminki?
#gielda #nieruchomosci
Już nie będzie mozna grać agresywnie. W pracy też będę musiał być bardziej potulny bo a nuż mnie #!$%@?ą.
Jeżeli możesz pracować wszędzie to równie dobrze możesz się przeprowadzić gdzieś gdzie mieszkania są tańsze, jakieś miasteczko powiatowe. Możesz mniej wpłacić jako wkład własny i utrzymać bufor. Możesz wydłużyć okres kredytowania i nie martwić się, a w międzyczasie nadpłacać zbędną kasą.
Mając bufor i niską ratę lepiej, a przede wszystkim swoje mieszkanie lepiej się poczujesz. Kasa za wynajem pójdzie na czynsz i część raty.
Jak masz swoje to nikt cię nie wygoni nawet jak czynszu nie płacisz, ale tworzy ci się dług.
@RevangE: zdecydowanie nie pod korek. Raty mi nie żal bo to będzie nieco więcej niż wynajem a koszt wynajmu mnie nie boli.
Natomiast boli mnie #!$%@? połowy oszczędności na wkład własny gdzie ta kasa od czasu do czasu walczy w okazjach na giełdzie przy osac
Trzeba minimum 40 lat, aby wychować nowe pokolenie inwestorów. Tak twierdzi Peter Zeihan. Nie
@Qullion: xD kto to gówno plusuje
Kolega 3 lata wynajmował, wpada właścicielka i mówi, że za miesiąc się córka wprowadza i mają się wyprowadzić. Oczywiście mogli zostać i nie płacić bo prawo pozwala, ale mieliby gówno na wycieraczce codziennie.
@Qullion: No to co to ma to do polskiego prawa? Jak za kolegę masz uległego cuckolda, to twój problem a nie mój