Wpis z mikrobloga

Dzisiaj wygrana, więc łatwiej będzie mi zmieścić się w 10 000 znaków. Z drugiej strony, jest się czego czepiać mimo korzystnego wyniku.

Ostatnio Legia wyróżniała się swoimi meczami na tle słabych kolejek Ekstraklasy. Tym razem było trochę odwrotnie. Pozostałe mecze nawet niezłe, a u nas oglądało się to ciężko. Stan murawy i podejście Piasta sprowadziły nas na swój poziom. Nie graliśmy konsekwentnie tego, co wcześniej, jak np. z Koroną w podobnych warunkach. Zamiast tego była próba dostosowania się. Wynik jest zadowalający, pewne fragmenty drugiej połowy także. Jednak ostatecznie to był mecz do wymęczenia i zapomnienia. Nie był to zdecydowanie dzień Legii i tym cenniejsze jest to zwycięstwo.

Gdy zobaczyłem skład, zastanawiałem się, o co chodzi. To jeszcze nie tydzień z meczem pucharowym, który wymaga myślenia do przodu i próby rotacji. Ci, którzy zostali na ławce, dotychczas nie zasłużyli na to, jak i ci, którzy ich zastąpili, nie zapowiadali się na wzmocnienie pierwszego składu. Zapewne trzeba było ich oszczędzić na tej murawie, choć ostatecznie i tak byli potrzebni. W każdym razie, w myśl teorii, że jesteś tak mocny, jak twoje najsłabsze ogniwo, mogło to mieć poważny wpływ na naszą grę. Może nie będę robił z Johanssona i Sokołowskiego kozłów ofiarnych. Ostatecznie nic nie zawalili, co przecież zdarzało się już w tym sezonie, i to obaj w jednym meczu, jak np. z Rakowem. Natomiast na ich tle Kapustka i Wszołek to piłkarze błyskotliwi i używam tego słowa w pełni świadomie. Zgaduję też, że Szwed na prawej stronie to była próba lepszego zabezpieczenia się przed Kądziorem. Runjaić zrezygnował trochę z ofensywy na rzecz prostszego grania i zabezpieczenia tyłów.

Oprócz wyniku jest jeden pozytywny tego efekt, który zresztą nierozerwalnie się z nim łączy, czyli czyste konto. Bez tego zdobycie trzech punktów byłoby dzisiaj niemożliwe. Można w tym miejscu zastanowić się, co o tym zdecydowało i czy te zmiany w składzie rzeczywiście na to wpłynęły. Niewątpliwie potrzebne było szczęście. Dziczek i Wilczek mieli wystarczająco dobre sytuacje, abyśmy nie mieli nic do powiedzenia. Wystarczyłoby, aby lepiej przycelowali i stracony gol byłby nieuchronny. Natomiast nie było rażących błędów z naszej strony, które stworzyłyby rywalowi sytuację. Drobne pomyłki tak, luki w ustawieniu też się zdarzały, ale większość zawodników zachowała należytą koncentrację i przez większość czasu Piast w ogóle nam nie zagroził. Jedynie cofnięcie się w końcówce po czerwonej kartce było ryzykowne, ale pewne rzeczy siedzą w głowie. Trzeba było przetrwać jakkolwiek, to się udało, więc aż tak tego okresu nie musimy rozliczać.

Natomiast w kreowaniu było już dużo gorzej. Pekhart znakomicie się czuł w polu karnym, niemal każda piłka zagrana do niego w szesnastkę wiązała się z zagrożeniem. Niestety było ich mało, a od wrzutki Josue, której Czech nie przeciął, skończyły się one na bardzo długo. W drugiej połowie pojawiły się strzały z dystansu, choć w niektórych sytuacjach właściwsze byłoby podanie. Jedno to niemal wypisz wymaluj sytuacja z meczu Polski z Meksykiem na mundialu. Ostatecznie to znowu Pekhart był na tyle sprytny i dobrze ustawiony w polu karnym, że mieliśmy wreszcie idealną okazję do wyjścia na prowadzenie. To był chyba jeden ze słabszych występów Mosóra w tym sezonie, Pekhart robił z nim co chciał. Nawet to, co teoretycznie byłoby na plus dla obrońcy, czyli wywalczenie faulu i żółtej kartki dla przeciwnika, w mojej ocenie nie kwalifikowało się nawet na faul, ani tym bardziej na kartkę.

Po ostatnim meczu z Cracovią było sporo uwag co do ustawienia Josue. Nie zagrał on wtedy wybitnie, natomiast ciągle był pod grą, bo schodził głęboko albo ustawiał się na skrzydle. Teraz grał wyżej, a po piłkę częściej schodził Muci. W dodatku Portugalczyk miał przy sobie opiekuna przez cały czas. Cóż, jest to dość starożytna metoda, ale nie trzeba wiele, aby tzw. eksperci zachwycali się takimi rozwiązaniami. Oczywiście każdy może powiedzieć, że była ona względnie skuteczna. Natomiast to się wydaje proste: przykryć Josue i Legii nie ma. Podobnie mówiono o Pekharcie, kiedy był najlepszym strzelcem. Czech od tamtego momentu raczej nie stał się lepszy, a teraz po powrocie obrońcy nie są w stanie go upilnować. Wiem, że różnica w poziomie między Josue a pozostałymi w Legii jest ogromna, ale jeżeli przeciwnicy zlekceważą tych pozostałych, to czasami jak widać mogą się zdziwić.

