Wpis z mikrobloga

Kopiuję wpis pewnego Pana, który zdaje mi się trafnie komentuje niektóre aspekty wojny:
"No dobra,
Wypowiedzi niektórych komentatorów strasznie mnie ostatnio zdenerwowały. Mam np. chociażby wypowiedzi generałów Polko, Packa czy Różańskiego w rodzaju:
– Dwie baterie Patriot to nie są dwa nagie miecze. Na tym polega kolektywna obrona sojuszu NATO, że mimo niesnasek wyciąga się rękę. Trzeba było przyjąć, podziękować – powiedział gen. Polko i dodał, że to decyzja, która ma "znamiona polityczne".
Zdaniem lubianego przeze mnie Hubert Łuczyński mamy tu do czynienia z "chucpą polityczną" PiS-u nakierowaną na poniżenie Niemiec, co tylko powiększa ogromny już antagonizm między naszymi krajami - jakby nie patrzeć - członkami NATO.
KOMENTARZ
Obecna sytuacja wojenna w Ukrainie, po objęciu dowództwa wojsk rosyjskich przez gen. Siergieja Surowikina, staje się dla Ukraińców fatalna.
Strategia rosyjska zmieniła się bowiem zasadniczo. Rosjanie zaprzestali większości działań ofensywnych, poza być może jednym regionem Bachmutu i wycofali się za Dniepr, gdzie się solidnie okopali i zbudowali masywne budowle obronne, zza których bronią linii frontu potężnym ogniem artyleryjskim.
Równocześnie, głęboko zza linii frontu, często wręcz z terytorium Rosji czy Białorusi, prowadzą intensywny ostrzał rakietowy ukraińskiej infrastruktury, niszcząc po kolei już nie tylko tzw. infrastrukturę krytyczną, ale zasadniczo całe zaplecze przemysłowe Ukrainy.
Wbrew różnym opiniom, że Rosjanom kończą się zapasy amunicji rakietowej, w ogóle tego końca nie widać. Być może kończą się Rosjanom zapasy nowoczesnych rakiet precyzyjnych w rodzaju Kindżałów czy Onyksów a być może nawet pocisków 9K720 Iskander, lecz Rosja ma wciąż olbrzymie, idące zapewne w tysiące sztuk zapasy mniej precyzyjnych, lecz masywnych rakiet z serii Ch-22, Ch-55 i Ch-101. Są to pociski z głowicami bojowymi o masie kilkuset kilogramów i zasięgu od 500 do ponad 3000 km. Ponadto Rosja chce kupować (a być może już kupiła) rakiety balistyczne z Iranu i Korei Północnej oraz rozbudowuje flotę dronów bojowych.
Jednym słowem, Rosja może, w ogóle nie ruszając się z miejsca, systematycznie wyniszczyć całą Ukrainę doprowadzając kraj do stanu kompletnej ruiny.
Takiej wojny Ukraina nie może wygrać, dysponując jedynie tym, co ma obecnie. Nie będąc w stanie atakować linii zaopatrzenia głęboko poza linią frontu, będzie się wykrwawiać, a morale Ukraińców zostanie w końcu złamane. Ludność cywilna pozostawiona bez środków do życia, bez zaplecza gospodarczego, bez dostępu do medycyny, bez prądu i wody, z niepewnymi dostawami leków i żywności w końcu załamie się i odmówi dalszej obrony.
Jednocześnie, zaprzestanie działań ofensywnych a przez to zasadnicze ograniczenie strat wśród własnych żołnierzy, poprawi sytuację polityczną w Rosji, której ludność właściwie przestanie odczuwać jakiekolwiek poważniejsze skutki toczącej się wojny.
Poza kilkuprocentową warstwą wielkomiejskiej klasy średniej, która zaobserwuje ograniczoną dostępność importowanych dóbr luksusowych - Rosjanie tej wojny materialnie nie odczują. To kraj, którego prowincja, tzw. "głubinka", od wielu dziesięcioleci nauczyła się żyć w charakterystycznej dla Rosji autarchii i chociaż jest biedna, jest całkowicie samowystarczalna i ma w nosie zachodnie sankcje. Jeśli tylko "synowie Rosji" nie będą umierać na froncie "za bezdurno", to Rosjanie będą udzielali Putinowi wsparcia politycznego do upadłego, gdyż dla nich jedynym praktycznym wymiarem tej wojny jest wymiar symboliczny. Rosja nie może po prostu przegrać - nawet, jeśli z Ukrainy nie zostanie kamień na kamieniu. Te dosłownie kilka sztuk zaawansowanych systemów ochrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej, jakie otrzymała Ukraina, nie jest w stanie w wymiernym stopniu powstrzymać wysycających ataków, podczas których w ciągu jednej doby Rosjanie potrafią wystrzelić ponad 100 rakiet.
Tak wygląda plan gen. Surowkina.
