Wpis z mikrobloga

Znalazłam zajebistą analizę tego, co się dzieje na Ukrainie i dlaczego Rosja wcale nie musi wygrać. Brzmi bardzo legitnie i rozjaśnia wiele spraw, pozwalając dostrzec "the bigger picture". Jest po angielsku i z obrazkami, poniżej tłumaczenie (bez obrazków). Po obrazki zapraszam do oryginalnego tweeta, autorem jest Kamil Galeev. Dla oszczędności czasu korzystałam z DeepL, jedynie poprawiając błędy. Jeden akapit = jeden tweet.

Dlaczego Rosja przegra tę wojnę?
Znaczna część dyskursu "realistów" mówi o akceptacji zwycięstwa Putina, ponieważ jest ono *gwarantowane*. Ale skąd niby wiemy, że tak jest?
Uważam, że analitycy 1) przeceniają rosyjską armię 2) nie doceniają ukraińskiej 3) nie rozumieją rosyjskiej strategii i celów politycznych.

Weźmy pod uwagę aktualny artykuł na temat armii rosyjskiej od Bismarck Analysis. Jest dobry i pouczający. Słusznie zauważono, że armia rosyjska jest skoncentrowana na wojskach lądowych i artylerii. Prawdą jest również, że minister obrony Serdiukow znacznie zwiększył efektywność armii w latach 2007-2012. Ale mimo to wprowadza on w błąd.

Tak, minister Serdiukow rzeczywiście zreformował armię. Zwiększył jej wydajność, walczył ze skorumpowanymi i kolesiowskimi producentami uzbrojenia, poprawiając zaopatrzenie armii. W rezultacie stał się bardzo niepopularny, narobił sobie mnóstwo potężnych wrogów i został usunięty w 2012 roku, tracąc władzę i status.

Jego następca, Szojgu, był sprytniejszy. Kim jest Szojgu? Szojgu jest *jedynym* rosyjskim ministrem, który nieprzerwanie pracował w rządzie od 1991 roku, od samego początku istnienia Federacji Rosyjskiej. Pracował dla wszystkich prezydentów, wszystkich premierów, uniknął wszystkich czystek.

Co to znaczy? To znaczy, że jest cwanym przedsiębiorcą politycznym, świetnie radzi sobie z dworską polityką, rozgłosem, wizerunkiem. Przetrwasz każdą administrację, maksymalizując swoje polityczne przetrwanie. A żeby to osiągnąć, trzeba zminimalizować animozje. Dlatego nigdy nie sprzeciwiasz się potężnym grupom interesów

Serdiukow walczył z grupami interesów i został zniszczony. Szojgu był bardziej przebiegły. Rozpoczął kampanię PR, przedstawiając siebie jako "wybawcę" od spuścizny Serdiukowa. Wszystko, co zrobił jego poprzednik, zostało zdemontowane. Media się cieszyły, ludzie się cieszyli, grupy interesów się cieszyły.

To bardzo, bardzo typowy problem. Maksymalizacja wydajności wymaga bezwzględności w kontaktach z elitami i grupami interesów. Tymczasem polityka dworska wymaga, by się do nich przymilać i nie robić sobie wrogów. Serdiukow maksymalizował efektywność, Szojgu - politykę dworską.

Był jeszcze jeden problem. Shojgu jest etnicznym Tuwańczykiem. W takim kraju jak Rosja członek mniejszości narodowej nie może zostać najwyższym przywódcą. Ludzie nie postrzegają go jako etnicznego Rosjanina (zobaczcie jego pałac [obrazek!]), co oznacza, że nie jest on niebezpieczny dla przywódcy i można mu spokojnie powierzyć armię.

Szojgu nie tylko "oczyścił" kadrę mianowaną przez Sierdiukowa, przychylił się do starego establishmentu wojskowego, przestał spierać się z dostawcami sprzętu o jego koszty i jakość. Uległ też licznym kłamstwom na temat rosyjskiej wielkiej strategii. Rozważmy problem armii i marynarki wojennej.

