Wpis z mikrobloga

Rewanż top. Tym razem odważniejsza gra i wysoki pressing przyniosły oczekiwany efekt – Legia jest w kolejnej rundzie Pucharu Polski.

Jak zwykle zajrzałem w historię spotkań, żeby znaleźć w niej coś ciekawego. Oczywiście się nie udało, ale jak patrzę na ostatnie wyniki Legii w PP, to tym bardziej doceniam ten dzisiejszy. Owszem, udało się wyeliminować zespół z Ekstraklasy jeszcze niedawno, bo taki status w marcu miał Górnik Łęczna. Jednak najczęściej, gdy trafialiśmy na zespół ze swojego poziomu, kończyło się to katastrofą – wyjazdowe porażki z Cracovią i Rakowem po fatalnej grze, jak i klasyczny mecz z Piastem, po którym jak zwykle nie wiadomo, jak można było to przegrać.

Dlatego takie zwycięstwo nad innym zespołem ekstraklasowym to już coś w porównaniu do poprzednich lat. Zresztą żeby nie cofać się za bardzo – Legia dopiero pierwszy raz w tym sezonie wygrała mecz taką różnicą bramek. Nawet na dwubramkowe zwycięstwo musieliśmy trochę poczekać. Wprawdzie mieliśmy dziś pewną zmianę podejścia po strzeleniu drugiego gola, ale organizacja pozostawała niezła, a z kilku podobnych kontrataków wreszcie jeden się udał.

Oczywiście jak zwykle można takie zwycięstwo umniejszać – że rezerwowy skład Wisły i tak dalej. Cóż, my niedawno mieliśmy ogromne problemy z Miedzią Legnica, o Bruk-Becie nie wspominając. Legia może i wygrywa mecze w roli faworyta, ale do tej pory rzadko było to robione przekonująco. A nawet w tych składach ten faworyt nie był taki oczywisty. Kursy na przykład były bardzo zbliżone do 50 na 50. Wciąż nie jesteśmy na etapie, w którym przyjeżdżamy do Wisły Płock i jesteśmy pewniakiem do awansu. Nie, tutaj było realne ryzyko odpadnięcia, a po ostatniej porażce nastroje nie były najlepsze. Wbrew temu zespół całkiem nieźle sobie poradził.

My też nie zagraliśmy całkowicie najmocniejszym składem, co nie musiało być bez znaczenia. W końcu ostatnio mecz położyły nam 2-3 najsłabsze ogniwa, a tutaj też takie można było znaleźć. Na szczęście korekta w trójce stoperów, a nawet w środku pola pomogła. Mieliśmy za to problem z bramkarzem i nie do końca rozwiązaną sytuację w ataku. Przy niekorzystnym przebiegu zdarzeń, to znowu można było przegrać przez indywidualne pomyłki.

Legia nie pierwszy raz miała duży problem z zakończeniem akcji w polu karnym przeciwnika. Zaskakująco często udaje jej się go rozwiązać dzięki strzałom z dystansu. Choć drugi i trzeci gol to tak naprawdę sytuacje niemal sam na sam, to wszystkie trzy gole w tym meczu padły po uderzeniach spoza pola karnego. W dość wyrównanym meczu, na początku z niewielką liczbą okazji, takie przełamanie jak po golu Muciego było na wagę złota. Gol z Wisłą Płock w meczu ligowym był mimo wszystko lepszy, ale i ten dzisiejszy był kapitalny. Chciałoby się napisać pod tezę, że pomógł mu powrót do linii ataku i ogólnie trochę tak było, ale akurat w tej konkretnej sytuacji nie miało to z tym nic wspólnego.

Chwaliłem pressing po meczu ligowym (bardziej sam pomysł niż efekty). Na szczęście teraz można było poczuć namacalną korzyść. Dla mnie zresztą nie jest to oczywiste, że dosłownie wszyscy pracują w tym pressingu, nawet Josue. Ma on łatkę zawodnika niewiele biegającego i stroniącego od gry w defensywie, a tutaj popisał się idealnym odbiorem, gdzie droga do bramki była już bardzo krótka. To nie tylko ten mecz. Josue od początku sezonu pracuje w defensywie jeszcze więcej niż w zeszłym, choć już u Vukovicia były takie wymagania. Bardzo też się cieszę, że się pomyliłem. Myślałem, że Kosta ma alibi na szybką rezygnację z takiego stylu gry. Zamiast tego, pozostał przy nim i wszyscy dostali powody by wierzyć, że to ma sens. Miał on bezpośrednie przełożenie na sukces w ważnym meczu.

