Wpis z mikrobloga

#codziennadruzynapierscienia
15. marca 3019 roku Trzeciej Ery

Lista do wołania

Armia Théodena w nocy dopadła zewnętrznych murów na polach, gdzie nieliczne tylko wojska Nieprzyjaciela zajęte były ich niszczeniem. Z daleka widzieli, jak miasto płonęło. Wydawało się, iż przybyli za późno.
Nocą bowiem rozpoczął się szturm na miasto. Nieprzyjaciel nacierał na mury i Bramę stolicy. Pojawił się nawet ogromny taran nazwany Grondem na cześć wielkiego młota bojowego, który dzierżył Morgoth – dawny pan Saurona. Przed Młotem na swym koniu jechał Czarnoksiężnik z Angmaru, wódz Nazgûlów. Strachem poraził wszystkich, tak obrońców, jak i atakujących i gdy Grond rozbijał Bramę, nikt nie zdołał się poruszyć. Trzykroć wielki taran uderzał w bramę, a każdemu uderzeniu towarzyszyły zaklęcia Nazgûla. Wreszcie, za trzecim uderzeniem Brama pękła.

Wjechał do grodu Wódz Nazgûlów. Olbrzymią czarną sylwetką na tle łuny pożarów górował nad wszystkim, urastał do symbolu grozy i rozpaczy. Pod sklepieniem murów, których nigdy jeszcze nie przekroczył Nieprzyjaciel, wjechał do grodu Wódz Nazgûlów, a kto żyw, umknął albo padł na twarz.

Z jednym wyjątkiem. Na pustym placu za Bramą czekał Gandalf na swoim wierzchowcu; spośród wolnych koni na całej ziemi tylko Cienistogrzywy nie ugiął się przed strachem, niewzruszony, spokojny, jak kamienny posąg rumaka z Rath Dinen.

Gdy obaj szykowali się do starcia, gdzieś daleko zapiał kogut. Kogutowi zaś odpowiedział jeszcze odleglejszy dźwięk rogów. Rohan przybył z odsieczą.
Przed świtem nadeszła zmiana pogody. Od południa dął wiatr, niosąc zapach morza i przepuszczając nieśmiało promienie słońca. Z daleka Théoden i jego żołnierze obserwowali, jak gdzieś pod Bramą Minas Tirith w niebo wzbiła się potężna błyskawica, rozświetlając świat dookoła. Po chwili ciemność wróciła, lecz w tym momencie król Rohanu rozpoczął atak.

Król krzyknął coś Śnieżnogrzywemu i koń skoczył naprzód. Za nim trzepotała na wietrze chorągiew, godło białego konia na zielonym polu, lecz król ją wyprzedził. Za nim mknęli rycerze przyboczni, lecz ich także wyprzedził król. Eomer spiął swego wierzchowca ostrogą, biały ogon koński na hełmie rozwiał się w pędzie, cały pierwszy eored gnał w grzmocie podków jak spieniona fala z szumem atakująca brzeg, lecz króla nikt nie prześcignął. Zdawał się urzeczony, a może w jego żyłach zakipiała bojowa furia praojców, bo dawał się ponosić Śnieżnogrzywemu, a wyglądał jak dawny bóg, jak Orome Wielki walczący w wojnie Valarów w owych dalekich czasach, gdy świat był jeszcze młody. Odsłonięta złota tarcza błyszczała odbiciem słońca i trawa jaśniała świeżą zielenią pod białymi nogami królewskiego rumaka. Bo oto wstał ranek i wiatr dmuchnął od Morza. Ciemności rozpierzchły się, jęk przebiegł przez zastępy Mordoru, zdjęci przerażeniem wojownicy Czarnego Wodza uciekali i ginęli pod kopytami rozjątrzonych bitwą koni. Z szeregów Rohanu buchnęła chóralna pieśń; śpiewali zadając śmierć, bo radość bitwy przepełniała ich serca, a piękny i groźny głos pieśni dosięgnął uszu obrońców oblężonego miasta.