Od wieków tradycyjnym dylematem mocarstw europejskich była kwestia armii i marynarki. Z reguły nie można było utrzymywać zarówno pierwszorzędnej armii, jak i pierwszorzędnej marynarki, trzeba było wybrać. Niektóre mocarstwa ignorowały to do upadłego - jak Francja XVII-XVIII wieku. Inne były bardziej racjonalne, jak Prusy.

Nie do końca o tym pamiętamy, ale w XVII w. księstwo brandenburskie z siedzibą w Berlinie próbowało stać się "światową potęgą morską". Zbudowali marynarkę wojenną, założyli kolonie na Karaibach i w Afryce (kolor czerwony). Wielkie koszty, wielka pycha, wielka głupota. Pochłonęły tony zasobów na próżno..

W XVIII w. przemyśleli sprawę ponownie. Sprzedali swoje kolonie, zlikwidowali marynarkę wojenną i rozpoczęli działania land-maxingowe. Trafnie zdali sobie sprawę, że jeśli stłumią swoją pychę i zminimalizują flotę (do zera), będą mogli prowadzić politykę maksowania sił lądowych i zbudować pierwszorzędną armię. Która następnie zjednoczyłaby Niemcy.

A więc. Land-maxing wymaga zminimalizowania ambicji morskich. Czy Rosja minimalizuje swoje ambicje morskie? Nie. Czuje się zobowiązana do zachowania jak największej części radzieckiej spuścizny morskiej. Utrzymywać na powierzchni stare okręty, budować nowe, utrzymywać i rozbudowywać infrastrukturę dla marynarki oceanicznej.

Tu pojawia się kolejny dylemat. Regionalne floty mogą być skutecznie wykorzystywane w wojnach lądowych. Przykładowo, Rosja ogłosiła "manewry marynarki wojennej", a następnie zaatakowała Ukrainę od strony morza. To tani i skuteczny chwyt. Ale utrzymywanie floty regionalnej nie brzmi zbyt sexy. To maksymalizacja efektywności, a nie PR-u.

A Rosja maksymalizuje właśnie PR. Putin zadeklarował, że do 2027 r. udział nowych okrętów wyniesie 70%. Stare radzieckie okręty stają się przestarzałe, Rosja buduje nowe. ALE. Główne stocznie radzieckie znajdują się na Ukrainie. Dlatego teraz Rosja rozbudowuje infrastrukturę stoczniową, aby osiągnąć ten cel.

Radziecka spuścizna morska jest przekleństwem rosyjskiej armii. ZSRR mógł sobie pozwolić na floty oceaniczne z lotniskowcami. Rosja nie może. Ale porzucenie sowieckich ambicji wymagałoby stłumienia własnej pychy (rzecz niemożliwa). Dlatego dążą do jej utrzymania. Ergo: nie mogą i nie będą maksymalizować sił lądowych.

Jak to się ma do TEJ wojny? Po pierwsze, rosyjskie siły inwazyjne są niewielkie. Mają oczywiście mnóstwo artylerii, ale nie są wystarczająco liczne, by wygrać. Prorosyjscy analitycy porównują ich natarcie do Barbarossy. Ale w przeciwieństwie do Wehrmachtu w 1941 r. rosyjscy najeźdźcy mają tylko JEDEN RZUT ŻOŁNIERZY.

Jak organizuje się Blitzkrieg? Rzutami. Pierwszy eszelon posuwa się naprzód tak szybko, jak to możliwe. Oznacza to oczywiście, że na ich tyłach pozostaje wielu obrońców. Następnie nadchodzi drugi rzut, potem trzeci itd. Wykańczają obrońców, zajmują terytorium, kontrolują linie zaopatrzenia.

