Wpis z mikrobloga

HIMARSy niszczą rosyjskie zaplecze. Rosjanie przestawiają gospodarkę na tryb wojenny i szykują się do długiej wojny. Raport z Ukrainy

3 lipca upadł Lisiczańsk. Od tamtego czasu Rosjanie nie przeprowadzili żadnej większej operacji wojskowej. Tymczasem Ukraińcy – przy użyciu wyrzutni HIMARS – zaczęli atakować rosyjskie zaplecze. Niemal każdej nocy rosyjski skład zaopatrzeniowy staje w ogniu po ostrzale dokonanym przy pomocy amerykańskich wyrzutni. Straty zadawane rosyjskim tyłom mają być tak duże, że coraz więcej mówi się o nadchodzącej bitwie o inicjatywę i – w konsekwencji – ukraińskiej kontrofensywie. Jednak Ukraińcy mają także swoje własne problemy, z którymi muszą się zmierzyć. Tymczasem Rosjanie przestawiają swoją gospodarkę na tryb wojenny, tworzą nowe oddziały i szykują się do długiej wojny.

Tekst dostępny jest także na Blogu - zachęcam do czytania tam, bo przy poszczególnych punktach są mapy i tym samym sytuacja jest bardziej zrozumiała.

Szojgu melduje. Zadanie wykonano

3 lipca Rosjanie zajęli Lisiczańsk, a Ukraińcy – w stosunkowo zorganizowany sposób – wycofali się na zachód, na kolejną linię obronną, przechodzącą przez miasta Siewiersk i Bachmut. Rosyjskie wojska nie rzuciły się jednak w pościg za wycofującym się przeciwnikiem.

5 lipca na Kreml przybył Sergiej Szojgu. Minister obrony Rosji poinformował Putina o zakończeniu operacji „wyzwalania” Ługańskiej Republiki Ludowej (jak to pokrętnie nazywają Rosjanie). Przyjmując raport od Szojgu, Putin stwierdził że jednostki zaangażowane w walki o obwód ługański powinny zostać wycofane na tyły i otrzymać czas potrzebny do odbudowy swojej siły bojowej. Jednocześnie Putin powiedział, że ich miejsce na froncie powinny zająć jednostki z Zachodniego lub Wschodniego Okręgu Wojskowego, które przez ostatnie 2 miesiące nie były angażowane do większych operacji (główny ciężar walk o Siewierodonieck i Lisiczańsk wzięła bowiem na siebie tzw. "Grupa O", której trzon stanowiły jednostki Centralnego Okręgu Wojskowego, wspierane przez oddziały separatystów z Ługańska).

Początkowo zakładano, że słowa Putina oznaczają maksymalnie tygodniową „pauzę operacyjną”, podczas której miała nastąpić rotacja rosyjskich jednostek. Następnie świeże rosyjskie oddziały miały kontynuować natarcie, spychając zmęczonych Ukraińców na przedmieścia Kramatorska i Słowiańska.

Ostatecznie jednak Ukraińcy pokrzyżowali Rosjanom ich plany. Upadek Lisiczańska zbiegł się bowiem z intensywnym użyciem wyrzutni HIMARS, którymi Ukraińcy zaczęli atakować rosyjskie zaplecze, zagrażając logistyce sił inwazyjnych.

HIMARS, czyli koszmar rosyjskich techników logistyki
W nocy 2 lipca Ukraińcy zniszczyli rosyjski skład amunicji w Popasnej. Następnej nocy ostrzelali dwie bazy wojskowe przeciwnika pod Melitopolem, na Zaporożu (ok. 75 km od frontu). W kolejnych dniach sytuacja się powtarzała. Z dymem poszły rosyjskie składy amunicji w Śnieżnym, w Doniecku, pod Chersoniem czy w Szachtarśku. Łącznie w pierwszej połowie lipca Rosjanie stracili łącznie kilkadziesiąt składów z amunicją, paliwem itp.

Ten sukces był dziełem 8 wyrzutni HIMARS, które Ukraińcy otrzymali kilka tygodni wcześniej od Amerykanów. Straty odniesione przez Rosjan na zapleczu okazały się tak dotkliwe, że w ciągu zaledwie kilku dni musieli ograniczyć skalę swoich ataków na frontowe miasta – Siewiersk i Bachmut. Jak do tego doszło, że kilka sztuk HIMARSów wywołało aż tak duże problemy u Rosjan?

