Wpis z mikrobloga

Mecz z Lechem jakich wiele. W ostatnich czterech padły łącznie trzy gole i były trzy remisy. Ten dzisiejszy nie przejdzie do historii, ale przynajmniej możemy odnotować brak porażki w trudnym meczu.

Podstawową różnicą wobec meczów z Rakowem czy Miedzią było to, że błędy nie zostały wykorzystane. Normalnie takie obcinki jak Nawrockiego albo zgubienie krycia jak w wykonaniu Johanssona kończą się golami, jednak po drugiej stronie byli Amaral i Skuraś tym razem przez u. Ten pierwszy to chyba największy zjazd w całej lidze w ciągu zaledwie kilku miesięcy, ale nie jest to nasze zmartwienie. Z naszej perspektywy możemy znowu zawdzięczać punkt Tobiaszowi, który w kluczowym momencie utrzymał nas w grze. Nie wiadomo, co by było, gdyby gol padł, ale powtórka wariantu z ostatniego meczu z Lechem byłaby trudna do wykonania. Głównie dlatego, że Josue pauzował, a Lopesa już w Legii nie ma.

Pierwsze minuty wyglądały wyjątkowo źle, Legia pod presją łatwo traciła piłkę i mogła też stracić gola. Dopiero po upływie kwadransa przejęła inicjatywę, ale miała problem z zakończeniem akcji. Próbowała więc strzałów z dystansu, ale nie przyniosło to takiego efektu jak z Miedzią czy Radomiakiem. Tu muszę przyznać, że defensywa Lecha jest bardzo mocna, a my jednak wciąż nie osiągnęliśmy zadowalającego poziomu w ofensywie. Do tego brakowało Josue, co było dodatkowym utrudnieniem. W środku pola Augustyniak i Slisz zapewniali niezły poziom w odbiorze, nie da się też im odmówić chęci podciągnięcia z piłką do przodu, ale często też walczyli sami ze sobą. Jednak tak naprawdę to nie na nich miał spoczywać ciężar rozegrania, to gracze ofensywni w komplecie zawiedli. Dobrze chociaż, że dość szybko udało się zrezygnować z dalekich zagrań od Tobiasza i przez pewien czas Legia toczyła po prostu wyrównaną walkę z Lechem.

Druga połowa nie przyniosła przełomu, choć mogła w negatywną stronę. Realny czas gry w dziesięciu to niecałe 20 minut, więc nie tak mało. Jak na ten dość istotny ubytek plus nastawienie Legii, która odtąd marzyła tylko, aby dociągnąć bezbramkowy wynik do końca, w tym fragmencie działo się naprawdę niewiele. Lech był jeszcze mniej groźny niż wcześniej, choć była też kolejna sytuacja Skórasia. Trzeba się przyzwyczaić, że Legia Kosty będzie minimalistyczna do bólu i nie będzie ukrywać satysfakcji nawet z bezbramkowego remisu w takich okolicznościach. Chciałbym się na to zżymać, ale dzisiaj nie byliśmy wystarczająco dobrzy, aby otworzyć się bardziej w Poznaniu, zwłaszcza grając w osłabieniu. W Częstochowie skończyło się to katastrofą. Tu nie trzeba było się odkrywać, skalkulowano, że lepiej jest wziąć punkt niż zaryzykować i ewentualnie zostać z niczym.

Drużyna potrzebowała też wreszcie utrzymać czyste konto. Bardzo łatwo strzelała nam przedostatnia drużyna Ekstraklasy, a także I-ligowiec w pucharze, nie wspominając o innych. Niekoniecznie oznacza to, że teraz już mamy wszystko idealnie wypracowane, ale zawsze jest to jakiś pozytywny przebłysk. Po takim meczu nie ma zbyt wielu optymistycznych wniosków, więc przynajmniej taki musi nam wystarczyć.