Na Polach Pelennoru rozpętała się zacięta walka. W starciu Théoden zabił wodza Haradrimów i Rohhirimowie w końcu rozbili oddziały ludzi z Haradu. Niestety, wkrótce z nieba spadł Wódz Nazgûlów, dosiadając ogromnej latającej bestii. Wierzchowce Rohhirimów wpadły w panikę i rozbiegły się, zaś koń króla, Śnieżnogrzywy, upadł, przygniatając swego jeźdźca. U boku króla pozostał tylko Merry wraz z Dernhelmem, którzy spadli z grzbietu swego konia.
Czarnoksiężnik z Angmaru zamierzył się na Théodena, lecz niespodziewanie między Nazgûlem, a jego łupem stanął Dernhelm. Przed laty Glorfindel, wobec którego Król Nazgûlów czuł lęk, przepowiedział upiorowi, iż ten nie umrze z ręki mężczyzny. Dernhelm jednak okazał się kobietą – była to bowiem Eowina, do tej pory skrywająca swą tożsamość. Stanęli więc naprzeciw siebie, zaś Czarnoksiężnik zupełnie nie docenił Eowiny, która stała przed nim dumna, piękna i groźna. Rąbnęła bestię, odrąbując łeb. Nazgûl podźwignął się i uderzył raz, roztrzaskując tarczę oraz ramię kobiety. Zamierzał uderzyć drugi raz, lecz wtedy Merry, który przerażony obserwował pojedynek, ciął upiora od tyłu. To dało z kolei czas Eowinie, która uderzyła mieczem. Oręż rozpadł się w dłoniach księżniczki Rohanu, sama kobieta straciła przytomność lecz korona Czarnoksiężnika spadła na ziemię. Ciało, które skrywała kolczuga zniknęło, zaś duch upiora odleciał gdzieś z krzykiem i zniknął, jakby zgasł raz na zawsze, a świat już nigdy nie miał usłyszeć tego przeraźliwego głosu.
Niestety, król Rohanu trzymał się życia resztkami sił, przygnieciony przez swego wierzchowca. Zdążył jedynie przekazać Merry’emu słowa pożegnania skierowane do Eomera i Eowiny, nie wiedział bowiem, iż kobieta leży bez życia tuż obok:

Gdzie jest Eomer? Ciemność zasnuwa mi oczy, a chciałbym go ujrzeć jeszcze przed śmiercią. On ma być po mnie królem. Przekaż też słowa pożegnania Eowinie. Wzdrygała się rozstać ze mną... Teraz już nigdy nie zobaczę tej, którą kochałem bardziej niż rodzoną córkę.

Wkrótce jednak zostali otoczeni przez żołnierzy Rohanu i stary król zdążył jeszcze spojrzeć Eomerowi w twarz, wysyłając go, już jako króla Marchii, w dalszy bój, po czym skonał.
Gdzieś w tym wszystkim wiatr wiejący od morza stopniowo rozganiał ciemności, jakie zesłał Sauron.
Bitwa nadal trwała w innych częściach pól Pelennoru, obrońcy odrzucili wroga z pod Bramy. Eomer nakazał z czcią zabrać ciało króla, a wtedy spostrzegł leżącą Eowinę. Ogarnęła go nagła rozpacz, a za nią szaleństwo i zebrawszy swych żołnierzy z okrzykiem „Śmierć!” ruszył na zatracenie w kierunku wrogich szeregów.
Pierwsze uderzenie było pomyślne i Haradrimowie musieli się wycofać, lecz wróg szybko począł zdobywać przewagę. W ich szeregach były przecież Mumakile, a z Osgiliath nadciągały świeże siły.
Gdy sytuacja stawała się już beznadziejna, od południa zobaczyli na rzece nadciągające statki korsarzy z Umbaru. Obrońcy sądzili, iż to znak, że Belfalas, Ethir i Lebennin padły, napastnicy zaś upatrywali świeżych posiłków, co przydało im większej jeszcze energii do ataku. Wkrótce na maszcie pierwszego statku rozwiniętego sztandar – chorągiew, na której widoczne było białe drzewo Gondoru wyszyte przez Arwenę. Flocie tej bowiem przewodził Aragorn, syn Arathorna, a towarzyszył mu Gimli i Legolas wraz z Szarą Drużyną oraz żołnierze z Lebennin, Lamedon i innych krajów południa. To odwróciło ostatecznie losy bitwy.
Do wieczora jednak walczyli jeszcze, bowiem wróg zbijał się w gromady i stawiał zaciekły opór. Wreszcie, po zachodzie słońca, Aragorn w towarzystwie Eomera i Imrahila wkroczyli zwycięsko do Białego Miasta. Nie było jednak radości, górę brało bowiem zmęczenie i żal po stratach wielu wspaniałych wojowników.