Gdyby Rosja przeprowadziła prawdziwy Blitzkrieg w stylu Barbarossy, stałoby się to teraz - pierwszy, drugi i trzeci eszelon. Ale drugi eszelon nie nadszedł. Nigdy nie istniał. Dlaczego? Po pierwsze, Rosja *nie* maksymalizuje sił lądowych, a więc nie ma tak wielu zasobów i infrastruktury do prowadzenia wojny lądowej.

Po drugie, wystawienie kilku oddziałów wymagałoby długich i żmudnych przygotowań. Trzeba je zmobilizować, przemieścić na granice, kwaterować, utrzymywać i zaopatrywać. To nie jest takie proste. To ciężka praca, którą należało wykonać z dużym wyprzedzeniem, aby przeprowadzić Blitzkrieg. A tego nie zrobiono.

Dlaczego Rosja nie przygotowała poprawnego Blitzkriegu? Teraz dochodzimy do trzeciego i głównego powodu. Blitzkrieg to strategia wojenna. Blitzkrieg to sposób na złamanie i stłumienie walczącego wroga. Rosja nie zaplanowała tego, ponieważ nie planowała wojny. Planowała "operację specjalną".

Oczywiście częściowo jest to tylko język współczesnego dyskursu. Po II wojnie światowej zanikło tradycyjne rozumienie suwerenności jako niezbywalnego prawa suwerennych władców do prowadzenia wojny ofensywnej. W rezultacie współczesne państwa nigdy nie przyznają, że prowadzą wojny. Prowadzą "pacyfikacje", "walkę z terroryzmem" itp.

Weźmy pod uwagę, że pod koniec lat 40. wszystkie departamenty i ministerstwa wojny na całym świecie zostały przemianowane na "obronne". Wszyscy się bronią, nikt nie atakuje. Dlaczego więc dochodzi do walk? Cóż, z powodu przestępców - "bandytów", "terrorystów", "dżihadystów" lub, jak teraz na Ukrainie, "nazistów".

Współczesny świat zniósł rozróżnienie między wrogiem a przestępcą, co było kluczowym założeniem prawa rzymskiego. Mocarstwa prowadzą wojny, ale aby je prowadzić, muszą uznawać za przestępców i dehumanizować swoich wrogów. Stąd cały ten dyskurs "terrorystyczny". W pewnym sensie Putin idzie z prądem.

Jednak na głębszym poziomie Putin ma całkowitą rację. Jego deklaracja o "operacji specjalnej" na Ukrainie jest szczera, ponieważ nie spodziewał się wojny. On nie wie, jak się prowadzi wojny. Przez całe swoje życie organizował i przeprowadzał tylko "operacje specjalne".

Najpierw jako oficer KGB. Następnie jako radny miasta Petersburga do spraw zagranicznych (= nielegalna sprzedaż radzieckich towarów magazynowych na Zachód). W latach 90. ściśle współpracował ze światem przestępczym i robił to z powodzeniem. Tutaj [jest zdjęcie] widać go z teściem-złodziejem, Dziadkiem Hassanem.

Swoją drogą tak właśnie świętuje Dziadek Hassan, kumpel Putina, ze swoim bliskim otoczeniem. To daje pewne wyobrażenie o partnerach biznesowych i współpracownikach Putina: https://www.youtube.com/watch?v=v941VC0wHJk&t=114s

Putin pracował z brutalnymi przedsiębiorcami, nawykłymi do zabijania. Ale ON zawsze miał przewagę. Rządy federalne i regionalne były o wiele silniejsze od tych przestępczych bossów, których można było z łatwością zastąpić. Każdy z nich miał dziesiątki popleczników, którzy chcieli zająć jego miejsce.

Putin prowadził operacje specjalne, gdy miał znacznie silniejszą pozycję niż ci przestępcy. I przyzwyczaił się do tego. Później Jelcyn wybrał go na następcę i w tym charakterze Putin rozpoczął szereg operacji specjalnych, aby umocnić władzę - znów przy pełnym poparciu wyższych sfer.

