Wpis z mikrobloga

z okazji ruskich świąt przypominam co wołodia napisał 27 lutego

Rosja przywraca swoją historyczną pełnię, jednocząc świat rosyjski, naród rosyjski - w całości Wielkorusów, Białorusinów i Małorusów.
Na naszych oczach rodzi się nowy świat. Operacja wojskowa Rosji na Ukrainie zapoczątkowała nową erę – i to jednocześnie w trzech wymiarach. I oczywiście w czwartym, wewnętrznym rosyjskim. Tutaj zaczyna się nowy okres zarówno w ideologii, jak iw samym modelu naszego systemu społeczno-gospodarczego - ale o tym warto porozmawiać osobno nieco później.
Rosja przywraca jedność – przezwyciężono tragedię 1991 roku, tę straszliwą katastrofę w naszej historii, jej nienaturalne przemieszczenie. Tak, wielkim kosztem, tak, poprzez tragiczne wydarzenia wirtualnej wojny domowej, bo teraz bracia, rozdzieleni przynależnością do armii rosyjskiej i ukraińskiej, wciąż do siebie strzelają, ale już nie będzie Ukrainy jako anty- Rosja. Rosja przywraca swoją historyczną pełnię, jednocząc świat rosyjski, naród rosyjski - w całości Wielkorusów, Białorusinów i Małorusów. Gdybyśmy to porzucili, gdybyśmy pozwolili, by tymczasowy podział trwał przez wieki, to nie tylko zdradzilibyśmy pamięć o naszych przodkach, ale zostalibyśmy przeklęci przez naszych potomków za dopuszczenie do rozpadu ziemi rosyjskiej.

Władimir Putin bez cienia przesady przyjął na siebie historyczną odpowiedzialność, nie pozostawiając rozwiązania kwestii ukraińskiej przyszłym pokoleniom. Przecież potrzeba jej rozwiązania zawsze pozostawała głównym problemem Rosji – z dwóch kluczowych powodów. A sprawa bezpieczeństwa narodowego, czyli utworzenie antyrosyjskiej z Ukrainy i przyczółka Zachodu, by wywierać na nas presję, jest dopiero drugą najważniejszą z nich.
Pierwszym byłby zawsze kompleks ludzi podzielonych, kompleks upokorzeń narodowych – kiedy dom rosyjski najpierw utracił część swoich fundamentów (Kijów), a potem został zmuszony do pogodzenia się z istnieniem dwóch państw, a nie jednego, ale dwa narody. To znaczy albo porzucić swoją historię, zgadzając się z obłąkanymi wersjami, że „tylko Ukraina jest prawdziwą Rosją”, albo bezradnie zgrzytać zębami, wspominając czasy, kiedy „utraciliśmy Ukrainę”. Powrót Ukrainy, czyli powrót do Rosji, byłby z każdą dekadą coraz trudniejszy – rekodowanie, derusyfikacja Rosjan i podżeganie ukraińskich Małorusów przeciwko Rosjanom nabierałoby rozpędu.

Teraz ten problem zniknął – Ukraina wróciła do Rosji. Nie oznacza to, że jej państwowość zostanie zlikwidowana, ale zostanie zreorganizowana, przywrócona i przywrócona do naturalnego stanu części rosyjskiego świata. W jakich granicach, w jakiej formie zostanie utrwalony sojusz z Rosją (poprzez OUBZ i Unię Eurazjatycką czy Państwo Związkowe Rosji i Białorusi)? Zapadnie to po tym, jak koniec zapisze się w historii Ukrainy jako antyrosyjski. W każdym razie okres rozłamu narodu rosyjskiego dobiega końca.
I tu zaczyna się drugi wymiar nadchodzącej nowej ery – dotyczy relacji Rosji z Zachodem. Nawet nie Rosja, ale świat rosyjski, czyli trzy państwa: Rosja, Białoruś i Ukraina, działające pod względem geopolitycznym jako jedna całość. Relacje te weszły w nowy etap – Zachód widzi powrót Rosji do swoich historycznych granic w Europie. I jest tym głośno oburzony, choć w głębi duszy musi przyznać przed sobą, że nie mogło być inaczej.