Jak w tej sytuacji zachowuje się Zachód?
Ano Zachód zdaje się nie rozumieć powagi sytuacji. Większość sił politycznych na Zachodzie uległa przekonaniu, że najważniejsze jest "niedoprowadzenie do eskalacji konfliktu". Służyć ma temu zapewnienie Ukraińcom wsparcia, ale jedynie w zakresie wojny obronnej. Ukraińcom konsekwentnie odmawia się dostępu do ofensywnych środków walki: nowoczesnych czołgów, lotnictwa, artylerii rakietowej o powiększonym zasięgu. Ostatnie doniesienia mediów informują, że to Amerykanie blokują polską inicjatywę dostarczenia Ukrainie naszych myśliwców MiG-29. Prezydent Biden podjął tę decyzję osobiście pod wpływem rozmów z chińskim prezydentem Xi, który zaoferował w zamian przekonanie rosyjskiego prezydenta Putina do wycofania się z gróźb użycia taktycznej broni jądrowej na Ukrainie.
A zatem, rosyjski szantaż nuklearny zadziałał. Ukraińcy będę się wykrwawiać pod wpływem niekończących się ataków rakietowych a Zachód "nie będzie eskalował" ograniczając się coraz bardziej do wsparcia wyłącznie humanitarnego, gdyż - czytam w prasie zachodniej - na Zachodzie kończą się już zapasy amunicji artyleryjskiej i już za chwilę nie będzie czym zaopatrywać nawet ukraińskiej artylerii. Ta z resztą, na skutek intensywności działań, ulega stopniowemu zużyciu i powinna być zastępowana w pełni sprawnymi systemami, których - oczywiście - też nie ma.
W tej sytuacji Polska zaoferowała Ukrainie możliwość wykonywania koniecznych remontów w naszych zakładach zbrojeniowych, lecz to przecież kropla w morzu potrzeb. Ukraina ma przecież - na skutek ataków w infrastrukturę krytyczną - ogromne problemy logistyczne i nie bardzo ma jak bezpiecznie przesyłać ogromne ilości ciężkiego uzbrojenia z linii frontu do Polski z powrotem.
Tymczasem, przywódcy Zachodu, jak to mają w zwyczaju, wygłaszają pompatyczne zapewnienia o "nieograniczonym wsparciu" dla Kijowa, które jednak w praktyce kończy się na słowach i ograniczonym wsparciu o charakterze plastra na otwartą ranę. Agregaty prądotwórcze, kilka karetek pogotowia, paczki żywnościowe... Kochani Ukraińcy - jesteśmy dla Was pełni podziwu, ale - wicie, rozumicie - nie chcemy eskalować...
Jeśli trzymamy się założenia, że w interesie Polski jest niedopuszczenie do załamania się Ukrainy, to trzeba uznać, że jest w nim również doprowadzenie do eskalacji, czyli do przekonania Zachodu, że dostarczenie systemów ofensywnych Ukrainie jest po prostu koniecznością. Jak jednak widać, opór przed tym jest na Zachodzie wielki.
W takim kontekście należy widzieć naciski rządu polskiego, żeby niemieckie systemy Patriot zostały przekazane Ukrainie.
Na obecnym etapie konfliktu Polsce nic nie grozi. Ta jedna zbłąkana rakieta, która niefortunnie trafiła w suszarnię zboża (źródło ciepła, które przyciągnęło sensory rakiety) tuż za ukraińską granicą o niczym nie świadczy, poza może tym, że nie da się uchronić przed takimi wypadkami za pomocą systemów obrony umieszczonych po naszej stronie granicy. Zniszczenie nadciągającego pocisku i tak musiałoby nastąpić nad terytorium ukraińskim. Rząd słusznie zatem uznał (a też nie tylko polski rząd, ale też wielu komentatorów zachodnich), że te systemy powinna otrzymać przede wszystkim Ukraina, bo tam są najbardziej potrzebne.
Zauważmy jednak, jak odpowiedzieli Niemcy:
"Nie możemy dać tych systemów Ukraińcom, gdyż są one częścią systemu obrony powietrznej NATO i taka decyzja musiałaby nastąpić na poziomie Sojuszu."
Szef NATO, Jens Stoltenberg jednak natychmiast zdementował tę tezę:
"Nic podobnego, decyzje o ewentualnym przekazaniu systemów uzbrojenia leżą w całości w kompetencji krajów członkowskich i Sojusz nie zajmuje się takimi sprawami. Jeśli Niemcy chcą, to mogą przekazać Patrioty Ukrainie."
Najwyraźniej jednak Niemcy nie chcą!
Poza kilkoma sztukami armatohaubic P-2000, które zresztą bardzo szybko się popsuły, Niemcy nie przekazały jak dotąd Ukrainie ani jednego asortymentu tzw. ciężkiego uzbrojenia. Bardzo podobnie zachowuje się też druga europejska "potęga" - Francja. Można jedynie przyznać, że w przeciwieństwie do niemieckich "Panzerhaubitze-2000" francuskie "Cezary" się nie popsuły.