Tak, Putin zgrywał twardziela, jeszcze zanim został prezydentem. Ale łatwo było zgrywać twardziela, gdy wspierał go ówczesny prezydent i cały aparat Kremla. Ogromna władza, brak ryzyka, brak odpowiedzialności.

Później inicjował konflikty za każdym razem, gdy musiał zwiększyć swoją popularność i wizerunek twardziela. Czeczenia, Gruzja, Syria. Ale żaden z tych konfliktów nie był wojną. Każdy konflikt był operacją specjalną prowadzoną:
1) dla celów politycznych
2) przeciwko małym siłom, które nie miały szans wygrać z Rosją [tu zdjęcie babuszki na jakiejś rozwalonej, zabitej dechami wsi]

Putin walczył tylko z małymi państwami. Czeczenia - 1 mln ludzi, Gruzja - 4 mln. W Syrii było ich więcej, ale walczył z rebeliantami bez odpowiedniego przeszkolenia i uzbrojenia. Co więcej, dyskurs "antyterrorystyczny" pozwalał Rosjanom po prostu zrównywać z ziemią całe miasta bez żadnych konsekwencji.

Ilekroć Putin chciał potwierdzić swój status samca alfa, dewastował jakiś mały kraj za pomocą operacji specjalnej. Nie wymagały one odpowiedniego przygotowania, ponieważ nie stanowiły żadnego zagrożenia ani dla Rosji, ani dla niego. Bo co niby, #!$%@?, mieliby zrobić? Nie ma ryzyka = nie ma potrzeby się męczyć.

Putin postanowił powtórzyć ten mały trik jeszcze raz. Stąd nie tak liczna armia inwazyjna, tylko jeden rzut natarcia itd. A przecież Ukraina jest znacznie większa - liczy 44 mln ludzi. Co myślał Putin? Najwyraźniej spodziewał się zerowego oporu ze strony armii ukraińskiej.

Putin miał dobry powód, by tak sądzić. Rzeczywiście, w 2014 roku rosyjscy regularni żołnierze ("ихтамнеты" = "żadnego z nich tam nie ma") z łatwością zniszczyli siły ukraińskie w Debalcewie i Iłowajsku. Widział, że armia ukraińska jest słaba i może ją łatwo rozgromić, wysyłając po prostu rosyjskich zawodowych żołnierzy.

Pod względem strategicznym Putin spieprzył sprawę. Pokonał Ukrainę, zadał jej ból i upokorzył. Każdy, kto ma IQ wyższe niż temperatura pokojowa, wiedział, że wojna się nie skończyła i że Rosjanie uderzą ponownie. Ale Putin nie wykończył wtedy Ukrainy. Myślał, że zawsze będzie miał szansę.

To, co stało się potem, było dość przewidywalne. Zadawanie przeciwnikowi bolesnych, ale nie krytycznych porażek jest ryzykowne. Tak, w pewnym sensie stali się słabsi. Ale zmienił się układ sił w ich obrębie. Grupy interesu stawiające na politykę dworską przegrały, a nowicjusze stawiający na efektywność dostali szansę.

Formuła instytucjonalnej ewolucji = przestrasz ich + nie wykończ ich. Napoleon rozgromił Prusaków pod Jeną-Auerstedt, nie wykończył ich. Prusy ewoluowały. Komodor Perry postraszył Japończyków w 1853 roku, ale USA pogrążyły się w wojnie secesyjnej i zostawiły ich w spokoju. Japonia ewoluowała.

Nic nie motywuje tak mocno jak egzystencjalne zagrożenie. Po pierwsze, Ukraińcy przyznali prawdę:
"Będę szczery. Dziś nie mamy armii. Teraz możemy zmontować grupę maksymalnie 5 tys. sprawnych żołnierzy [ze 125 na papierze]"
- relacjonował minister obrony w 2014 r.