Po tym meczu prowadzona jest narracja, że do Poznania przyjechała najsłabsza Legia od lat. Traktuję to jako hiperbolę, bo w dużo gorszej sytuacji grała tam pół roku temu. Zawsze jednak można to odwrócić i zapytać, jak to się stało, że Lech nie był w stanie tak słabej drużyny pokonać, a teoretyczną przewagę (bez większych konkretów) miał tylko w okresie gry 11 na 10. Można to określić jeszcze inaczej – Lech był w tym meczu faworytem. To mistrz Polski i uczestnik Ligi Konferencji, z reprezentantami Polski i Szwecji w jedenastce. Ten remis to jego porażka, a dla Legii korzystny wynik. Taka jest prawda i dziś zobaczyliśmy, że Legia na razie jest gotowa na wyrównaną grę z takim zespołem, ale tylko fragmentami. Na pewno nie na to, aby tam przeważać i spokojnie tam wygrać, a jeśli już, to przy pomocy szczęścia. Nie jest to żadne wielkie odkrycie.

W obliczu pauzy Josue trzeba było inaczej ustawić zespół. Nie mamy drugiego takiego zawodnika, więc wstawienie kogoś 1 do 1 w jego miejsce było niemożliwe. Biorąc pod uwagę wspomniane obliczenie ryzyka, decyzja o wyjściu dwoma defensywnymi pomocnikami sama się tłumaczy. W tej sytuacji oczekiwałbym, że więcej na siebie wezmą Muci i Carlitos, ale tego nie było. W Lechu Ishak, widząc indolencję Amarala, często cofał się bardzo głęboko. Brakowało go z przodu, ale usprawniał rozegranie. Brakowało mi nieco Carlitosa bliżej linii pomocy, zbyt często był osamotniony i nawet gdyby dostał piłkę, niewiele mógłby zrobić. Po wyjątku przeciwko Miedzi, mieliśmy powrót do fatalnych skrzydeł. Wszołek jeszcze raz na jakiś czas szarpnął, ale Baku grał dobrze tylko w defensywie. W atakach ciężar po tej stronie spoczywał praktycznie wyłącznie na Mladenoviciu, którego zresztą za tydzień zabraknie. Regularnie wypada nam po jednym zawodniku na kolejny mecz, co jeszcze nie jest dramatem. Za to znalezienie alternatywy np. dla Baku to duże wyzwanie. Trzeba czekać, aż odpali, co wciąż nie nastąpiło, albo próbować tam zawodników teoretycznie jeszcze słabszych od niego.

Znalazłem jeszcze jeden pozytyw, który przyszedł mi do głowy podczas tego meczu. Szeroko komentowane są stałe fragmenty Legii w ofensywie, które wypadają średnio, a pod względem bezpośrednich rzutów wolnych – katastrofalnie. Za to jest ogromny postęp w ich bronieniu. Oprócz rzutów karnych straciliśmy tylko jednego gola po SFG – pierwszego z Górnikiem. A przypomnę, że odszedł Pekhart, który był przy ich bronieniu bardzo ważny, w ostatnich meczach nie było dobrze grającego w powietrzu Jędrzejczyka, a na początku sezonu odszedł także Wieteska. Legia nie jest zbyt wysoką drużyną, więc takie wyniki w bronieniu stałych fragmentów wyglądają imponująco. Z Lechem nawet Carlitos, jeden z najniższych na boisku, potrafił kilka razy zażegnać niebezpieczeństwo. Wiem, że za dużo odwołuję się do zeszłego sezonu, ale przypomnę tylko, że Legia traciła wtedy mnóstwo goli po stałych fragmentach. Niekoniecznie bywała słabsza, ale w statycznych sytuacjach traciła i od razu robiło się pod górę.

