Wpis z mikrobloga

Witam w ósmym kolejnym roku, w którym pojawiają się wpisy (za 20 godzin będzie zresztą równa rocznica założenia tu przeze mnie konta). Za nami kolejne kilka tygodni, które Legia spędziła w strefie spadkowej. Nie sądzę, aby przez ten czas w klubie zmądrzeli z tego powodu i nadal jest dużo problemów. Na razie w tym pojedynczym, inauguracyjnym meczu, wróciło szczęście, które pozwala odrobinę odetchnąć.

Vuković to jeden z nielicznych trenerów Legii w ostatnich latach, który miał przepracować z zespołem kilka zgrupowań, a przez to też kilka razy rozpoczynać nową rundę. Pamiętając, jak to wyglądało wcześniej, nie spodziewałem się niczego wielkiego. Raczej męczarni, a w najlepszym razie może się rozkręcić w dalszej części rozgrywek. Wyniki jego pierwszych meczów w rundzie może nie są takie złe, oprócz remisu z Europą, ale na przykład zwycięstwo 6:1 z Bełchatowem w pucharze było wyjątkiem wśród dziadowskich meczów z Linfield czy Omonią.

Z tamtego okresu pamiętam też przedostatni mecz Vukovicia. Wiadomo, że po porażce z Górnikiem Zabrze czara goryczy się przelała, ale już tydzień wcześniej z Wisłą Płock było katastrofalnie. Wprawdzie Legia tamten mecz wygrała, ale w ogromnych męczarniach. W drugiej połowie nie zrobiła praktycznie nic i rozpaczliwie broniła się pod naporem Wisły. Ten mecz był trochę podobny. W pierwszej połowie, bardzo wyrównanej, udało się wyjść na prowadzenie, a że dwubramkowe, to już w ogóle cud. W drugiej Zagłębie bardziej mogło się podobać, próbowało przynajmniej grać w piłkę, czego nie można powiedzieć o Legii. Tyle tylko, że groźne było głównie z dystansu, a jak widać taki strzał Szysza mógł się dziś wydarzyć tylko raz. W dodatku w końcówce sytuacja została już całkowicie opanowana, nawet jeśli po prezencie od Zagłębia.

Mógłbym powiedzieć, że nie chcę czegoś takiego oglądać, gdyby nie to, że… chciałem. Tak właśnie należało zagrać w kilku meczach poprzedniej rundy, ale było, że nie wypada, wstyd i tak dalej. Ok, wiadomo, że docelowo to nie jest sposób, w jaki powinniśmy grać. To jest jasne zarówno teraz, jak i było półtora roku temu. Ale obecnie sytuacja jest szczególna i trzeba przede wszystkim skupić się na sposobie, który będzie dawał punkty. Nawet jeżeli będziemy chcieli grać ładnie piłką, to obecnie nie bardzo jest komu. Jeżeli akurat wróci trochę szczęścia, jak teraz, to z takimi przeciwnikami jak Zagłębie, punktowanie jest możliwe. Tak mogą wyglądać najbliższe tygodnie, a od marca, czyli od momentu, kiedy znów zagramy w Pucharze Polski, a w lidze terminarz będzie trudniejszy, trzeba będzie próbować wznieść się na wyższy poziom.

Jeżeli chodzi o odejścia podstawowych zawodników, zawsze jestem daleki od tego, żeby bagatelizować te ubytki. O prawie każdym można powiedzieć, że był hamulcowym albo przereklamowanym i że tak naprawdę to żadna strata. Tylko że nigdy nie mamy pewności, kto za nich przyjdzie i czy od razu będzie wzmocnieniem. Nawet najlepszy transfer ostatnich lat, czyli Juranović, zaczął kiepsko. W meczu z Karabachem został zezłomowany przez tamtejszych zawodników (to, dlaczego rok później zdecydowano się stamtąd na Emreliego, zamiast na Andrade lub Zoubira, to jeszcze inny temat). Natomiast mam wątpliwości, ile razy będziemy w stanie powtórzyć takie strzały. Luquinhas takim był i będzie go brakować, nawet jeżeli nie dawał liczb, długo holował piłkę, a to (plus faule na nim) powodowało spowalnianie i przerywanie gry. Po prostu nie mamy zbyt wielu zawodników tak dobrych 1 na 1. W dodatku problemem jest konkurencja. Wystarczy, że wypadnie jeden-dwóch zawodników i robi się ogromny kłopot. Albo nie ma kogo wpuścić, albo zmienić, jeżeli dany zawodnik wypadnie słabiej. Jeżeli nic się nie zmieni, to musimy liczyć na to, że nie będzie zbyt wielu kontuzji lub że ewentualnie ktoś z drugiego szeregu nagle wystrzeli. Gramy prawie całą wiosnę co tydzień, więc da się przez to przejść nawet tą kadrą, ale raczej na słowo honoru.