Nie zmienia to jednak faktu, że brakuje kogoś, kto wziąłby na siebie ciężar gry, gdy Josue z jakiegoś powodu nie może tego zrobić. Zmiany w składzie spowodowały, że było o to jeszcze trudniej. Mladenović mógłby zrobić różnicę na lewej stronie, ale wciąż nie jest w odpowiedniej dyspozycji. Muci potrafi zgubić rywala na małej przestrzeni i przeprowadzić rajd, po czym piłka po strzale ląduje daleko od bramki. Oczekiwanie na to, że odpali, wydłuża się, ale przynajmniej teraz dostaje regularne szanse i można go rzetelnie ocenić. Tutaj też widać, jak ważna jest rywalizacja. Rosołek zaczął dawać jeszcze mniej niż do tej pory i w końcu został wymieniony na Pekharta, który coś wniósł. Muci pewnie też usiadłby na ławce, gdyby miał kto za niego wystąpić.

W tej sytuacji musimy liczyć na to, że różnicę zrobi Slisz lub ktoś ze środkowych obrońców. Ten drugi przypadek rzeczywiście miał miejsce, bo Ribeiro był cichym bohaterem meczu, a udziałem w akcji na rzut karny przyczynił się do zwycięstwa. Długo podobała mi się też gra Slisza i wcale nie uważam, aby jego brak z Widzewem był dla nas korzystny. Dobrze wszedł w rundę, nie tylko przerywa i oddaje do najbliższego, ale próbuje z niezłym skutkiem grać do przodu, także na skrzydle. Gdyby nie zachował się idiotycznie w dwóch sytuacjach w końcówce, a pierwsza i tak uszła mu na sucho, rozważałbym go nawet jako gracza meczu. Może jednak przerwa mu się przyda, bo piłkarsko jest naprawdę lepiej niż było, ale na pewno musi też ochłonąć.

Wątek Slisza jest o tyle ważny, że w tej rundzie funkcjonujemy na razie z zaledwie jednym transferem, mimo że przydałyby się jeszcze ze dwa. Widać, że potrzeba więcej zawodników potrafiących zrobić różnicę. W takich okolicznościach na znaczeniu przybiera rola trenera. Nie może liczyć na posiłki z zewnątrz, więc musi rozwinąć tych graczy, których już ma. Patrząc zresztą całkiem dosłownie na definicję trenera, chyba o to powinno chodzić w pierwszej kolejności. Czas na recenzję pracy Runjaicia pod tym kątem pewnie jeszcze przyjdzie. Na razie wstępnie można powiedzieć, że pod jego wodzą Slisz czy Rosołek są trochę lepsi niż byli. Nawrocki wreszcie osiągnął stabilizację i nie wypada ciągle z powodu kontuzji, popełnia mniej błędów i daje coś z przodu. Coraz bardziej może się okazać, że pewnym odkryciem może być Ribeiro. Niby nie jest to dużo, ale część z tych zawodników uchodziła za przypadki beznadziejne, już nie do odbudowy. Zresztą niektórzy wciąż mają tak złą opinię, że jest jazda z nimi za nazwisko, nawet jeśli akurat zagrają dobrze. Na końcu pewnie okaże się, że mogą określonego poziomu już nie przeskoczyć, ale tu i teraz w dużej mierze spełniają swoje zadania plus niektórych być może będzie można sprzedać, co cały czas trzeba mieć z tyłu głowy w naszej sytuacji finansowej.

W piątek spodziewam się czegoś lepszego. Atmosfera to jedno, ale i warunki do gry oraz przeciwnik bardziej skoncentrowany na graniu niż przeszkadzaniu. Mam równie dobre przeczucia co przed Zagłębiem. Może to być też mecz, który na tym etapie sezonu znacząco zwiększy nasze szanse na zakończenie sezonu na podium. Niedługo potem puchar, którego nadal nie można odpuszczać. Nasze wyniki są takie, że owszem, zdarzają się wpadki, ale są to remisy i jest ich dwa razy mniej niż zwycięstw. W mojej ocenie są to niezłe rezultaty jak na początek pracy trenera i skład, który poza kilkoma wyjątkami nie jest szczególnie mocny. Dziś, po raz pierwszy od pewnego czasu, był mecz rzeczywiście słabszy, mało przyjemny do oglądania, i wygrany z trudem, nawet jeżeli przez większość czasu Legia była lepsza. Nie jest to mecz, po którym można uznać, że wszystko jest w porządku, tylko trzeba go odhaczyć i nadal być konsekwentnym w rozwijaniu stylu gry, który widzimy od października. Połączenie go z wynikami może być trudne, ale powinno być możliwe.

#kimbalegia #legia
  • Odpowiedz