Wcześniej jednak, nad ranem jeszcze, gdy Król Nazgulów uciekł z pod Bramy, Pippin dopadł Gandalfa, by prosić go o pomoc. Czarodziej niechętnie, lecz odstąpił do walki i przekazując dowództwo Imrahilowi, podążył z Pippinem na spotkanie z namiestnikiem.
Dotarli tam w ostatniej chwili, bowiem stos był już gotowy do rozpalenia. Gandalf próbował odwieść Denethora od zamiarów, lecz ten oskarżał Czarodzieja o podstęp, próbę kradzieży tronu, rzucał też inne oszczerstwa. Próbował nawet napaść ze sztyletem na Faramira, lecz mężczyznę osłonił Beregond, który również przebywał z nimi. Wreszcie Denethor sam wstąpił na stos i przyciskając palantir do piersi, wzniecił ogień, po czym odszedł w objęcia śmierci.
Faramira zabrano do Domu Uzdrowień, podążył z nimi Pippin i Beregond, zaś Gandalf wrócił do miasta.
Po południu, gdy orszak z ciałem Théodena dotarł do Cytadeli, Pippina wysłano na poszukiwania Merry’ego, który przecież w orszaku uczestniczył. Okazało się, że niziołek, ranny ciężko po starciu z Nazgulem, padł i zasnął na ulicy, a nikt hobbita nie zauważył – tak właśnie odnalazł go Pippin.
Wreszcie wszyscy, to jest Faramir, Eowina i Merry znaleźli się w łóżkach w Domach Uzdrowień, a wieczorem do miasta przybył Aragorn wraz z Eomerem i Imrahilem. W Cytadeli oddali cześć zmarłemu Théodenowi, powiedziano im o śmierci Denethora, a tam Eomer dowiedział się też, iż Eowina żyje.

Jeszcze nocą z kolei Sam powrócił do swego towarzysza. Znalazł odzież, którą Frodo mógł przywdziać, niestety była to odzież należąca do orków. Wstrętne, brudne i cuchnące odzienie, jakie niestety musiał założyć, by jako tako wpasować się w krajobraz Mordoru. Sam okrył się znalezionym płaszczem, nie chciał bowiem zostawiać elfickich ubrań, które niechybnie zostałyby znalezione przez Nieprzyjaciela. Wreszcie ruszyli.
A trzeba powiedzieć, iż ruszyli w ostatniej chwili, ponieważ tylko gdy z pomocą elfickich czarów, wywołanych za pomocą szkiełka podarowanego Frodowi od Galadrieli, minęli kamiennych strażników, strzegących bramy, ta zwaliła się z hukiem. Wtedy to dwie rzeźby wszczęły alarm, a z nieba zaraz spadł Nazgul na swej latającej bestii. Upiór najwyraźniej wcześniej otrzymał meldunek od Szagrata i tylko kilka chwil dzieliło hobbitów od wpadnięcia w ręce Nieprzyjaciela.
Uciekali co sił, mimo ciężaru i zmęczenia, lecz szczęśliwie nigdzie nie widzieli orków, a nikt też nie odpowiedział ani na alarm, ani na krzyk Nazgula, który węszył przy zwalonej bramie i wołał do siebie. Po pewnym czasie jednak hobbici w mroku musieli umykać przed oddziałem, który zmierzał ku wieży Cirith Ungol.
Po pewnym czasie Frodo zrzucił z siebie orkową zbroję tłumacząc, niż nie da rady dźwigać dodatkowego ciężaru, ledwie wytrzymując brzemię Pierścienia. Szli dalej, cierpiąc pragnienie i w ciemności walcząc ze zmęczeniem, Wspominali Galadrielę, którą, gdyby była z nimi, prosiliby jedynie o wodę i światło. Wtedy to, w momencie, gdy na polach Pelennoru konał król Theoden, ujrzeli osobliwą scenę:

Po lewej stronie, od południa, niebo szarzało, a szczyty i grzbiety ogromnego łańcucha górskiego rysowały się na nim czarną, wyraźną sylwetą. Na wschodzie rozwidniało się, światło dnia z wolna pełzło ku północy. Gdzieś wysoko w przestworzach toczyła się bitwa. Skłębione chmury Mordoru były w odwrocie, brzegi ich strzępiły się pod tchnieniem wiatru, który wiał z żywego świata wypierając dymy i ciężkie opary w głąb czarnego kraju. Ponury strop ciemności podnosił się z wolna, a zza niego przezierało nikłe światło sącząc się do Mordoru jak blady poranek przez mętne okno więzienia.