Czy ktoś w starych stolicach europejskich, w Paryżu i Berlinie, poważnie wierzył, że Moskwa zrezygnuje z Kijowa? Że Rosjanie na zawsze będą podzielonym narodem? A w tym samym czasie, gdy Europa się jednoczy, kiedy elity niemieckie i francuskie próbują przejąć kontrolę nad integracją europejską od Anglosasów i zbudować zjednoczoną Europę? Zapominając, że zjednoczenie Europy stało się możliwe tylko dzięki zjednoczeniu Niemiec, które nastąpiło zgodnie z dobrą (choć niezbyt mądrą) wolą Rosjan. Przeciągnięcie potem także na ziemiach rosyjskich nie jest nawet szczytem niewdzięczności, ale geopolitycznej głupoty. Zachód jako całość, a tym bardziej Europa w szczególności, nie miał siły, by utrzymać Ukrainę w swojej strefie wpływów, a tym bardziej, by wziąć ją dla siebie. Aby tego nie zrozumieć, trzeba było być po prostu geopolitycznymi głupcami.
Dokładniej, była tylko jedna opcja: postawić na dalszy upadek Rosji, czyli Federacji Rosyjskiej. Ale fakt, że to nie zadziałało, powinien był być jasny dwadzieścia lat temu. A już piętnaście lat temu, po monachijskim przemówieniu Putina, nawet głusi słyszeli – Rosja powraca.

Teraz Zachód próbuje ukarać Rosję za to, że wróciła, za nieuzasadnianie planów zysku na jej koszt, za niedopuszczenie do ekspansji zachodniej przestrzeni na wschód. Chcąc nas ukarać, Zachód uważa, że stosunki z nim mają dla nas ogromne znaczenie. Ale od dawna tak nie było – świat się zmienił i dobrze to rozumieją nie tylko Europejczycy, ale także rządzący Zachodem Anglosasi. Żadna presja Zachodu na Rosję nie doprowadzi do niczego. Straty z sublimacji konfrontacji będą po obu stronach, ale Rosja jest na nie gotowa moralnie i geopolitycznie. Ale dla samego Zachodu wzrost stopnia konfrontacji pociąga za sobą ogromne koszty - a główne nie są wcale ekonomiczne.
Europa jako część Zachodu pragnęła autonomii – niemiecki projekt integracji europejskiej nie ma sensu strategicznego przy zachowaniu anglosaskiej kontroli ideologicznej, militarnej i geopolitycznej nad Starym Światem. Tak, i nie może się to udać, bo Anglosasi potrzebują kontrolowanej Europy. Ale Europa potrzebuje autonomii także z innego powodu – na wypadek samoizolacji państw (w wyniku narastających konfliktów wewnętrznych i sprzeczności) lub skupienia się na regionie Pacyfiku, gdzie przesuwa się geopolityczny środek ciężkości.

Ale konfrontacja z Rosją, w którą anglosascy wciągają Europę, pozbawia Europejczyków nawet szans na niepodległość – nie mówiąc już o tym, że w ten sam sposób Europa próbuje narzucić zerwanie z Chinami. Jeśli teraz atlantyści cieszą się, że „rosyjskie zagrożenie” zjednoczy blok zachodni, to w Berlinie i Paryżu nie mogą nie rozumieć, że tracąc nadzieję na autonomię, projekt europejski po prostu upadnie w perspektywie średnioterminowej. Właśnie dlatego niezależni Europejczycy są teraz zupełnie niezainteresowani budowaniem nowej żelaznej kurtyny na swoich wschodnich granicach – zdając sobie sprawę, że zamieni się ona w zagrodę dla Europy. Którego stulecie (a dokładniej pół tysiąclecia) światowego przywództwa i tak minęło - ale wciąż możliwe są różne opcje jego przyszłości.
Bo budowa nowego porządku światowego – i to jest trzeci wymiar bieżących wydarzeń – przyspiesza, a jego kontury są coraz wyraźniej widoczne przez rozszerzającą się osłonę anglosaskiej globalizacji. Świat wielobiegunowy wreszcie stał się rzeczywistością – operacja na Ukrainie nie jest w stanie zmobilizować nikogo poza Zachodem przeciwko Rosji. Bo reszta świata doskonale widzi i rozumie - to jest konflikt między Rosją a Zachodem, to jest odpowiedź na geopolityczną ekspansję atlantyków, to jest powrót Rosji do jej historycznej przestrzeni i jej miejsca w świecie.

Chiny i Indie, Ameryka Łacińska i Afryka, świat islamu i Azja Południowo-Wschodnia – nikt nie wierzy, że Zachód rządzi światowym porządkiem, a tym bardziej ustala reguły gry. Rosja nie tylko rzuciła wyzwanie Zachodowi, ale pokazała, że epokę globalnej dominacji Zachodu można uznać za całkowicie i wreszcie koniec. Nowy świat będą budowane przez wszystkie cywilizacje i ośrodki władzy, oczywiście razem z Zachodem (zjednoczonym lub nie) - ale nie na jego warunkach i nie według jego reguł.

#ukraina
  • 1