W 2014 roku ukraiński sprzęt był beznadziejny. Prawie 100% pojazdów i amunicji stanowiły ponad 25-letnie radzieckie zapasy. Co więcej, większość z nich po prostu była niezdatna do użytku. Podobnie jak pojazdy, które istniały na papierze, ale nigdy nie były sprawdzane ani używane od 1991 roku. Ich chłodnice i akumulatory były zgniłe i nienaprawialne.

Pułkownik Federalnej Służby Bezpieczeństwa, który kierował prorosyjskim powstaniem w 2014 r., przyznał, że dla niego to też był problem. Chciał uzupełnić zapasy z ukraińskich magazynów wojskowych, ale ten sprzęt po prostu nie działał. Przykładowo, podczas bitwy w Nikołajewce wystrzelili 28 pocisków przeciwczołgowych. Żaden nie zadziałał.

Wnosząc z rozmów z powstańcami, którzy z rozczarowaniem stwierdzili, że rakiety, pociski i granaty zabrane z ukraińskich magazynów były w 99% niesprawne (oczywiście miały ponad 25 lat), nie dziwi fakt, że Ukraina przegrała z Rosją w 2014 roku. Dziwi raczej to, że w ogóle byli w stanie walczyć.

Nie działały nawet stary radziecki sprzęt radiowy. Ukraińscy żołnierze musieli porozumiewać się za pomocą SMS-ów, a ponieważ sieć była często beznadziejna, musieli porzucać swoje telefony komórkowe w powietrze w nadziei, że złapią sygnał radiowy kilka metrów nad ziemią.

Tak właśnie wyglądała wtedy armia ukraińska. Nic dziwnego, że została ona natychmiast rozgromiona przez rosyjskich zawodowych żołnierzy w Debalcewie i Iłowajsku, a Putin miał wszelkie powody, by sądzić, że opór zostanie złamany w chwili, gdy wprowadzi do akcji swoją zawodową armię na masową skalę.

Tyle że wiele się zmieniło. Po pierwsze, na Ukrainie odbyło się sześć poborów. Mężczyźni zostali powołani do wojska i wysłani do Donbasu. Potem większość demobilizowano i wracali do cywila. Kontyngent w Donbasie liczył około 60 tysięcy żołnierzy i podlegał ciągłej rotacji. Tak więc teraz Ukraina ma 400 000+ weteranów wojny w Donbasie.

Wielu z nich brało udział w walkach. Ukraina ma więc ogromną liczbę weteranów z doświadczeniem bojowym. Prawdopodobnie więcej niż Rosja. Tak, Rosja walczy w Syrii. Nigdy nie podała wielkości swoich sił, ale szacuje się, że jest ich 2-3 tysiące. Większość rosyjskich żołnierzy nie widziała wojny.

Co więcej, walka, którą widzieli, jest inna. Rosyjscy żołnierze są przyzwyczajeni do walki tylko w przypadku całkowitej przewagi liczebnej. W Syrii po prostu zrównali miasta z ziemią za pomocą bombowców. Tymczasem żołnierze ukraińscy walczyli tylko przeciw dużo silniejszemu i lepiej wyposażonemu przeciwnikowi.

Pod względem sprzętowym armia ukraińska jest w tej wojnie w połowie zaopatrzona. Opracowała ona wiele własnych innowacyjnych rodzajów broni, ale prawie żadna z nich nie została wyprodukowana na dużą skalę. W większości przypadków żołnierze mają do dyspozycji tylko kilka prototypów nowej, ukraińskiej broni.

Ukraina zamówiła 48 tureckich dronów Bayraktars TB2. To nieźle - ponad dwa razy więcej niż Azerbejdżan miał w Karabachu. Jednak do tej pory tylko 12 z nich trafiło do wojsk. Ukraina wspólnie z Turkami opracowuje też nowy, silniejszy dron Bayraktar Akinci, ale na tę wojnę jest już za późno.