Widok ten pokrzepił ich lekko, choć Frodo po chwili znów narzekał na ciężar Pierścienia. Szli jednak dalej, stale uważając, by nie natknąć się na orków. Po kilku godzinach marszu wyschniętym korytem rzeki, natrafili na źródło wody. Nie była to woda rześka i słodka, lecz gorzka i oleista, mimo to jednak pili. Pili i napełnili manierki, po czym ruszyli dalej na północ przez nieprzyjazny kraj.
Po pewnym czasie znaleźli w niewielkiej dolince jakieś kępy suchych krzewów. Tam postanowili się ukryć i odpocząć.

W innych miejscach Śródziemia wojska Saurona przypuściły jeszcze kolejny atak na Lothlórien. Ponadto siły Thranduila również zostały napadnięte przez wojska z Dol Guldur, a również i Dain II Żelazna Stopa musiał odeprzeć atak północnych armii na służbie Saurona, bowiem Dale zostało napadnięte.

Wiele zdarzeń miało jeszcze miejsce tego dnia, lecz najważniejszym było, iż Nieprzyjaciel odniósł porażkę pod murami Minas Tirith.

tłumaczenie cytatu: Maria Skibniewska

Na ilustracji Eowina i Nazgul autorstwa Craiga Spearinga

#lotr #wladcapierscieni #ciekawostki
Majku - #codziennadruzynapierscienia 
15. marca 3019 roku Trzeciej Ery

Lista do woła...

źródło: c23186d20bfbaae8459c13082e207e5d

Pobierz
  • 26
Wreszcie Denethor sam wstąpił na stos i przyciskając palantir do piersi, wzniecił ogień, po czym odszedł w objęcia śmierci.


@Majku_:
Gandalf: Dość tego szaleństwa
Denethor: Możesz tryumfować na polu walki przez jeden dzień, ale nad potęgą, która powstała na Wschodzie zwycięstwa być nie może (Pippin zwala Faramira ze stosu). Nieeeeeee, nie odbierzecie mi syna (burda pomiędzy Pippinem, Denethorem, Gandalfem i Cienistogrzywym, który wcale cienistogrzywy nie jest. Denethor zostaje wkopany przez konia
Szarża Rohirrimów czytana przez Pana Tolkiena


@Majku_: Ależ to jest dobre! Moim skromym zdaniem ta recytacja robi dużo lepsze wrażenie niż film - tekst jest dobry, mówca mógłby być spokojnie jeszcze lepszy.
Gdyby robili takie recytacje dobrych książek, z dopasowaną muzyką jakiegoś Johna Williamsa czy innego Jamesa Hornera w tle, oglądałbym zamiast filmów. ( ͡° ͜ʖ ͡°)
@Onde: kojarzę tę wersję! Też ją miałem :D
Wtedy też odkryłem, że można edytować sobie napisy w takim pliku tekstowym i sprawiłem, że Theoden w scenie śmierci bardzo brzydko mówił, do Eowiny. Na usprawiedliwienie dodam, że miałem wtedy jakieś 13 lat, ale nadal mnie to śmieszy
(σ ͜ʖσ)
sprawiłem, że Theoden w scenie śmierci bardzo brzydko mówił, do Eowiny.


@Majku_: jak mogłeś skalać święte teksty? Oby ci ręce uschły.

można edytować sobie napisy w takim pliku tekstowym


@Majku_: czyżby napisy w pliku .txt, który można edytować notatnikiem?

- Głupcze, nie zabije mnie żaden człowiek.


Hyc, hełm z głowy


- Nie jestem człowiekiem


@Onde: @Majku_: poniekąd pierwszy cios zadał niziołek
@Majku_: Ten fragment o znalezieniu wody przez Froda i Sama nie wiedzieć czemu aż do teraz mocno utkwił mi w głowie, i świetnie go pamiętam, a czytałem trylogię jako nastolatek. Do dzisiaj pamiętam, że tam była to woda opisana jako tłusta i niesmaczna, ale obaj byli tak spragnieni, że nawet tego nie poczuli, i im smakowała ( ͡° ͜ʖ ͡°)