I tak samo jak po deszczowych kłótniach z drugą połówką przychodzi tęcza, tak w końcu po piątku przyszedł długo wyczekiwany weekend, niby niczym nie wyróżniający się na tle innych weekendów, jednak dla 12 latka każdy jest wyjątkowy.
Sobotni poranek mnie zaskoczył, obudziłem się o 6 rano, to było bardzo pozytywne zaskoczenie, bo chyba nic nie cieszyło wtedy młodziaka bardziej niż pobudka przed rodzicami. Nawet nie zastanawiałem się co było powodem przerwania mojego uroczego snu o zegarku Bena Tennyson'a i momentalnie poczłapałem do drewnianej komody, na której znajdował się czarny telewizor kineskopowy Sony. To dopiero była maszyna! Po dziś dzień pamiętam ten charakterystyczny piszczący dźwięk o cholernie wysokiej częstotliwości. Do telewizorka podłączone były 2 kable, na dole, obok włącznika - jeden miał końcówkę czerwoną, drugi z kolei - żółtą, a moje oczy powędrowały za nimi do czarnej, małej, trochę zakurzonej konsolki PS2 Slim, która tylko czekała na mnie wgapiając się w moje oczy tym czerwonym, cyklopim wzrokiem. Palec wskazujący, tak jakby tętniący własnym życiem, z ekscytacją zawędrował do szkarłatnego ślepia.
Charakterystyczny dźwięk posuwu lasera dał mi znać, że zaraz rozpocznie się kolejna przygoda w świecie Harrego Pottera i Więźnia Azkabanu. Włączyłem telewizor, przejechałem dłonią po naelektryzowanej powierzchni tafli szkła i tak jednocząc się z przedmiotem martwym odsunąłem się, usiadłem na wykładzinie w odległości jednego metra od komody, zaraz pod wersalką. Mama mówiła, żebym nie siadał tak blisko, bo zepsuję sobie wzrok, ale jak mama nie patrzy to wolno. Niebieski ekran powitalny, nurkowanie w lesie prostokątów, logo, menu gry.
Kontynuuję przygodę, kurdę tylko nie ten poziom... Znowu muszę gryfem latać za tymi ptaszkami i je zjeść, oby nie było już dementorów, ponieważ się ich boję... Mijały godziny, rodzice już dawno wstali, a ja wciąż z radością na twarzy pokonywałem kolejne przeszkody w magicznej akademii. Z talerzem na kolanach, pełnym tostów z serem i szynką zauważyłem, że na dworze jest bardzo ciepło, a zaraz potem przyszła niewyobrażalna chęć zabawy ze znajomymi. Ledwo zdążyłem wyłączyć konsolę, a zobaczyłem babcię stojącą w drzwiach pokoju, z reklamówką bez żadnego logo biedronki czy żabki, ale za to pełną słodyczy. Mama wbiegła do pokoju, a zabierając reklamówkę powiedziała, że zaraz będzie obiad i nie mogę dostać słodyczy.
Obiad był standardowy - kotlet, ziemniaki, surówka, kłótnia typu "zjedz to mięso, ziemniaki możesz zostawić", w tle wiadomości o wyczynach Bronisława Komorowskiego dopełniały rodzinną atmosferę jak wisienka na torcie. Pojadłem, dostałem czekotubkę od mamy, ubrałem "adidasy" czyli jakieś niemarkowe buty za 50 zł i ruszyłem na dwór. Rower czy hulajnoga? Plecak z kurtką na wieczór jak będzie zimno czy może bez zbędnego bagażu? Tak pamiętam swoje dzieciństwo oraz czuję, że wielu z was mogłoby się tutaj podpisać. Doceniłem je wyjątkowo niedawno, podczas wizyty u psychiatry. Czuję melancholię, gdy myślę o swojej beztroskiej przeszłości, przeszłości, która nie jest usłana benzodiazepinami, fałszywymi przyjaciółmi, narkotykami, uzależnieniami, brakiem motywacji, problemami psychicznymi, trującą dorosłością, której każdy chciał, ale się jej nie spodziewał.
Tęsknię do gówniarskich czasów, w których każdy jeszcze był sobą, kiedy 5 zł od rodziców to było pica party na osiedlu, kiedy dziewczyny były fuj, a trzymanie się z nimi za rękę nie kończyło się nienawiścią do samego siebie. 2 różne światy, ale jednak to ta sama rzeczywistość, a poza imieniem i nazwiskiem nie łączy mnie nic z tym cringowym dzieciakiem, który marzył o motorynce.
- prawie 29 lat - 160 cm wzrostu - sczupła - ciemne włosy - ciemne oczy - wykształcenie wyższe (magister) - stała, stabilna, w miarę dobrze płatna praca
Myślicie, że w tym roku poznam miłość mojego życia?
