Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
#anonimowemirkowyznania

Wyznanie jakich tu wiele, co tylko pokazuje ilu nas jest #przegryw. Piszę to, bo być może skłoni do myślenia choć jedną osobę.

Gdy byłem mały, zacząłem chodzić do przedszkola, nie miałem problemów z nawiązywaniem znajomości. Chodziłem do kolegów, koleżanek, chociaż bardzo rzadko zapraszałem do siebie. Dlaczego? Przez rodzinę. Wstydziłem się ich, bo jedyne skojarzenie z nimi, to wieczne kłótnie i darcie ryja. Jakoś się to ciągnęło, aż do momentu przeprowadzki w inną cześć miasta, zmiana otoczenia, nowa szkoła itp. Chciałem w dalszym ciągu nawiązywać znajomosci, jednak pierwszy raz zobaczyłem jak fałszywi są ludzie. Jestem rudy, więc byłem wytykany, wyśmiewany, pogardzany przez większość. Czułem się zagrożony z każdej strony, nawet w domu. „Znajomi” którzy udawali serdecznych, rozmawiali ze mną, grali w piłkę, za plecami robili to samo co pozostali, przez co coraz mniej się integrowałem w późniejszym okresie. W domu żadnego wsparcia nie otrzymałem, bo kłótnie wchodziły na nowy poziom i codziennie odczuwałem ogromny lęk, czy dziś się coś #!$%@? czy nie. Lata mijały, a ja coraz bardziej się wycofywałem z życia. Wolałem siedzieć na komputerze i grać, bo pozwalało to zapomnieć o rzeczywistości, nikt nigdy mnie nie wyciągał żeby gdzieś wyjść. Jedyne na co było stać moich rodziców to teksty typu: „Co ty taki dziki jesteś, nie masz znajomych?” Ano nie miałem, ogromne dziękuję za wsparcie. W wieku 18 lat, gdy mogłem legalnie kupić alkohol, zacząłem pic w domu coraz więcej, codziennie czteropak to był standard. Lata mijały nadal, pracowałem, studiowałem i ciagle zadawałem sobie pytanie - po co? W pracy zdarzały się jakieś znajomości, wyjście od czasu do czasu na piwo, ale to wszystko. Nie potrafiłem utrzymać relacji, mając w głowie cały czas to, jak ludzie mnie traktowali w młodości. Zresztą nie jestem pewien czy chcieli, bo wiele razu do nich pisałem, zagadywałem, ale oni nigdy pierwsi nie napisali, przez co rozumiałem, że mają mnie gdzieś. Dziś mam 32 lata, od 3 lat nie pije, chodzę do psychiatry, na terapie i wiecie co? Nic to nie daje. Jedynie tabletki powodują, że jakoś trwam z dnia na dzień, nie widząc sensu w istnieniu. Bez nich miewałem codziennie po kilka razy ataki paniki, czułem się jak gówno. Dzisiaj się dowiedziałem, że ostatni znajomy z czasów szkolnych z którym miałem, wydawało mi się, dobry kontakt, wziął ślub na który zarzekał się, że mnie zaprosi. Oczywiście nie zaprosił. Wszelkie aktywności ograniczają mi różne fobie i zaburzenia lękowe, których się nabawiłem spędzając 32 lata na tym świecie. Tak właśnie zostałem całkiem sam, czyli ziściło się dokładnie to, czego obawiałem się najbardziej - samotność.

Z góry przepraszam za chaos, wiele pomniejszych rzeczy pominąłem, bo wyszłaby z tego książka. Jaka puenta z tego płynie? Zwróćcie uwagę na swoje otoczenie, czy nie ma w nim kogoś takiego, być może uratujecie komuś życie. Ja niestety już pogodziłem się, że zmarnowałem najlepszy okres życia na leżenie w łóżku i siedzenie przed kompem.

#zalesie

---
Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #638dc8935adff1f3a51a1f4b
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: sokytsinolop
Roczny koszt utrzymania Anonimowych Mirko Wyznań wynosi 235zł. Wesprzyj projekt
  • 3