Ten remis kosztował nas pozycję lidera, choć i tak nie mieliśmy wszystkiego we własnych rękach (biorąc pod uwagę tylko najbliższe kolejki). Raków w czwartek gra swój zaległy mecz. Jeżeli już jednak mowa o tabeli, to najważniejsze, że nie wciągnęliśmy Lecha jeszcze bardziej do gry, tylko wciąż trzymamy go na pewien dystans. Nie radzimy sobie z bezpośrednią konkurencją, więc dobrze, że chociaż tutaj było choć trochę inaczej. Choć też nie można powiedzieć, że test został jakoś wyjątkowo dobrze zdany. Nikt po tym meczu nie stwierdzi, że Legia jest już na odpowiednim poziomie. Co do niej cały czas pozostaje ten sam dylemat: czy zacznie wreszcie grać lepiej, i wtedy nie będzie już czego się czepiać, czy też wreszcie przy takiej grze przyjdą częstsze straty punktów. Na razie jest trzeci wariant, czyli wciąż gra pozostaje ciężka do oglądania, ale i są punkty. W obliczu wyniku z Lechem konieczna jest teraz wygrana z Wartą, aby cały czas wypełniać to niezbędne minimum, jakim jest ogrywanie słabszych. Potem czekają nas dwa mecze z Wisłą Płock i jeden z Pogonią i tu już naprawdę trzeba będzie być lepiej przygotowanym, żeby nie musieć liczyć tylko na ekstraklasowy przypadek.

#kimbalegia #legia
  • 6
@Kimbaloula: Mnie trochę martwią ciagle narzekania kibiców na trenera i pomysły, że już czas na zmianę. Mam nadzieje, ze Runjaic zostanie z nami na jakiś dłuższy czas i klub wytrzyma presję. Nie to, ze uważam go za jakiegoś świetnego fachowca, ale to pierwszy trener od lat, który został faktycznie wybrany, a nie który był akurat dostępny i fajnie by było raz trochę dłużej potrzymać się jednej koncepcji budowy zespołu.
@Kimbaloula: @miki4ever: nawet fajny artykuł ostatnio czytałem https://sport.tvp.pl/63045010/legia-warszawa-i-jej-zmiana-pod-wodza-kosty-runjaica-jak-lider-pko-ekstraklasy-gra-i-jakie-sa-jego-bolaczki

Więcej chyba strzeliliśmy z SFG niż straciliśmy, co jest sporym postępem.

Tak na gorąco to rzeczywiście gra Legii wygląda średnio i można się zastanawiać gdzie ten pomysł trenera na grę, ale tak jak w artykule jest napisane to na 11 meczów w obronie zagraliśmy 7 razy w różnym zestawieniu i to nie przez myśl trenera tylko z konieczności.

Dopiero tak na spokojnie
@matixrr: Przy tych wszystkich zmianach w defensywie, to ustawienie z wczoraj rokuje najlepiej. Jędrzejczyk grał dobrze do drugiej kartki i z nim na ogół lepiej to wygląda. Niestety za tydzień będzie konieczna następna zmiana, ale na boku. Oby środek pozostał ten sam i oby bez Augustyniaka, którego miejsce powinno być w pomocy.

Myślę, że defensywę jakoś uporządkujemy. Większy problem będzie z wypracowaniem czegokolwiek z przodu, choć teoretycznie jest tam kim grać.
@miki4ever: @Kimbaloula: wczorajsza 4 obrońców jest całkiem solidna, ale brak nam stabilności w tej linii ze względu na kartki/kontuzje itp itd. za to można powiedzieć, że na skrzydłach mamy stabilność ale tam brak jakości xD

To okno na kadrę to też jestem ciekaw jak Kosta przepracował. Z jednej strony masz Josue który w środku kreuje grę i fajnie by było poćwiczyć różne rozegrania, a z drugiej strony masz mecz z
@matixrr: Wydaje mi się, że przygotowywał się pod brak Josue, wariant w tym ustawieniu był ćwiczony w sparingu. Jednocześnie niejako przećwiczył też grę bez Mladenovicia, który był nieobecny i teraz będzie można i to wdrożyć ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Co do pucharów muszę się zgodzić, choć niechętnie. Są one bardzo potrzebne, więc ich brak w tym roku może się też jakoś odbić negatywnie. No ale zdaję sobie