Pojedynek artyleryjski na wschodzie Ukrainy

Aby lepiej zrozumieć wpływ HIMARSów na rosyjskie zdolności ofensywne, trzeba uświadomić sobie w jaki sposób Rosjanie walczą na Ukrainie.

W pierwszej fazie wojny, podczas walk o Kijów, Rosjanie próbowali przełamać linie przeciwnika przy użyciu sił pancernych i zmechanizowanych, zapuszczając się daleko w głąb terytorium przeciwnika. Nie dysponując dostatecznym wsparciem piechoty, takie rosyjskie wypady kończyły się najczęściej bardzo wysokimi stratami w ludziach i sprzęcie.

Od kwietnia, wraz z wycofaniem się z północy Ukrainy i skupieniu się na Donbasie, Rosjanie zmienili jednak taktykę na bardziej statyczną. Teraz podstawą rosyjskich postępów stała się artyleria, w której Rosjanie dysponują kilkukrotną przewagą nad Ukraińcami. Dniami i nocami rosyjska artyleria wystrzeliwała tysiące pocisków, powoli równając ukraińskie pozycje obronne z ziemią. Dopiero wtedy – gdy artyleria dokonała swojego dzieła – Rosjanie wysyłali do przodu piechotę i wozy. Taktyka ta nie była zbyt finezyjna, ale działała, Rosjanie szli do przodu, zajmując kolejne miasta. Tak padła Popasna, Kreminna, Łyman, a potem Siewierodonieck i Lisiczańsk.

Dostawy zachodnich systemów artyleryjskich na Ukrainę tylko w ograniczonym stopniu poprawiły sytuację ukraińskich artylerzystów. Amerykańskie haubice M-777, francuskie samobieżne armatohaubcie CAESAR czy polskie Kraby okazały się dużo precyzyjniejsze od rosyjskiego sprzętu. To jednak było za mało, aby przechylić szalę zwycięstwa na stronę Ukraińców. Zachodnie dostawy okazały się tylko kroplą w morzu potrzeb. Rosyjska artyleria, mimo że mniej celna, nadal dysponowała ogromną przewagą liczebną - gdy Ukraińcy wystrzelali po 7.000 pocisków dziennie, Rosjanie zużywali 3-4 razy tyle.

Ukraińcy byli bezsilni wobec rosyjskiej przewagi ognia. Oczywiście udawało im się niszczyć pojedyncze artyleryjskie środki ogniowe (haubice, wrzutnie rakietowe itd.), ale było to za mało aby zmienić diametralnie sytuację na froncie.

Ukraińcy zdawali sobie sprawę ze swojego trudnego położenia. Dlatego jeszcze pod koniec kwietnia, prezydent Zełeński zaczął apelować do Zachodu o dostawy wyrzutni MLRS (wieloprowadnicowe wyrzutnie rakiet). Szczególnie mocno Ukraińcy naciskali na dostawy HIMARSów – lżejszej i bardziej mobilnej wyrzutni z "rodziny" MLRS.

Dlaczego Ukraińcy chcieli wrzutni HIMARS? Bo dzięki nim mogliby zacząć atakować rosyjskie składy zaopatrzeniowe i pozbawić rosyjską artylerię źródła amunicji. Niszczenie poszczególnych rosyjskich haubic, wyrzutni itd. nie byłoby już konieczne, bo – po zniszczeniu centrów zaopatrzeniowych – i tak stałyby one bezczynne ze względu na brak amunicji.

Bratnia pomocy z USA przybywa na Ukrainę

Po wielu tygodniach negocjacji, ostatecznie Amerykanie zgodzili się na dostawy HIMARSów na Ukrainę. Biały Dom zastrzegł jednak, że wyrzutnie nie mogą być użyte do atakowania celów na terytorium samej Rosji. Aby upewnić się, że Ukraińcy będą respektować warunki umowy, przekazano im amunicję o zasięgu „tylko” 80 km (HIMARS zdolny jest natomiast do atakowania celów oddalonych nawet o 300 km, potrzeba do tego jednak specjalnej amuncji której Ukraińcy póki co nie mają).

