Wpis z mikrobloga

#seriale #wednesday #netflix

(wersja wpisu z linkami i multimediami TUTAJ

Produkcja Netfliksa osadzona w uniwersum rodziny Addamsów pojawiła się na platformie streamingowej pod koniec listopada ubiegłego roku, jednak w moim przypadku przegrała z katarskim Mundialem i świąteczną gorączką. Dopiero teraz znalazłam trochę czasu na zapoznanie się z serialem, który według widzów i krytyków okazał się wielkim hitem. Czy słusznie?
Historia rodzina Addamsów sięga lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia, ale w świadomości polskich widzów zagościła dopiero w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych. Część współczesnych odbiorców liczyła na to, że Wednesday będzie sentymentalną podróżą do świata sprzed ponad ćwierćwiecza. Jednak świat poszedł do przodu: pojawiły się smartfony, social media i... ogromny zawód ze strony osób, które utknęły mentalnie w "starych dobrych" latach dziewięćdziesiątych. Ciężko mi odnieść się do tego zarzutu, bo familię Addamsów kojarzę jakby przez mglę, ponieważ ostatni raz mogłem mieć z nią styczność co najmniej 15 lat temu. Z drugiej strony dzięki temu mój punkt widzenia nie był wypaczony przez memiczne "kiedyś to było".

Niemniej nasi bohaterowie postarzeli się – tytułowa bohaterka (grana przez Jenny Ortegę) jest nastolatką, Morticia (Catherine Zeta-Jones) zestarzała się z klasą, ale Gomez obecnie przypomina posterunkowego Jarosława Boberka 20 lat (i kilogramów) później, wujek Fester wizualnie pozostał właściwie bez zmian, ale jego głos brzmi jakby obcięto mu cojones.

Z kolei jeśli chodzi o pozostałe postacie – raziła mnie w oczy postać nauczycielki Marilyn Thornhill (zagrała ją Christina Ricci, która w filmach sprzed trzech dekad wcielała się w rolę... Wednesday), która wizualnie wyglądała jak klon Velmy z ekipy Scoobiego. Mieszane uczucia miałem do wyglądu "uroczej inaczej" syrenki Bianki, ale między wierszami można wyczytać czemu ta postać wygląda tak, a nie inaczej. Co ciekawe media rozdmuchały temat absurdalnych oskarżeń wobec scenarzystów o rasizm w związku z sposobem przedstawienia postaci o ciemnej karnacji.

Większą bolączką produkcji było to, że poza jedną nauczycielką i dyrektorką pominięto członków rady pedagogicznej akademii Nevemore, a zaledwie o kilku z jej uczniów można powiedzieć, że byli kimś więcej niż "dekoracją". Oczywiście ciężko czynić wyrzuty twórcom serialu, że w trakcie zaledwie ośmioodcinkowej produkcji (45-60 minut na odcinek minus napisy końcowe) nie stworzyli wielu rozbudowanych wątków pobocznych. Wręcz przeciwnie - przeładowanie fabuły w tak krótkim serialu mogłoby skończyć się rozwodnieniem jego treści, co zapewne poskutkowałoby zostawieniem wątków pobocznych bez sensownego rozwinięcia (i zakończenia). Niemniej mimo wszystko wydaje mi się, że kadrze akademii Nevermore poświęcono zbyt mało uwagi.
Jeśli chodzi o fabułę i klimat cóż... ciężko powiedzieć, że jest ona oryginalna. Akcja toczy się na terenie miasteczka Jerricho i wspomnianej akademii Nevermore (Hogwart z Harrego Pottera?), szkoły dla dziwolongów (x-menowych mutantów?), a w okolicznych lasach grasuje tajemniczy potwór (Demogorgon ze Stranger Things?; Grendel z Beowulfa?). Dorastająca główna bohaterka poza śledztwem w celu wyjaśnienia tajemniczych morderstw i poznanie ponurych sekretów rodzinnych nawiązuje relacje uczuciowe z chłopkami rywalizującymi o jej względy (Zmierzch?). Śmieszki dopatrzyły się motywu #2137 ( ͡° ͜ʖ ͡°). Nie jestem ekspertem od seriali młodzieżowych, więc możliwe, że zapożyczeń z innych produkcji było znacznie więcej. W zasadzie można uznać, że motyw rodziny Addamsów został wykorzystany jako wabik. Wednesday można by zastąpić pierwszą lepszą mroczną emo Julką, lecz wówczas serial nie byłby niczym innym niż kolejną popkulturową papką-kupką. Natomiast marka Addamsów zupełnie zmienia odbiór i sprawia, że netfliksowa produkcja stała się hitem.

W każdym razie główny wątek fabularny w subtelny sposób naprowadza na to, kto jest główny złodupcem, jednak mimo wszystko potrafi (nieco) zaskoczyć. Mimo tego, że nie jest szczególnie oryginalny, trzyma poziom, ale kilka istotnych kwestii pozostało bez wyjaśnienia (i możliwe, że będą punktem startowym dla fabuły drugiego sezonu, który został zapowiedziany w ten weekend). Na plus należy również zaliczyć kreację psychopatycznej i sarkastycznej Wednesday, na którą pobyt w Nevermore odcisnął swoje piętno, ale mimo wszystko nie została przedstawiona jako żenująca Mary Sue (niczym Yennefer z netfliksowego Wiedźmina). Co istotne, postępowa propaganda, z której słyną produkcje Netfliksa, w przypadku Wednesday nie razi w oczy. Chociaż kompletnie nie rozumiem fenomenu popularności danse macabre w wykonaniu Wednesday (za stary jestem?), które za sprawą celebrytów stało się viralem i doczekało się polskiego wykonania przez Dodę podczas Sylwestra z Polsatem, nie zmienia to faktu, że serial, który nie jest żadnym przełomowym, czy odkrywczym arcydziełem, można uznać za solidną i wartą uwagi produkcję czerpiącą garściami ze znanych motywów popkulturowych.

Większe obawy mam odnośnie kontynuacji, bo nie od dziś wiadomo, że takie medialne molochy potrafią latami odcinać kupony od sukcesów początkowych sezonów i na siłę tworzyć mało wiarygodną fabułę, którą summa summarum jest strawna wyłącznie dla fanboyów/girlów (patrz: Stranger Things).
Pobierz Aerthevizzt - #seriale #wednesday #netflix

(wersja wpisu z linkami i multimediami ...
źródło: comment_16731977096xPIfzUqBSYdq30ysHjEsp.jpg
  • 2