Niemniej Ukraińcy otrzymali pewną (niepublikowaną) liczbę wyprodukowanych w USA Javelinów i amunicji do niszczenia bunkrów M141 oraz brytyjsko-szwedzkich MBT LAW. Razem z ukraińską bronią przeciwpancerną, taką jak "Stugna-P", RK-3 "Corsar" i "Barrier", pomaga to walczyć z rosyjskimi czołgami.

Do czasu ataku Putina wojska ukraińskie nie otrzymały wielu nowych czołgów. Otrzymały natomiast nowe pojazdy opancerzone, takie jak produkowane w kraju Cossack-2 z modułami bojowymi Aselsan produkcji tureckiej oraz wiele amerykańskich pojazdów opancerzonych, humvee itp.

I wreszcie: Ukraina stworzyła nowy rodzaj wojsk - wojska obrony terytorialnej, których liczebność szacuje się na 60 tys. Jest to kopia polskiego typu wojsk. Są to cywile, którzy przechodzą szkolenie wojskowe i w ciągu jednego dnia mogą zostać zmobilizowani do walki tylko we własnym mieście i regionie.

Dlaczego? Cóż, to dość oczywiste. Gdyby Rosja przeprowadziła prawdziwy Blitzkrieg z kilkoma atakującymi rzutami, Ukraina i tak by przegrała. Ale Rosja tego nie zrobiła. I Ukraińcy założyli, że tego nie zrobi. Po pierwsze - jest to kosztowne i trudne dla reżimu bezpieczeństwa państwa, które nie stawia na siły lądowe.

Po drugie, Putin spodziewał się, że armia ukraińska ucieknie lub podda się w pierwszym dniu. Tak jak spodziewała się tego większość zagranicznych obserwatorów. Teraz oczywiście zmieniają narrację, ale jeśli spojrzeć na ich wpisy sprzed kilku dni, nie wierzyli, że Ukraińcy stawią jakikolwiek realny opór.

Putin zaatakował więc tylko jednym rzutem. Oddziały parły naprzód, nie niszcząc za sobą wielu ukraińskich zawodowych żołnierzy i legionistów. W prawdziwym Blitzkriegu drugi i trzeci rzut przybyłyby, żeby wykończyć ukraińskich obrońców. Ale tak się nie stało. Te dodatkowe rzuty nie istniały.

To natychmiast stworzyło problem z zaopatrzeniem i uzupełnianiem zapasów. Pierwszy eszelon parł naprzód. Potrzebował zaopatrzenia w amunicję, w paliwo i, cóż, w ludzi. Ale te konwoje z zaopatrzeniem są atakowane przez pozostawione w tyle oddziały zawodowych żołnierzy i wojska obrony terytorialnej.

Przez te nieliczne Bayraktary, które Ukraina ma. [tu ten sławnik filmik, gdzie z dronu namierzają pojazd w konwoju i rozwalają go jak w jakiejś grze komputerowej]

I podobno także przez cywili, którym rząd właśnie rozdał broń. Ci ludzie nie byliby w stanie przeciwstawić się kolumnom rosyjskim, ale mogą atakować konwoje. Weźmy pod uwagę, że Ukraina ma wśród cywilów wielu weteranów z doświadczeniem bojowym.

Strelkov, który kierował prorosyjskim powstaniem w 2014 r., potwierdza tę wersję na swoim Telegramie. Kolumny zaopatrzeniowe są niszczone, bo nie ma drugiego rzutu.

Putin najwyraźniej jest zaniepokojony. W nagraniu wideo z 25 lutego wezwał ukraińskie wojsko do przeprowadzenia zamachu stanu. Nie potrzebowałby tego, gdyby jego plan zadziałał.

Nie chodzi o to, że rosyjskie morale są niskie, ale raczej o to, że zależą one od tego, jak ciężka jest wojna. Większość rosyjskich żołnierzy byłaby entuzjastycznie nastawiona lub nie miałaby nic przeciwko małym zagranicznym wakacjom z zabawą i przygodami. Prowadzenie ciężkiej, długiej wojny z realnym ryzykiem śmierci to już inna sprawa.