Na początku czerwca Ukraińcy otrzymali pierwsze 2 HIMARSy, ale liczba ta szybko rosła i pod koniec miesiąca było to już 8 wyrzutni.

Mimo ograniczonego zasięgu HIMARSów Ukraińcy i tak otrzymali bardzo wartościowy sprzęt. HIMARSy w jednej salwie wystrzeliwują 6 pocisków, które są na tyle precyzyjne, że pozwalają na ostrzał z dokładnością do ok. 5 metrów. Dodatkowo HIMARSy są bardzo mobilne. Załadunek amunicji jest zautomatyzowany i zajmuje ok. 5 minut. Wystrzał salwy 6 pocisków trwa natomiast ok. 30 sekund. Później HIMARS może oddalić się na kolejne stanowisko strzeleckie, bez ryzyka dostania się pod ostrzał nieprzyjaciela. Mobilność jest dla Ukraińców bardzo istotna, bo niszcząc niektóre rosyjskie magazyny, HIMARS zbliża się niebezpiecznie blisko frontu (podczas niektórych ataków mogło to być nawet 5 km do frontu).

Obecnie Ukraina posiada 8 sztuk HIMARSów, jednak docelowo ma być to 12 maszyn. To jednak nie jedyne „zabawki”, które otrzymali Ukraińcy. W minionym tygodniu Ukraińcy mieli ostrzymać pierwsze sztuki wyrzutni M270 MLRS. Jest to zbliżona konstrukcja do HIMARSa – mniej mobilna, ale o większej sile ognia (w jednej salwie wystrzeliwuje 12 zamiast 6 pocisków). Wielka Brytania, Norwegia i USA obiecały Ukraińcom przekazanie 12 sztuk M270 MLRS.

Oznacza to, że już wkrótce Ukraina może posiadać 24 systemy MLRS – 12 Himarsów i 12 M270.

Jak HIMARSy wpłynęły na sytuację w Donbasie?

W ciągu ostatnich 2 tygodni, Ukraińcy zniszczyli kilkadziesiąt (prawdopodobnie ponad 30) rosyjskich składów zaopatrzeniowych. Mimo, że były to głównie składy niższego szczebla (batalionu), to i tak wywołało to ogromne problemy dla rosyjskiej logistyki. Wiele oddziałów frontowych zostało w zasadzie z dnia na dzień pozbawionych amunicji. Szczególnie mocno odczuła to rosyjska artyleria, która w czasie bitwy o Lisiczańsk potrafiła podobno zużywać nawet 30-40 tysięcy pocisków dziennie.

Spadek intensywności rosyjskiego ostrzału artyleryjskiego widać nie tylko po raportach samych Ukraińców, ale także m.in. po mapach FIMRS (pożary) od NASA.

W efekcie zmniejszonej aktywności rosyjskiej artylerii, ataki Rosjan na linię Siewiersk-Bachmut także zaczęły wyhamowywać. Rosjanie, polegający dotychczas na przeważającym ogniu artyleryjskim, stracili teraz jeden ze swoich głównych atutów. Od 3 lipca (upadek Lisiczańska) Rosjanie nie odnieśli w Donbasie żadnego większego sukcesu.

Ataki na składy zaopatrzeniowe są nie tylko problemem logistycznym, ale także politycznym. Ze względu na niezdowolenie społeczne w Rosji po użyciu poborowych podczas I fazy wojny na Ukrainie, od kwietnia większość poborowych kierowana była do prac na tyłach frontu - obsługa obrony przeciwlotniczej, ochrona składów zaoptrzeniowych i transport. Wejście go gry HIMARSów sprawiło, że rosyjskie tyły przestały być jednak bezpiecznym miejscem, gdzie można było „upchnąć” poborowych. Praca w rosyjskiej logistyce stała się teraz bardzo niebezpiecznym zadaniem.

Obrona przeciwlotnicza dziurawa jak ser szwajcarski?

