Wpis z mikrobloga

Przeglądałem wykop kilka ładnych lat, szczególnie tag przegryw pogłębiając się w swoim #!$%@?. Byłem pewny czytając wasze wysrywy, że ja manlet (170 w kapeluszu), z cofniętą szczeną i łysieniem plackowatym nigdy nie znajdę różowej, nawet jako betabankomat przygarniając pokrzywdzoną p0lke z bombelkiem po chadzie. Pewnie część uzna to za bait bo nie umie wyjść ze swojej bańki lizania się po jajach, ale mam nadzieję, że ten wpis komuś pomoże wyjść z przegrywu - tak jak ja sobie pomogłem.
Do 22 lvl żyłem jak wy - miasto nawet nie powiatowe, 0 perspektyw, gówniana robota w kołchozie i brak opcji na cokolwiek. Dziewczyny? Żadna na mnie nie spojrzała, zawsze czułem pogardę z ich strony, zresztą większość uciekła po maturze i znalazła sobie Chada w Warszawie albo innym Wrocławiu, a ty żyj przegrywie z matką i starym alkoholikiem, siostra rok młodsza, brzydsza niż ja, też wyjechała na gównostudia, znalazła typa 7/10 i tak sobie żyją po dziś dzień, ale chociaż dzięki temu od 20 lvl miałem swój pokój i mogłem walić konia w spokoju.
Moja cała rodzina zawsze robiła z siebie wielkich katolików. Za małolata udawałem, że chodzę do innej parafii bo tam pracuje ksiądz ode mnie ze szkoły, a zamiast tego wydawałem cały hajs na tacę na pierdoły, najpierw lody, a potem browary i piłem sam w lesie. Sprawa się posypała jak skończyłem szkołę, nie myślałem, że matka to ogarnie, do tego mnie śledziła, widziała jak pije harde 7.2% i liczę spadające liście zamiast słuchać #!$%@? jakiegoś typa w sukience.
Musiałem zacząć chodzić do tego #!$%@? kościoła, żeby matka nie wyrzucila mnie z chaty. Po jakimś czasie była to dla mnie jedyna forma rozrywki, sebki w januszexie mną gardziły tak samo jak rodzina, siostra nawet kiedyś prosiła, żebym wyszedł z domu jak przyjedzie ze swoim chadem bo jej za mnie wstyd xD (przypominam, że ma gorszą mordę).
W naszej parafii był wikary, taki 3/10 i tak sobie był aż pewnego dnia zniknął. Pytałem matki co się z nim stało bo trochę się z nim utożsamiałem i zazdrościłem, że podjął taki krok - myślałem, że poszedł do seminarium bo i tak wiedział, że nigdy nie znajdzie sobie porządnej dziewczyny. A tu matka mi mówi, że wstyd i że lepiej nie pytać i olaboga co się stało, modlić się za chłopa trzeba, a nie o niego pytać. Tak mówiła zawsze jak pytałem, a pytałem codziennie przez miesiąc, bo nie miałem kogo innego zapytać. Jako fobik społeczny, bez znajomych poza matką miałem ewentualnie ojca, ale on znał jedynie drogę do monopolowego.
Tak sobie żyłem w nieświadomości, ale ciągle siedziało mi to z tyłu głowy. Wiedziałem już, że nie mogę pytać matki, raz zemdlała przez te pytania o wikarego. Myślałem, że może umarł, albo wyrzucili go za pedofilie.
Jakiś czas później babcia złamała nogę, a że mieszkała daleko i do tego sama to matka pojechała jej pomagać. To był czas, że mogłem w końcu odpocząć od kościoła, nie miał mnie kto kontrolować, a jednak dalej tam chodziłem, bo sprawa z wikarym nie dawała mi spokoju. Na jednej mszy przysiadła się do mnie jakaś stara baba, chyba też nie miała znajomych, ale fobii społecznej też nie, nie miała oporów, żeby gadać do obcych i tak się dowiedziałem co się stało z wikarym. Okazało się że wziął ślub. Z parafianką. Wyprowadzili się podobno do sąsiedniej gminy, a typ zrzucił sutannę i żyli długo i szczęśliwie. To zmieniło moje postrzeganie świata, dało mi nagle jakąś szansę na miłość. Wtedy podjąłem decyzję - zostanę księdzem.
Trochę obawiałem się dyżuru w szafie, ale na szczęście u mnie w seminarium nie było takich praktyk i mój odbyt pozostał nienaruszony. Przez 6 lat nie mogłem doczekać się święceń, tak bardzo chciałem już zostać wikarym. Codziennie modliłem się o jakąś szarą katoliczkę, którą zaleje moją pyszną spermą, a ona urodzi mi syna, który też podąży duchową drogą, żeby cokolwiek zaruchać - przecież będzie podobny do mnie.
W końcu nadszedł dzień moich święceń. Kobiety wzdychały do mojego "munduru", ale średnia wieku to jakieś 80 lat, nie tego oczekiwałem po tylu wyrzeczeniach. Jednak wszystko przyszło z czasem. Zacząłem spowiadać. Mogłem w ten sposób oddzielić #!$%@? od ludzi. Jedna szczególnie wpadła mi w oko, wiedziałem już, że ma na imię Zosia. Przychodziła co miesiąc na spowiedź, a jej grzechy to np zapomniałam pomodlić się przed snem, nie byłam na roratach albo miałam okres. Niesamowicie mi imponowała. Widziałem, że też patrzy na mnie z pożądaniem. Dla takiej przykładnej katoliczki byłem chadem 10/10 dzięki sutannie. Nie chcę wchodzić w szczegóły naszego pożycia ale w końcu zdjęła majtki na zachrystii, a ja obiecałem jej, że rzucam kościół i będę tylko jej. Wzięliśmy ślub, a ona szybko zaszła w ciążę. Na USG powiedziano nam, że to syn. Wtedy już wiedziałem, że wyszedłem z przegrywu, spełniłem marzenia i w końcu mogę nazwać się mężczyzną.
Nigdy nie zapomnę dnia jak Zosia rodziła. Mieliśmy poród rodzinny, ale niestety zemdlałem. Jak tylko się przebudziłem chciałem zobaczyć syna. Pani pielęgniarka była bardzo miła i zaprowadziła mnie do żony. I wtedy niespodzianka. Patrzę, a mój syn ma inny kolor skóry niż ja. Nagle okno się otwiera, a przez nie na latającym dywanie wlatuje mokebe głuszak - mój kolega z podstawówki, bierze Zosię i MOJEGO syna na dywan i odlatują. Nie wiedziałem co się dzieje. Nagle mój świat się zawalił.
Poszedłem do baru, a tam spotkałem wikarego z mojej rodzinnej parafii, dzięki któremu zostałem księdzem. Był bardzo smutny. Nabrałem dzięki Zosi sporo pewności siebie dzięki czemu nie miałem już problemu, żeby zagadywać do ludzi. Zapytałem więc: co tam słychać wikariuszu, a on że żona go zostawiła. Zapytałem go czy mogę go wyruchać na pocieszenie, a on się zgodził. Tak zostałem #teczowypasek i już nigdy nie byłem samotny.
#przegryw #kosciol #katolicyzm #pasta