Morale rosyjskich żołnierzy jest powszechnie przeceniane. Według badań socjologicznych, główną motywacją do zaciągnięcia się do wojska jest zwykle chęć zdobycia mieszkania. Są to zazwyczaj młodzi mężczyźni pochodzący z niezamożnych środowisk, bez realnych perspektyw życiowych. Jest więc to dla nich szansa na otrzymanie mieszkania od państwa.

Ale jeśli nie żyjesz, nie dostaniesz mieszkania. Być może ci, którzy już są w Ukrainie, nie mają wielkiego wyboru, ale sam fakt, że opór trwa, wojna jest krwawa, a ofiary śmiertelne są realne, bardzo zdemotywuje tych, którzy jeszcze są w kraju. Nie należy spodziewać się entuzjazmu, by tam iść, po stronie rosyjskiej.

Co może zrobić Putin?
1. Zacząć niszczyć infrastrukturę (już to zrobił)
2. Zablokować miasta (już to zrobił)
3. Po prostu zrównać miasta z ziemią za pomocą bombowców i artylerii, jak w Czeczenii lub Syrii (może to zrobić)
Pierwsze dwa sposoby spowodowałyby katastrofę humanitarną i, jak ma nadzieję, złamałyby wolę Ukraińców.

Trzeci sposób jest bardziej problematyczny. W przeciwieństwie do Czeczenii czy Syrii, gdzie otwarte ludobójstwo można było ła
  • 74
  • Odpowiedz
Uważam, że analitycy 1) przeceniają rosyjską armię 2) nie doceniają ukraińskiej 3) nie rozumieją rosyjskiej strategii i celów politycznych.

Weźmy pod uwagę aktualny artykuł na temat armii rosyjskiej od Bismarck Analysis. Jest dobry i pouczający. Słusznie zauważono, że armia rosyjska jest skoncentrowana na wojskach lądowych i artylerii. Prawdą jest również, że minister obrony Serdiukow znacznie zwiększył efektywność armii w latach 2007-2012. Ale mimo to wprowadza on w błąd.


@dessy: Martwię
  • Odpowiedz
@dessy: Czyli te wszystkie przegrane powstania nie były bezsensowne, budowały ów mit który pozwolił przetrwać tkance narodowej i podjąć walkę ponownie i ponownie aż wreszcie się udało. Gdybyśmy dali się zgermanizować i zrusyfikować, zniknęlibyśmy jak Prusowie czy Wenecja.
  • Odpowiedz
Dlatego wlasnie powinnismy dbac o naszych bohaterow, w ktorych z taka luboscia lubia uderzac wszelakiej masci poplecznicy Kremla.

Jeśli jednak przegrałeś po brutalnej i krwawej walce, twój mit jest żywy. Pamięć o ostatniej bitwie będzie żyła przez wieki. Ukształtuje mitologiczną przestrzeń, w której będą żyć twoi potomkowie i przy pierwszej nadarzającej się okazji spróbują odzyskać niepodległość.
  • Odpowiedz
@dessy: Też poczułem, że w trakcie tej wojny narodziła się historia, która dała narodowi ukraińskiemu ducha i ugruntowała ich państwowość w ich głowach. Nikt na świecie teraz nie zarzuci im, że nie mają historii, bohaterów, że nie wywalczyli sobie wolności. Smutne jest tylko to, że o tę państwowość, o ten mit trzeba w większości przypadków przelać krew ludzi.
  • Odpowiedz
wreszcie: Ukraina stworzyła nowy rodzaj wojsk - wojska obrony terytorialnej, których liczebność szacuje się na 60 tys. Jest to kopia polskiego typu wojsk


@dessy bezużyteczne pseudo wojsko stworzone by promowac polityków wśród niewykształconych sebków, a przy okazji zdezorganizować polskie regularne wojsko które straciło sprzęt?

Ukraina ma własnego Maciarenke?
  • Odpowiedz