O ile przyjście Sokołowskiego za Martinsa może akurat się sprawdzić (choć jeszcze nie wiadomo, na razie debiut daleki od wymarzonych), to nawet taki Emreli by się przydał. Dziś mamy głównie napastników od dokładania nogi lub głowy, bo do tego sprowadza się nie tylko Pekhart, ale też Rosołek i Włodarczyk. Tyle teorii, bo akurat Czech był dziś bardzo potrzebny w defensywie, w czym jest najlepszy wśród napastników Legii ostatnich lat. Można się śmiać, że defensywny napastnik, ale w tej siermiężnej grze, która ma nam dawać punkty, będzie to miało znaczenie. Pokazał się też w rozegraniu przy pierwszym golu, ale wiemy, że na dłuższą metę nie mamy błyskotliwego napastnika. Emreli, gdyby z nim popracować, mógłby pewnie się odbudować i jeszcze sporo dać Legii, no ale wiadomo, że z innych względów nie miało to już przyszłości.

W tej sytuacji nie mamy innego wyjścia niż zawierzenie wszystkiego Josue. Po przerwie zimowej wygląda jak połowa siebie z jesieni, sylwetka top. Nie stracił wiele ze swojej kreatywności, co dał dzisiaj kilka podań, to głowa mała. W mocnej drużynie taki zawodnik grałby bliżej swojej bramki i wyprowadzał piłkę od tyłu (podobnie Vadis u Hasiego, czy to w Legii czy potem w Olympiakosie, grał głębiej niż u Magiery). Tak bywało jesienią, akurat nie dlatego, że Legia była mocna, tylko konkurenci w środku pola przegrywali z nim pod każdym względem. Teraz, po przyjściu Sokołowskiego, ma być inaczej, Josue też niejako zapełnia lukę po Luquinhasie i Kapustce, ale nie jest w stanie grać za dwóch ani być wszędzie. Mimo to próbuje i raczej od tego nie uciekniemy.

Z Wartą zabraknie i jego, i Wieteski, z czym i tak należało się liczy. Zapewne cała „kreatywność” spadnie na barki Mladenovicia, co wiemy jak może wyglądać. Obyśmy już wtedy nie przekonali się, jak może być, gdy zabraknie dwóch kluczowych zawodników. Dziś też były braki i skończyło się nieźle, ale na niektórych pozycjach te ubytki były mocno widoczne.

Mimo straconego gola i kiepskiej drugiej połowy, pewnym plusem jest defensywa. Ok, to tylko Zagłębie i wymęczone zwycięstwo, ale przynajmniej nie dopuszczaliśmy do zagrożenia bezpośrednio pod naszą bramką. Nawet straty na własnej połowie udawało się jakoś wyjaśnić, choćby przy pewnej pomocy szczęścia. Gol i tak padł po rzucie wolnym i faulu, którego nie było. Dużo większy problem widzę w potencjale ofensywnym, za to w tyłach jest na czym budować.

W kontekście ofensywy nie spodziewam się wielkiego wzmocnienia po Wszołku, który technicznie nie powinien wnieść fajerwerków, a przynajmniej powinien dawać radę w naszej fizycznej rąbance. Choć akurat dzisiaj mnie pozytywnie zaskoczył, w naszych realiach to sklejenie piłki i spokojny strzał z lewej nogi raczej nie były codziennością. Wszołek miewał problemy z decyzyjnością w prostych sytuacjach, a tutaj nie zastanawiał się w nieskończoność i wszystko zrobił tak, jak powinien.

Generalnie jednak, jeżeli chcesz grać ładnie i ofensywnie w piłkę w naszej lidze, to raczej nie Polakami. Widać to po naszym składzie, gdzie większość jest od przeszkadzania, a jedyny Polak, który coś potrafi i jest kreatywny, próbuje wyjść z ciężkiej kontuzji. W całej lidze znajdziemy takich może jeszcze kilku. Dlatego, jeżeli Muci w tej rundzie nie odpali na dobre, a do końca lutego nikt nie przyjdzie, to pod względem kreatywności mogą być naprawdę ciężary.

Na razie układa się to na tyle dobrze, że mamy w terminarzu przeciwników w zasięgu, którzy ostatnio nam leżeli, a do tego również pierwszy mecz korzystnie się ułożył. To już jest pewna zmiana w stosunku do jesieni, ale wtedy wiadomo było, że mecz z Zagłębiem był tylko wyjątkiem. Teraz ciężko powiedzieć, co z tego wyniknie, nadal niczego nie można wykluczać, ale przynajmniej dziś nie było dalszego pogrążania się.

#kimbalegia #legia