I tak samo jak po deszczowych kłótniach z drugą połówką przychodzi tęcza, tak w końcu po piątku przyszedł długo wyczekiwany weekend, niby niczym nie wyróżniający się na tle innych weekendów, jednak dla 12 latka każdy jest wyjątkowy.
Sobotni poranek mnie zaskoczył, obudziłem się o 6 rano, to było bardzo pozytywne zaskoczenie, bo chyba nic nie cieszyło wtedy młodziaka bardziej niż pobudka przed rodzicami. Nawet nie zastanawiałem się co było powodem przerwania mojego uroczego snu o zegarku Bena Tennyson'a i momentalnie poczłapałem do drewnianej komody, na której znajdował się czarny telewizor kineskopowy Sony. To dopiero była maszyna! Po dziś dzień pamiętam ten charakterystyczny piszczący dźwięk o cholernie wysokiej częstotliwości. Do telewizorka podłączone były 2 kable, na dole, obok włącznika - jeden miał końcówkę czerwoną, drugi z kolei - żółtą, a moje oczy powędrowały za nimi do czarnej, małej, trochę zakurzonej konsolki PS2 Slim, która tylko czekała na mnie wgapiając się w moje oczy tym czerwonym, cyklopim wzrokiem. Palec wskazujący, tak jakby tętniący własnym życiem, z ekscytacją zawędrował do szkarłatnego ślepia.
Charakterystyczny dźwięk posuwu lasera dał mi znać, że zaraz rozpocznie się kolejna przygoda w świecie Harrego Pottera i Więźnia Azkabanu. Włączyłem telewizor, przejechałem dłonią po naelektryzowanej powierzchni tafli szkła i tak jednocząc się z przedmiotem martwym odsunąłem się, usiadłem na wykładzinie w odległości jednego metra od komody, zaraz pod wersalką. Mama mówiła, żebym nie siadał tak blisko, bo zepsuję sobie wzrok, ale jak mama nie patrzy to wolno. Niebieski ekran powitalny, nurkowanie w lesie prostokątów, logo, menu gry.
Kontynuuję przygodę, kurdę tylko nie ten poziom... Znowu muszę gryfem latać za tymi ptaszkami i je zjeść, oby nie było już dementorów, ponieważ się ich boję...
Mijały godziny, rodzice już dawno wstali, a ja wciąż z radością na twarzy pokonywałem kolejne przeszkody w magicznej akademii. Z talerzem na kolanach, pełnym tostów z serem i szynką zauważyłem, że na dworze jest bardzo ciepło, a zaraz potem przyszła niewyobrażalna chęć zabawy ze znajomymi. Ledwo zdążyłem wyłączyć konsolę, a zobaczyłem babcię stojącą w drzwiach pokoju, z reklamówką bez żadnego logo biedronki czy żabki, ale za to pełną słodyczy. Mama wbiegła do pokoju, a zabierając reklamówkę powiedziała, że zaraz będzie obiad i nie mogę dostać słodyczy.
Obiad był standardowy - kotlet, ziemniaki, surówka, kłótnia typu "zjedz to mięso, ziemniaki możesz zostawić", w tle wiadomości o wyczynach Bronisława Komorowskiego dopełniały rodzinną atmosferę jak wisienka na torcie. Pojadłem, dostałem czekotubkę od mamy, ubrałem "adidasy" czyli jakieś niemarkowe buty za 50 zł i ruszyłem na dwór. Rower czy hulajnoga? Plecak z kurtką na wieczór jak będzie zimno czy może bez zbędnego bagażu? Tak pamiętam swoje dzieciństwo oraz czuję, że wielu z was mogłoby się tutaj podpisać. Doceniłem je wyjątkowo niedawno, podczas wizyty u psychiatry. Czuję melancholię, gdy myślę o swojej beztroskiej przeszłości, przeszłości, która nie jest usłana benzodiazepinami, fałszywymi przyjaciółmi, narkotykami, uzależnieniami, brakiem motywacji, problemami psychicznymi, trującą dorosłością, której każdy chciał, ale się jej nie spodziewał.
Tęsknię do gówniarskich czasów, w których każdy jeszcze był sobą, kiedy 5 zł od rodziców to było pica party na osiedlu, kiedy dziewczyny były fuj, a trzymanie się z nimi za rękę nie kończyło się nienawiścią do samego siebie. 2 różne światy, ale jednak to ta sama rzeczywistość, a poza imieniem i nazwiskiem nie łączy mnie nic z tym cringowym dzieciakiem, który marzył o motorynce.
#nostalgia #dziecinstwo #dobreczasy #beztroskiezycie #melancholia #kiedystobylo #depresja
99
@ortopliss: small city life 50 km na południe od Krakowa