Bezradność Rosjan wobec HIMARSów zaskoczyła wszystkich. Urzędnicy Pentagonu otwarcie przyznają, że nie spodziewali się, że HIMARSy spowodują aż tak duże problemy po rosyjskiej stronie frontu. Zaskoczeni są także sami Rosjanie. W ramach ćwiczeń wojskowych rosyjskie ministerstwo obrony bowiem wielokrotnie twierdziło, że np. systemy S-300 są zdolne do strącania pocisków podobnych konsyrukcją do tych, którymi strzelają HIMARSy (przykładem są ćwiczenia Centralnego Okręgu Wojskowego z 2011 r. gdy system S-300 z powodzeniem strącił pocisk Kaban-2, konstrukcyjnie zbliżony do amunicji HIMARSa).

Rosjanie próbują tłumaczyć się tym, że Ukraińcy "przeciążają" ich obronę przeciwlotniczą - Ukraińcy mają prowadzić jednoczesny ostrzał przy użyciu kilku wyrzutni HIMARS, lub "wspomagajać" HIMARSa wyrzutniami Smiersz – te wyrzutnie Kijów otrzymał w "spadku" po ZSRR, mają podobny zasięg do HIMARSów, lecz znacznie mniejszą celność. Jednoczesne odpalenie dużej liczby pocisków ma „ogłupiać” rosyjską obronę przeciwlotniczą, która nie jest w stanie zniszczyć wszystkich celów. W efekcie dochodzi do przełamania rosyjskiej obrony przeciwlotniczej.

Pojawiają się też sugestie, że rosyjska obrona przeciwlotnicza skupiona jest przede wszystkim na obronie terytorium Federacji Rosyjskiej i że do obrony przed HIMARSami potrzebne jest inne rozmieszczenie poszczególnych systemów przeciwlotniczych.

Nie wiem ile prawdy jest w rosyjskich tłumaczeniach. Tak samo moim zdaniem ciężko stwierdzić, czy Rosjanie pozostaną w dłuższej perspektywie tak bezradni jak obecnie wobec ataków przy użyciu wyrzutni HIMARS. Tak naprawdę tylko czas pokaże, czy Rosjanie będą potrafili się zaadaptować do nowych warunków walki. Jeśli w sierpniu nadal rosyjskie składy zaopatrzeniowe będą szły z dymem (w takim tempie jak obecnie), to Moskwa może mieć nie tylko duży problem z dalszym prowadzeniem ofensywy, ale także z obroną części odcinków frontu. Przy czym sprawa jest bardziej skomplikowana, o czym poniżej.

Rosyjska logistyka, czyli pociągi i ciężarówki Ural

To, że Ukraińcy niszczą kolejne składy zaopatrzeniowe Rosjan to nie zasługa samych HIMARSów, a dobrego rozeznania gdzie znajdują się rosyjskie składy. Skąd Ukraińcy znają ich lokalizację? Cóż, nie jest to zbyt trudne. Rosyjska logistyka bazuje bowiem na połączeniach kolejowych. Zaopatrzenie jest ładowane w Rosji na pociągi, a następnie trafia koleją na Ukrainę, gdzie przeładowywane jest z pociągów do ciężarówek, które dowożą już zaopatrzenie bezpośrednio do jednostek. Dlatego rosyjskie wojska nacierają najczęściej wzdłuż ważnych linii kolejowych np. Izium, Wołnowacha.

Obserwując ruch na węzłach kolejowych i wzdłuż kluczowych linii kolejowych, Ukraińcy mogą bardzo łatwo określić lokalizację poszczególnych składów zaopatrzeniowych Rosjan.

Sytuację ułatwia także fakt, że Rosjanie używają w swojej logistyce wielu składów, które powstały jeszcze podczas walk w latach 2014-2021, a ich lokalizacja jest dobrze znana Ukraińcom. Tak było np. ze zniszczonymi magazynami pod Donieckiem.

Skoro Ukraińcy znają lokalizacje rosyjskich składów, to – możecie zapytać – dlaczego nie niszczyli ich wcześniej, przed pojawieniem się HIMARSów? Teoretycznie Ukraińcy mogli przecież próbować niszczyć takie składy przy użyciu Toczek-U (120 km zasięgu) czy Smiersz (70-120 km w zależności od amunicji). To jednak nie takie proste.

