Wpis z mikrobloga

Mój #rozowypasek jakis czas temu stracil mame. Ciezko chorowala, brala jakies leki, ale nic sie nie dalo zrobic. Po około 2 miesiącach od diagnozy zmarla, tydzien pozniej mial byc pogrzeb + jakaś tam stypa. Wszystko oczywiście na koszt ubiezpieczyciela. Od razu jej powiedziałem "O no to fajnie, jedź".

Ważny w historii jest fakt, że mamy dwójkę dzieci - 2 i 5 lat - więc jeszcze szczeniaki, dodam, że dość wymagające sztuki. No, ale wracając do tematu - mówię "jedź bo fajna okazja" dam sobie radę przez te 4 dni.

Kilka dni temu znowu przychodzi różowa i mówi, że w umarl jej ojciec i musi jechac zalatwic sprawy z pogrzebem. Na pytanie "jak długo?" odpowiedź brzmiała "tydzień". No i tu pojawił się problem. Bo ja wiem, że znowu spoko opcja, ale średnio mam ochotę na kolejną kilkudniową posiadówkę z dzieciakami. Oba te wyjazdy dzielić ma 4-6 tygodni więc praktycznie jeden po drugim. Różowa lata z błyskiem w oczach, że "super szansa, druga taka okazja się nie trafi" a ja chodzę #!$%@? bo zaczyna to przypominać model "mama organizuje pogrzeby a tata siedzi w domu z całym majdanem". Majdan tzn. rano żłobek + przedszkole potem praca, potem odbiór ze żłobka/przedszkola + reszta dnia i pobudki w nocy bo 2-latek jest na etapie odpieluchowywania więc zdarza mu się jeszcze często w nocy posikać.
Rok temu chciałem z bratem wybrać się w góry na dwa dni i to był problem bo ciężko a nagle teraz po roku tydzień z dziećmi to jest "dasz radę".
I nie wiem czy ja jestem #!$%@? bo wyrażam niezadowolenie z takiej sytuacji przez co pośrednio blokuję temat czy ze mną ok a różowa nadwyręża moje zasoby. Hmmm?

#rodzina ##!$%@? #pdk
  • 3
  • Odpowiedz