Wpis z mikrobloga

To polecę #coolstory usłyszanym od wujka:

Wujek dzieciństwo spędził na wsi. Takiej wsi, że dla tamtejszych dzieciaków jakimś rodzajem frajdy było bycie ministrantem. Zaszczyt kopnął także mojego wujka. Najfajniejszą rzeczą jaką wtedy mógł robić ministrant było dzwonienie tymi śmiesznymi dzwonkami w odpowiednim momencie mszy (księża nie mieli jeszcze wtedy snickersów).

Dodać trzeba, że w tamtych czasach i w tamtym miejscu, co niedziele cała wieś szła do kościoła. Wszyscy odwaleni w białe koszule. najlepsze kiecki i obowiązkowo "na galowo". Wszystkie wiejskie babki zakładały najlepsze rzeczy z szafy.

Pewnego razu, podczas mszy, wujek pokłócił się z kolegami o to kto ma tego dnia dzwonić. Wikary (tak się nazywa ten sługus księdza?) zabrał im dzwonek i powiedział, że to on dokona honorów. Widocznie nie spodobało sie to mojemu wujkowi i reszczcie jego kolegów. Postanowili, że skoro odbiera im się największe źródło rozrywki to poszukają jej gdzie indziej.

Chcąc przyśmieszkować trochę, jeden z nich w trakcie mszy ...


Jakie było zdziwienie całej wsi, gdy po wyjściu z kościoła każdy miał parę kropek na czole, piersi i ramionach... Piękne, białe koszule poplamione. Stare babki z kropkami na czole. Cała wieś strollowana.

Wujek z kolegami ubaw miał dobry do czasu kiedy ksiądz doszedł czyja to sprawka. Wszyscy zebrali podobno solidne manto od swoich rodziców. Chociaż po 40 latach wujek mówi, że warto było ;)

#heheszki
  • 3