Toczki i Smiersz to mało precyzyjny sprzęt. Błąd celności Toczki to ok. 150-100 m (w zależności od wersji), a Smiersza to nawet 170 m. Ciężko przeprowadzić przy ich użyciu precyzyjny atak. Tym bardziej, że Toczkę czy pociski wystrzeliwane przez Smiersz można stosunkowo łatwo strącić. Do tego dochodzą jeszcze braki Ukraińców w amunicji do tych systemów. Z precyzyjnym, mobilnym i strzelającym 6 pociskami na raz HIMARSem uderzyć w oddalony cel jest dużo łatwiej.

W ten sposób HIMARS stał się witalnym zagrożeniem dla rosyjskiej logistyki. Wszystkie składy zaopatrzeniowe, które zostały rozmieszczone ok. 80 km od linii frontu mogą teraz stać się celem Ukraińców. Czy Rosjanie są w stanie obronić się przed HIMARSem?

Polowanie na HIMARSy

Problemy rosyjskiej obrony przeciwlotniczej w przechwytywaniu pocisków wystrzeliwanych przez HIMARSy, sprawiły że Rosjanie zaczęli "polować" na HIMARSy. Pro-rosyjskie źródła twierdziły, że "upolowanie" amerykańskiej wyrzutni nie będzie zbyt dużym problemem. W końcu już wcześniej udało im się zniszczyć m.in. kilka haubic M-777 (a ostatnio nawet po jednym Krabie i haubicy M109). Dodatkowo HIMARSy często operują zaledwie kilka kilometrów od frontu, co tym bardziej naraża je na rosyjski ostrzał. Sprawa okazała się jednak bardziej skomplikowana.

Mobilność HIMARSów pozwala im szybko zmienić lokalizację. W związku z tym nawet jeśli Rosjanie ustalą skąd HIMARS strzelał to w momencie przeprowadzenia ostrzału kontrbateryjnego, HIMARS już dawno jest kilka lub nawet kilkanaście kilometrów dalej.

Teoretycznie w tym momencie do boju powinno wkroczyć rosyjskie lotnictwo, jednak ukraińska obrona przeciwlotnicza nadal działa bardzo sprawnie, stanowiąc duże zagrożenie dla rosyjskich samolotów.

Pewnym rozwiązaniem jest masowe użycie dronów, jednak rosyjskie zapasy dronów nie są aż tak duże. W związku z tym zaczęły pojawiać się pogłoski, że Rosjanie mogą prowadzić rozmowy z Irańczykami na temat dostaw dronów. Wbrew pozorom nie jest to zły pomysł. Irańskie drony to nie jest sprzęt takiej klasy jak np. tureckie Bayraktary, jednak irańskie maszyny za stosunkowo niską cenę oferują nie najgorszą jakość. Póki co Irańczycy dementują jakoby mieli dostarczać dronu Rosjanom, jednak we wtorek Putin będzie w Teheranie, i temat dronów z pewnością będzie omawiany.

Na marginesie warto wspomnieć, że Rosjanie twierdzą, że zniszczyli już kilka HIMARSów. Jednak "dowody" jakie przedstawiają są bardzo marnej jakość. Najczęściej są to bowiem rozpikselizowane nagrania, na których ciężko zidentyfikować jaki konkretnie sprzęt zniszczyli Rosjanie. To co Rosjanie przedstawiają jako HIMARSa równie dobrze może być zwykłą ciężarówką.

Antidotum na problemy logistyczne?

Nie mogąc zwalczać HIMARSów przy pomocy obrony przeciwlotniczej, ani "upolować" żadnej z maszyn, Rosjanie stanęli przed dylematem. Jeśli HIMARSy nadal biłyby po ich składach, to cała logistyka wojsk inwazyjnych zostałaby sparaliżowana. W związku z tym wśród rosyjskich logistyków zrodziły się 2 pomysły na adaptację do obecnych warunków walki.

Pierwszy pomysł to decentralizacja składów zaopatrzeniowych. Biorąc jednak pod uwagę jak bardzo scentralizowana jest cała rosyjska armia, byłoby to niezwykle trudne i wymagałoby całkowitej zmiany mentalności w armii.

Drugim pomysłem jest relokacja składów zaopatrzeniowych dalej od linii frontu (ok. 90-100 km od frontu), tak aby znalazły się one poza zasięgiem HIMARSów. Pojawiają się pierwsze sygnały, że Rosjanie być może zaczęli już przenosić pierwsze składy.

