Wpis z mikrobloga

Z każdym kolejnym odsłuchem "Memento Mori" podoba mi się coraz bardziej. To chyba najbardziej spójny album od czasów PTA. Chociaż tu nie będę obiektywna, bo "pain and suffering in various tempos", jak brzmi tekst na wkładce w pudełku wspomnianej płyty, kupiło mnie w 100% i dla mnie to topka w dyskografii panów z Basildonu.

Ostatnie płyty, Delta czy Spirit to była taka mieszanka utworów wgniatających w ziemię i tych, obok których po latach nadal mogę przejść obojętnie.

Najnowsze wydanie mogłabym podsumowwć w słowach, że to jest nieco taki "the best of". Każdy utwór, niektóre ich fragmenty mogłyby z powodzeniem się znaleźć na różnych dawnych krążkach. Jednocześnie Martin i Dave nie zjadają tu własnego ogona, czuć świeżość w tym wszystkim. Może to kwestia wpływu Richarda Butlera z The Psychedelic Furs, który od kilkunastu lat towarzyszy moim playlistom.

Takie 3 grosze ode mnie.

PS. Jestem absolutnie zakochana w "Never Let Me Go", które brzmi jakby prędzej np. Placebo miało wydać. Przemocarny kawałek. Do zobaczenia na koncerciwie o/

#depechemode #muzyka
  • 5
@pieczarrra: wszystko do music for the masses, a później już nic; memento mori przesłuchałem, kilka kawałków nostalgicznie wpadło w ucho, ale nie widziałem w nich pomysłu na wybrzmienie, tak sobie plumkają
no ale "ja jestem umysł ścisły, mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem" ( ͡° ͜ʖ ͡°)
  • 1
@Chlopiec_z_drewna Zgodzę się w 100%. Yazoo było spoko. Późniejsze Erasure też na swój sposób, choć akurat w mój gust średnio trafił.

Fajnie, że potem z Martinem zmajstrował duet VCMG, ale umówmy się, zrobili kawałki "just for fun". Dobra techniaweczka, niemniej to jest płyta-ciekawostka.