Wpis z mikrobloga

GRA SZPIEGOWSKA W ZAPOROSKIEJ ELEKTROWNI

Niemal od samego początku rosyjskiej inwazji, oczy świata zwrócone są na Zaporoską Elektrownię Jądrową. Największy tego typu obiekt w Europie, został zajęty przez agresora na początku marca. Obecnie, Rosjanie planują podłączyć zakład do ich sieci energetycznej. Przeszkód jest wiele, a największe wyzwanie mają stanowić… ukraińscy lojaliści, dominujący wśród pracowników, na których każdego dnia trwa polowanie.
Atak na Zaporoską Elektrownię Jądrową zaczął się 4 marca, nad ranem. Doszło do ostrzału z granatników i artylerii. Pociski spadały w bezpośredniej bliskości reaktorów. Trafione zostało między innymi centrum szkoleniowe, które doszczętnie spłonęło. Czoła agresorom stawiły lokalne siły obrony. Wśród nich – wielu pracowników elektrowni. Naprędce stawiali zapory i barykady – z samochodów, ciężarówek, worków z piaskiem i opon. Obrońcy, wyposażeni jedynie w broń krótką i kilka granatników, zniszczyli rosyjski czołg. Po krótkiej walce z przeważającymi siłami, musieli się wycofać. Z nastaniem świtu, Rosjanie przetoczyli się przez kompleks, rozbrajając pozostałych na miejscu strażników i niszcząc wiele pomieszczeń, głównie biurowych i socjalnych.

LOJALIŚCI
Rosjanie szybko zadomowili się na terenie elektrowni. Żołnierze rozmieścili się w pomieszczeniach ochrony. Ocenia się, że w tej chwili, w obiekcie stacjonuje ponad 500 wojskowych. Nie brakuje też ciężkiego sprzętu – transporterów opancerzonych oraz czołgów T-72 i T-80. Niektóre źródła podają nawet, że okupanci mają tam artylerię.
Ukraińcy obsługujący elektrownię są zaś nadzorowani przez pracowników Rosatomu – rosyjskiego operatora elektrowni jądrowych. Swoją siedzibę założyli w strzeżonym bunkrze pod zakładem. Pierwsze tygodnie poświęcili na zrozumienie zachodnich rozwiązań, które zastosowano w elektrowni, celem uniezależnienia się od Rosji, jeszcze przed wojną. Wzywali kierowników i głównych inżynierów, razem z nimi studiowali odpowiednie podręczniki. Obecnie, ich głównym celem jest przepięcie elektrowni do rosyjskiej sieci energetycznej. To zadanie trudne z wielu powodów, głównie infrastrukturalnych. Problemem są także spore koszty takiego przedsięwzięcia.
To, co może jednak stanowić dla Rosjan największe wyzwanie, to ukraińscy lojaliści, obecni wśród załogi. Według ocen, nawet 97% personelu pozostaje wierne wobec władz w Kijowie. Wielu służyło w ukraińskiej armii bądź obronie terytorialnej. Nadal mają ukrytą broń i zrobią wszystko, by przeciwstawić się okupacji.

„BOCZNE POKOJE”
Początki obecności Rosjan na terenie elektrowni, jak twierdzą pracownicy, nie były szczególnie uciążliwe. Tolerowano przejawy ukraińskich nastrojów. Wszystko zmieniło się w połowie marca. Zakazano wywieszania niebiesko-żółtej flagi, odgrywania hymnu narodowego, nawet używania ojczystego języka. Wewnątrz zakładu zawisł portret Władimira Putina, a na niektórych budynkach powiewają rosyjskie flagi. Zaczęły się zakrojone na szeroką skalę poszukiwania wszelkich oznak patriotyzmu i oporu wśród pracowników.
Żołnierze, patrolujący zakład z bronią długą, upominają mówiących po ukraińsku i kontrolują ich telefony, przeglądają media społecznościowe, szukając wszelkich oznak nacjonalistycznych nastrojów.
Codziennością są przesłuchania, które okupanci nazywają „rozmowami”. Pracownicy trafiają na nie najczęściej zaraz po zgłoszeniu się na zmianę. Bywa jednak, że zabierani są prosto ze stanowisk pracy. Odbywają się w „bocznych pokojach”. Po kilku godzinach, osoba wraca do obowiązków. Nie wszyscy jednak. Niektórych zakuwa się w kajdanki, prowadzi do samochodu i wywozi na posterunek policji, do pobliskiego miasta Enerhodar. Jeden z pracowników odpowiedzialnych za rozładunek paliwa jądrowego został zabrany na przesłuchanie, z którego wrócił po tygodniu. Był w fatalnym stanie psychicznym, nosił ślady fizycznego znęcania.
- Ludzie po prostu giną i nie wracają – mówi jeden z techników. - Niektórzy wracają, ale spędzili kilka tygodni gdzieś w piwnicy, bez jedzenia i wody. Jeśli ktoś się dowie, że to powiedziałem, to już po mnie - wtóruje mu inny.
Wielu pracowników opowiada, że po powrocie ze zmiany ich mieszkania były splądrowane. Brakowało sprzętów domowych, elektroniki. Trudno stwierdzić, czy był to element polowania na szpiegów, czy zwykła grabież.

JESZCZE ŻYJE, ALE NIE PRZEŻYJE
Jednym z najbardziej rażących przejawów rosyjskiego polowania na lojalistów, jest usiłowanie zabójstwa 53-letniego mechanika - Sergieja Shvetsa. Był jednym z tych, którzy w pierwszych godzinach ataku na elektrownię stawiali barykady i zapory, mające zatrzymać rosyjski sprzęt pancerny. Podczas jednej z rutynowych kontroli, w telefonie Shvetsa znaleziono zdjęcie, na którym pozował w mundurze z przypiętym medalem za męstwo. To przykuło uwagę okupantów.
W połowie maja, doszło do zamachu na Andrija Shevchyka – mianowanego przez Rosjan mera Enerhodaru. Mężczyzna 22 maja został przetransportowany samolotem na Krym, na leczenie. Dzień później, ukraiński wywiad przechwycił rosyjską rozmowę:
- Jesteś w zakładzie?
- Tak.
- Sprawdź, czy jest tam pracownik o nazwisku Shvets, czy nadal jest w miejscu pracy?
- Ok, zaraz sprawdzę.
Sergey Shvets zakończył zmianę krótko po 7 rano i dotarł do swojego mieszkania. Z kolejnej przechwyconej rozmowy wynika, że około godziny 11, do jego drzwi zapukali rosyjscy oficerowie. Swoim przełożonym zameldowali później: - Strzelał… został zlikwidowany. - Według ich relacji, 53-latek pierwszy otworzył ogień. - On jeszcze żyje, ale nie przeżyje – dodali.
Sergey Shvets przeszedł dwie operacje usunięcia ośmiu kul, w tym dwóch z głowy. Jego koledzy założyli fundusz na rzecz jego rodziny.

Za: Wall Street Journal

*na zdjęciu Andrij Shevchyk, mianowany przez Rosjan mer Enerhodaru, na terenie elektrowni, 1 maja. Kilkanaście dni później doszło do zamachu na jego życie.

#ukraina #wojna #rosja #promieniowanie #napromieniowani #ruskimir
Pobierz Sweet-Jesus - GRA SZPIEGOWSKA W ZAPOROSKIEJ ELEKTROWNI

Niemal od samego początku r...
źródło: comment_1655741052GBSW1S4hvKb0ODxE6TCldo.jpg
  • 2