Cofnięcie składów zaopatrzeniowych, o ile zabezpiecza Rosjan przed ostrzałem HIMARSów, to rodzi jednocześnie inne problemy. Wydłuża to bowiem znacznie czas dostawy amunicji do oddziałów frontowych. W skrajnych przypadkach może dojść do sytuacji, gdy czas transportu ze składu na front wydłuży się o ponad 100%. Będzie potrzeba więcej ciężarówek, więcej paliwa i więcej kierowców.

Kluczowe pytanie jakie pozostaje to czy cofnięcie tych składów zaopatrzeniowych i wydłużenie czasu transportu nie doprowadzi do sytuacji, w których rosyjska logistyka nie będzie w stanie zaspokoić wszystkich potrzeb oddziałów frontowych. Może się okazać, że – nawet bez ostrzału HIMARSów – rosyjska artyleria i tak będzie strzelać rzadziej, bo będzie brakować amunicji (nie z powodu płonących składów a z powodu wydłużonego czasu transportu).

Poza tym pojawia się też pytanie czy Amerykanie nie przekażą ostatecznie Ukraińcom pocisków ATACMS, które mają zasięg 300 km i mogą być odpalane tak z wyrzutni M270 jak i HIMARS. Wtedy jakiekolwiek przenoszenie składów nic by nie dało, bo ATACMS mogłyby z powodzeniem atakować cele nawet na terenie Rosji. Przy czym, moim zdaniem, obecnie transfer ATACMS na Ukrainę jest mało prawdopodobny – Amerykanie obawiają się bowiem ataków na rosyjskie miasta.

W każdym razie, obecnie widzimy że Rosjanie adaptują się do nowych warunków na froncie. Pokazują to ukraińskie raporty i mapy FIRMS. Od ok. 15 lipca obserwujemy wzrastającą intensywność rosyjskiego ostrzału artyleryjskiego. Szczególnie intensywnie atakowany jest Siewiersk, Sołedar i Bachmut. Zbiegło się to także z ogłoszeniem przez Szojgu końca „pauzy operacyjnej” (16 lipca). To nie jest intensywność ostrzału jak przed 3 lipca, jednak i tak Rosjanie strzelają częściej niż w okresie 5-14 lipca, gdy HIMARSy doprowadziły rosyjską artylerię do prawie całkowitego paraliżu.

Warto podkreślić, że nie mogąc „upolować” HIMARSów, Rosjanie zaczęli terroryzować ukraińskie miasta np. atak na Winnicę. W nadchodzących tygodniach, moim zdaniem można się niestety spodziewać większej liczby takich ataków.

Bitwa o inicjatywę

Sukcesy w niszczeniu rosyjskiego zaplecza, doprowadziły do osłabienia głównego atutu Rosjan – ich artylerii, która zaczęła mieć problemy z dostawami amunicji i zaczęła strzelać mniej intensywnie. W związku z tym Ukraińcy stanęli przed możliwością przejęcia inicjatywy na froncie i przeprowadzenia kontrofensywy.

Dotychczas ukraińskie kontrataki (np. pod Chersoniem czy Charkowem) kończyły się tylko ograniczonymi sukcesami. Nawet jeśli Ukraińcy byli w stanie ukryć koncentrację ludzi i sprzętu przez Rosjanami, a następnie wyprowadzić kontratak, to i tak po chwilowych sukcesach, Ukraińcy dostawali się pod ostrzał rosyjskiej artylerii, a ich atak wyhamowywał. Teraz jednak rosyjska artyleria nie jest tak aktywna jak kilka tygodni wcześniej. Stwarza to „okno możliwości” dla ukraińskiej kontrofensywy.

To „okno” nie będzie jednak wiecznie otwarte. Trzeba liczyć się z tym, że Rosjanie w końcu zaadaptują się do walki z HIMARSami. Nawet jeśli rosyjska logistyka zostanie nadwyrężona na tyle, że przestaną przeć do przodu, to i tak Ukraińcy mogą mieć problem z odbiciem już straconych ziem. Jeśli Ukraińcy mają kiedyś przeprowadzić
Pobierz JanLaguna - HIMARSy niszczą rosyjskie zaplecze. Rosjanie przestawiają gospodarkę na t...
źródło: comment_1658174037tqRA6OJeSBmYNhkf2Dj8EC.jpg
  • 103