Odnośnie Runjaicia, nie jest to jeszcze czas na pochwały, ale na razie nie można chyba powiedzieć, że jest uparty i trzyma się wyłącznie tego samego systemu. Zmienił go w tym sezonie już parę razy. Tutaj kładziemy na szalę dwie rzeczy – konsekwencję w szlifowaniu jednego systemu czy reakcję na to, co nie działa. Myślę, że Legia nie jest jeszcze na tyle ukształtowana, żeby płynnie żonglować takimi systemami, choć ci zawodnicy powinni umieć to opanować na poziomie Ekstraklasy. Może lepsze byłoby trzymanie się tego samego i ocena efektów po dłuższym czasie. Jednak presja nie maleje. Wyniki są potrzebne na już, w każdym razie tak odbieram te zmiany. Po ciężkich do oglądania meczach doszło do zmiany ustawienia i sposobu gry, co nie od razu przyniosło punkty, ale po upływie kolejnych kilku dni już się opłaciło.

Cały zespół zagrał poprawnie, ale kilku zawodników można też wyróżnić indywidualnie. Poza golem bardzo dobry mecz rozegrał Josue, robiąc cuda w ataku pozycyjnym. Kolejny udany występ zaliczył także Slisz. Muci wreszcie był odpowiednio widoczny, mieliśmy też wartościowe uzupełnienie linii obrony w postaci Rose’a. Wahadła nie były tym razem tak silne, Wszołek tym razem nie wyglądał najlepiej (sądzę, że w piątek naprawdę był niezły), Ribeiro tak jak ostatnio ok, ale nie potrafi dać w ofensywie tego, co Mladenović. Można nieco ponarzekać na Rosołka i zauważyć zarówno dobre, jak i nieudane zagrania Kapustki. Jednak to, co robili Muci, Josue czy Slisz, ciągnęło zespół i pomagało nawet tym, którzy nie bardzo radzili sobie na boisku.

Legia ma za to duży problem z Misztą. Paradoks jest taki, że obaj bramkarze Legii z Wisłą nie mieli wiele pracy, jeden z nich bronił pewnie, mimo to puścił dwa gole. Z kolei ten drugi zachował czyste konto, ale wprowadzał mnóstwo nerwowości. Normalnie bym to zignorował, ale sytuacja powtarza się już któryś raz. Nie sądzę, aby była to tylko kwestia braku regularnej gry, bo gdy Miszta występował co tydzień, wcale lepiej nie było. Jest jakiś problem w głowie, którego do tej pory nie udało się wyeliminować. Tobiasz może mieć nawet niższe umiejętności, ale jest dużo pewniejszy i odważniejszy. Normalnie Miszta mógłby być kolejnym bramkarzem, który po rozegraniu 1-2 sezonów okazałby się już za dobry na Legię. Stać go na to, ale ta perspektywa coraz bardziej się oddala. Nie muszę też chyba dodawać, że oglądanie meczu Stali z Piastem nie należało do najprzyjemniejszych. Mateusz Kochalski, mimo wybronienia im meczu z ŁKS-em, tym razem nie dostał szansy. To już chyba over. Ta kariera poważnie się załamała i ciężko będzie się odbudować. Za to po pewnych perturbacjach istnieje szansa, że Gabriel Kobylak wywalczy sobie pewny plac w Radomiaku.

Wracając do meczu, można było się trochę obawiać powrotu do legijnego minimalizmu w drugiej połowie. Jednak wcale nie było aż tak źle. Ok, Legia tym razem miała piłkę trochę rzadziej, ale w miarę kontrolowała wydarzenia. W dodatku od czasu do czasu wychodziła z kontratakami po bardzo podobnych do siebie podaniach z własnej połowy. Najczęściej czegoś brakowało, ale Kramer dostał wreszcie odpowiednie podanie, a także udowodnił, że jego szybkości nie można lekceważyć. Do tej pory grał tak naprawdę bardzo mało i pozostawał pewną zagadką, choć już zdążył się zapisać na minus w poprzednim meczu z Wisłą. Ten gol niby nic nie daje, ale może jednak trochę pomoże. Tak samo gol Josue też niby nie był nam potrzebny, a jednak może utwierdzi wszystkich, że ten sposób gry warto kontynuować. W każdym razie ciężko sobie wyobrazić, aby miało to w jakikolwiek sposób zaszkodzić.

Może nie jest tak, że sytuacja została całkowicie opanowana. To dopiero drugi lepszy mecz od pewnego czasu, z których tylko jeden został wygrany. Dla mnie ważne jest to, że nie było aż takich demonów pucharowych Runjaicia. W obu rundach naprawdę obawiałem się odpadnięcia, a jednak dalej jesteśmy w grze. Może to bardziej sama Pogoń ma taką dziwną historię w tych rozgrywkach, że niezależnie od trenera są tam zawsze w tarapatach. Na szczęście będziemy mogli to jeszcze zweryfikować. Zresztą zbliża się sam mecz z Pogonią w lidze. Tu już nie będzie zmiłuj – Kosta będzie na świeczniku maksymalnie jak się tylko da. To może nie być zwykły mecz, tylko może być chęć pokazania się z jak najlepszej strony, bez aż takiego kalkulowania. Ja tak łatwo nie dam się nabrać i nie będę miał ogromnej wiary w zwycięstwo, ale może wreszcie po wielu słabych meczach przyjdą trochę lepsze. Wydawało się, że w tej rundzie nic miłego dla oka nas już nie czeka, a może jednak.

#kimbalegia #legia