Wpis z mikrobloga

Nic mnie bardziej nie wkuzwia na weselach, niż organizowanie ich na kompletnych zadupiach.
Teraz jest moda, żeby imprezę zrobić w jakimś lawendowym polu, stodole Józka czy tam innej kaczej przystani. A pary młode prześcigają się chyba w wymyślaniu coraz to dalszych i głupszych lokalizacji.

Dostajesz zaproszenie na takie wesele i zastanawiasz się jak tym razem potoczą się twoje losy. Przy dobrych wiatrach potną cię tylko komary i złapiesz kleszcza. W gorszym wariancie zgubisz się #!$%@? w lesie podczas eksploracji okolicy i będzie za tobą latać ekipa ratunkowa.
Po fajki na stację nie skoczysz, chyba że jakiś kierowca tira sie zlituje. Zawinąć z imprezy też ciężko, bo albo nie pijesz i robisz za głupiego Jasia, albo czekasz na zbiorową mogiłę która rozwiezie gości po oczepinach lub na koniec imprezy.

Jakiś czas temu byłem świadkiem u dobrego kumpla. Usrali sie na jakieś zadupiaste lokum tuż nad jeziorem. Bo piękna okolica, ślub na molo nad jeziorem, wspaniała restauracja. Do miasta jakieś 20km, w okolicy nic, nawet noclegu xd Nie docierało że późny wrzesień to kiepski pomysł na tego typu imprezy. Nie docierało że znajomi którzy byli tam na imprezach narzekali na obsługę i żarcie. Że goście średnio się będą bawić że świadomością trudnego powrotu do domu. Jest ładnie i tak zostanie. Finał był taki, że do wesela lało, dzień w dzień przez tydzień. W dniu wesela nie lało, ale było jakieś 13 stopni i wiało jak cholera. Każda laska szpileczki miała w błocie jakby z roli dopiero wróciła. Faceci nie zmarzli bo mieli marynarki, ale łaskom współczułem. Z obsługi ogarniał jeden chłopak i jedna dziewczyna, menadżerka sali ledwo skończyła chyba liceum i pomocy w niej nie było. Żarcie średnie. No i goście....goście nie pili, bo 3/4 wróciło do domu samochodami. Wódy zostało po weselu w opór, zwracali chyba 70% tego co kupili. Za to poszły wszystkie piwa 0% i radlery xd I wielkie zdziwko czemu goście się tak słabo bawili i nie pili alko....

W tym roku kolejne wesele w plenerze. Żeby było śmieszniej rozbite na etapie, niczym tour de bełt. Lokal 50km od miasta, za to ślub chyba 15km dalej. Bo kościół ładniejszy. Jak na to wpadli? Nie wiem. Wiem ze musiałbym tłuc się samochodem w dzień wesela (bo wcześniej nie ma już noclegów) jakieś 300km tylko po to, żeby pogryzły mnie komary, a potem skacowany na drugi dzień o 11 spakować mandzur i wracać do domu.
I wiecie co? Zrezygnowałem. Myślałem że w rodzinie będzie z tego powodu draka, bo nie wypada tak odmawiać....i wiecie co? Nie jestem sam w tej decyzji i nie tylko ja odmówiłem, bo nie tylko mnie się nie chce.

Czemu o tym piszę? Bo większość młodych zapomina o tym, że wesele jest impreza dla gości i ich też trzeba brać pod uwagę. Ja przy swoim poszedłem na wiele ustępstw, co finalnie zaowocowało spokojem w dniu ślubu. Ale młodzi prześcigają się w tym #!$%@? żeby zorganizować wesele księżniczki i wygodę gości mają w tyłkach.

#wesele #slub
  • 5
@Dziki_czoug: o luuuudzie, mój ślub był kilometr od sali weselnej nad którą były pokoje dla połowy gości, dla drugiej połowy w pobliskim hotelu 50 m od sali. W centrum miasta. Chciałam, żeby wszystko było blisko, bo sama bym się denerwowała jakbym miała jeździć sto razy i tracić czas.
@Dziki_czoug: ja poszedłem na kompromis, bo żadnego jeziora, ani łąki nie było, ale za to całość odbyła się w hotelu w centrum miasta, gdzie nocowała większość gości.
@Dziki_czoug: No jest to kłopotliwe przyznaje. W zeszłym roku byłem na takim weselu na #!$%@?. Problem jest taki, ze trzeba jechać autem, a jak jedziesz autem to się nie napijesz. Nawet jak nie lubisz pić alkoholu, to tez nie posiedzisz długo, bo ja np. nie chciałbym wsiąść za kółko o 5 rano po imprezie i jechać po jakichś wertepach. Na #!$%@? jak są miejsca do spania to tez zwykle nie starczy