Mówiąc krótko - Europa twardo gra na upadek Ukrainy, chociaż ma po mistrzowsku opanowaną komunikację werbalną. Gdyby poprzestać jedynie na komunikatach prasowych, to można by uznać, że Ukraina trzyma się na nogach jedynie dzięki wsparciu z Unii Europejskiej a w szczególności z Niemiec i Francji.
W związku z tym, sugestia naszego rządu, że te niemieckie Patrioty powinny jednak trafić na Ukrainę jest rodzajem nacisku politycznego, którego celem jest uczynienie wyłomu w spiżowej polityce niemieckiej. Jakby nie patrzeć, Patrioty są systemami czysto defensywnymi. Chodzi jednak o to, że ich obsługa musiałaby być niemiecka - na to Niemcy nie chcą się zgodzić, gdyż - pada argument:
"Rosja mogłaby to odczytać jako bezpośredni udział wojsk NATO w konflikcie na Ukrainie, a do tego nie wolno dopuścić."
I tak to się kręci.
Być może ostatecznie Polska przyjmie te niemieckie Patrioty, co nie będzie miało na tę chwilę żadnego znaczenia militarnego, ale posłuży uspokojeniu sytuacji. W tę stronę wydają się zmierzać wypowiedzi prezydenta Dudy, który otrzymuje tu chyba kuksańce z USA.
Natomiast - po raz kolejny wychodzi, jak wielkim ograniczeniem możliwości polskich sił zbrojnych jest brak własnych systemów rakietowych o wydłużonym zasięgu. Tutaj naprawdę, proszę państwa "inni szatani" musieli pracować, żeby Wojsko Polskie nigdy takich zdolności nie osiągnęło. Gdyby Polska mogła dziś wesprzeć Ukrainę własnymi rakietami o zasięgu 300 km, to sytuacja wojenna w tym kraju byłaby zupełnie inna.
Przebieg wojny na Ukrainie powinien przekonać wszystkich, że Polska po prostu nie ma wyjścia i musi wszystkimi siłami zdobyć dostęp do tej technologii - i to nie tylko poprzez zakupy gotowych rakiet i wyrzutni, ale poprzez własne możliwości wytwórcze. W przeciwnej sytuacji za dziesięć czy piętnaście lat znajdziemy się w takiej samej sytuacji jak Ukraina. Rosjanie będą do nas strzelać a my będziemy mogli co najwyżej zgrzytać zębami. Sojusznicy powiedzą, że jednak trzeba "uniknąć eskalacji" i na tym się skończy. Państwo wybaczą, ale pozostaję sceptyczny co do zakresu "pomocy sojuszniczej", jaka realnie zostałaby w takiej sytuacji udzielona. Po prostu - obserwuję świat i jetem realistą.
Musimy po prostu zrozumieć, że na Ukrainie wykuwa się właśnie nowa strategia rosyjska, która zaważy na kształcie przyszłych wojen. Skoro władze rosyjskie przekonają się, że można osiągać cele polityczne nie ruszając jednego czołgu z miejsca a jedynie za pomocą prowadzonych z oddalenia ataków rakietowych, to zostanie to na stałe utrwalone w ich taktyce wojennej. Tak to tam działa!
Powtarzam - Polska musi mieć i to szybko - rakiety zdolne do rażenia celów w głębi Rosji, Musimy mieć pociski rakietowe o zasięgu 1000 km i już. Czy się to komu podoba czy nie. Taki paskudny jest ten świat!"

#wojna #rosja #ukraina #
  • 6
@Naavle:
Normalnie czuję się jakbym był znowu w czerwcu i słyszał, jak to artyleryjski walec pod #!$%@? zniszczy wojnę i skończy Ukrainę.
Tak wiele bzdur jest w tej wypowiedzi, tak patrzenie wyłącznie na problemy Ukrainy i zupełnie na olbrzymie problemy ruskich z zaopatrzeniem, morale. Tak totalne niezrozumienie jak działa obecna gospodarka. Serio, to że jakiś emeryt Iwan w Wosotocznego Piźdzca nie potrzebuje IPhone'a, tak wszystkie ruskie fabryki potrzebują smarów, łożysk, technologii.
@polock: Czyli mam rozumieć w dwa tygodnie przetransportują 300k żołnierzy i potrzebny sprzęt i z czapy od razu zaatakują? Czyli powtórka z rozrywki, że przyjeżdżają żołnierze a dowódcy dowiadują się o planie 24h przed. Chciałbym, żeby to była prawda ale wygląda na majaczenie szeregowca. Przełom przez Bachmut nic tam kompletnie nie zmienia, jakby przebili się przez Krematorsk to byłby jakiś sukces a Ukraińcy sami oddadzą pewnie za jakiś czas Bachmut i