Wpis z mikrobloga

Feministka Patrycja Wieczorkiewicz orze wykopowe normictwo i oskariat. ( ͡° ͜ʖ ͡°)

"Po moim poście o zdrowiu psychicznym odezwały się do mnie osoby, które tak jak ja próbowały różnych nurtów terapii, chodziły na wizyty latami, wydały mnóstwo kasy, a nijak im to nie pomogło. Ciągłe słuchanie, że terapia każdemu pomaga, tylko trzeba próbować dalej, może mieć działanie dobijające. Nie, nie pomoże na wszystko i nie pomoże każdemu. Tak, większość osób, które są w dobrze dobranej terapii przez rok czy dłużej, odczuwa jakieś pozytywne zmiany. Ale nie wszyscy. Niektóre zaburzenia są nieuleczalne. Nie ze wszystkimi symptomami można się pogodzić i "nauczyć z nimi żyć". Nie każdy też potrafi wejść w tryb copingu, tj. wypierania smutnej rzeczywistości, nadać życiu (swojemu, ale też ogólnie, ludzkiemu) jakiś głębszy sens wbrew wszechogarniającemu poczuciu, że tego sensu nie ma. Ja nie umiem. Wydaje mi się, że brakuje takich głosów. W progresywnych środowiskach terapia traktowana jest jak antidotum na wszelkie problemy, nawet jeśli ich źródło tkwi w nieuleczalnych zaburzeniach (jak np. schizoidalne zaburzenie osobowości) czy w sytuacjach, gdy nie wynikają one z czynników wewnętrznych, tylko zewnętrznych, jak choćby wyzysk w pracy czy brak perspektyw, chroniczne doświadczenie odrzucenia przez nieprzystawanie do kanonu męskości lub kobiecości i wiele innych. Terapia nie uleczy okrutnej kapitalistycznej rzeczywistości ani patriarchalnej kultury, która szkodzi zarówno kobietom, jak i większości mężczyzn (tym, którzy odstają od patriarchalnego wzorca zawsze silnego, zaradnego samca, ten kanon jest naprawdę wąski). Nie sprawi, że ludzie przestaną drżeć o dach nad głową, bo ceny wynajmu ich przerastają, nie mówiąc o kupnie, a nawet jeśli w danym momencie dają sobie z tym radę, to w każdej chwili mogą stracić pracę i zostać na lodzie. Terapia nie zmieni faktu, że żyjemy w czasach globalnej katastrofy klimatycznej, czekają nas kolejne wojny, pandemie, wykluczenie z udziału w zasobach. Jest szansa, że da nam siłę do walki i pomoże tę rzeczywistość zmieniać. Ale nie dajmy sobie wmówić, że ponosimy całkowitą odpowiedzialność za swoje problemy psychiczne i jeśli rezygnujemy z leczenia czy którejś jego formy to jesteśmy sobie winni, bo nie dość się staramy. Choroby cywilizacyjne, jak sama nazwa wskazuje, mają ścisły związek z tym, jak wygląda współczesna cywilizacja. Musimy ją zmieniać, jeśli nie chcemy do końca świata wylewać wody z dziurawej łodzi.

Prywatna psychoterapia jest coraz droższa, większości z nas nie stać, by chodzić regularnie. Kolejki na NFZ są ogromne, mimo że z publicznej opieki terapeutycznej korzysta tylko część potrzebujących. Jak już się dostaniesz, po pół roku czy dwóch latach (w zależności od miasta, a bywa, że i trzech), często okazuje się, że nurt lub osoba są dla ciebie nieodpowiednie. Więc czekasz znowu. Sama chodziłam do ok. 8 czy 9 specjalistek. Prywatnie, bo zawsze mogłam liczyć na wsparcie mamy. Nie każdy może. Gdybym chodziła na NFZ, zajęłoby to kilkanaście lat. W obliczu braku jakichkolwiek efektów nietrudno byłoby stracić nadzieję i wiarę w sens kolejnych prób, prawda?

,,Idź na terapię" często jest wynikiem troski, ale bywa też wytrychem, który pozwala pozbyć się poczucia, że powinniśmy kogoś wesprzeć, co jest podejściem bardzo indywidualistycznym, z pewnością nie lewicowym. Dbajmy o siebie, ale nie zapominajmy dbać o innych. Terapia nie zastąpi zwykłego międzyludzkiego wsparcia i zrozumienia. I nie, nie mówię tu o przypadkach, gdy ktoś ewidentnie ma zły wpływ na nasze własne zdrowie psychiczne (a tym bardziej fizyczne), tylko o takich, gdy nasz niewielki dyskomfort, poświęcenie chwili czasu, wysiłek potrzebny do zrozumienia i okazania troski, dla drugiej osoby może mieć ogromne znaczenie. Przykładem może tu służyć sytuacja, o której pisała kiedyś Herzyk: grupa wrażliwych, lewicowych aktywistek i aktywistów po panelu dyskusyjnym uciekła przed chłopakiem, który chciał do nich dołączyć, tylko dlatego, że był niezręczny w kontakcie - choć nie mówił niczego złego czy krzywdzącego. Uznali, że ważniejszy jest ich "self care".

Nie chcę nikogo zniechęcać do podjęcia leczenia. Trzeba próbować, czasem wielokrotnie, by mieć szansę poczuć się lepiej. Ale jeśli wam się nie udaje, jesteście zrezygnowane, sfrustrowani, czujecie, że kolejne próby nie przynoszą choćby niewielkich efektów - to macie prawo uznać, że to nie dla was. Próbujcie dopóki macie na to siłę, przestrzeń, dopóki macie jakąkolwiek nadzieję na zmianę. Ja nie mam. I mam dość słuchania, że powinnam spróbować kolejnego nurtu, znaleźć inną terapeutkę. Jeśli ktoś mówi wam, że przez wiele lat regularnie chodził na wizyty, próbował kilku nurtów i wielu specjalistów, ale nie przyniosło to najmniejszej choćby poprawy i nie zamierza próbować znowu, zaufajcie jego czy jej ocenie. Przekonywanie na siłę nie przyniesie pozytywnych skutków, serio. Po prostu wesprzyjcie, bądźcie, spróbujcie zrozumieć perspektywę.

To, że jesteśmy zasypywani historiami o tym, jak terapia komuś pomogła, jak zmieniła życie na lepsze, sprawia, że niektórzy i niektóre z nas czują się popsute, wybrakowane, niczym czarne owce, stracone przypadki. Wszystkim pomaga, a mnie nie! No więc nie wszystkim. "

#przegryw #terapia
  • 5
  • Odpowiedz
@an0nisnanana: Dokładnie. Obecny świat sieje dużo propagandy jakoby terapia miała rozwiązać każdy problem. Mnie nawet sami terapeuci powiedzieli, że mojego problemu nie da się rozwiązać terapią także no xD. No ale fanatycy terapii wiedzą lepiej, musisz 2137 razy spróbować, bo inaczej się nie starałeś xd.
  • Odpowiedz
@an0nisnanana: Z pociesznym eldzejem już dyskutowałem dawno temu na ten temat, ale to nie ma większego sensu. Oni nie potrafią zrozumieć, że nie każdego zadowoli cope z terapii i chciałoby się coś w życiu zmienić.
  • Odpowiedz