Wpis z mikrobloga

NIe przeżywam specjalnie świąt, w zasadzie to przestałem w dzieciństwie. Obchodzę je szerokim łukiem, jeśli tylko mogę. Ale że święta istnieją. a ja nie jestem pępkiem świata, to trzeba się dostosować do wymagań rodziny. Opowiem więc pewną historię, która wydarzyła się 18 lat temu...
W roku 2003 kupiłem mieszkanie, wymyśliliśmy z moją ówczesną ulubioną pierwszą żoną, że najwyższy czas mieć coś swojego, niezależnego od jednych czy drugich rodziców. Mieszkanie było bardzo ładne, nowocześnie urządzone, ale też posiadające klimat rodzinny i przytulny. Wprowadziliśmy się we wrześniu, przez kolejne trzy miesiące dokupowaliśmy do domu brakujące bibeloty, urządzenia i tak dalej.
W końcu nadszedł początek grudnia i czas przedświąteczny, przedyskutowaliśmy więc kwestie prezentów. Tu sprawa była dość trudna, bo co tu kupić, jeśli ma się wszystko, czego się potrzebowało? Bardziej chodziło o naszego pięcioletniego wówczas syna, któremu kupiliśmy kilka rzeczy, o jakich sobie zamarzył, ale aby pod choinką była mnogość paczek i frajda ich rozpakowywania, uknuliśmy, że kupimy sobie jakieś osobiste drobiazgi – tani zegarek, majty z nadrukiem świątecznym, ulubione wino (wówczas Varna biała), paczkę pierniczków i czekoladowego mikołaja. Tak też miało się stać, tylko że wyszedł problem choinki. Do tej pory kupowaliśmy duże choinki naturalne, ale w nowym mieszkaniu (53 metry) nie było opcji aby zająć połowę pokoju zielonym drzewkiem. Odbyliśmy więc rozmowę na temat tego, jak to ogarnąć. I żona mówi do mnie:
– Słuchaj, od twojego kolegi żona (tu padło imię, przyjmijmy że Agnieszka) otworzyła pracownię florystyczną i kiedyś się spotkałyśmy na mieście, polecała nam swoje ręcznie robione „nowoczesne” choinki. Podobno są piękne i idealnie pasują do nowoczesnych mieszkań. Może byśmy od niej zamówili i mieli tak... inaczej?
Zgodziłem się z tym, bo to zawsze warto coś zmienić w życiu. Zadzwoniłem do kumpla, obgadałem z nim sprawę, ustaliliśmy kwotę promocyjną (po starej znajomości było to chyba coś około 200 zł) i umówiliśmy się, że za tydzień będzie. Aby ogarnąć tę kwotę: minimalny zarobek obecnie to 2800 brutto, wówczas to było 800 zł. Można sprawdzić na stronach ZUS. Tak więc te 200 zł to nie było mało, ale kto bogatemu zabroni. No ale dobra, sam zajmowałem się zawsze usługami, więc wiedziałem, że za pracę trzeba płacić, a nie była to chińska paskudna choinka z targu, tylko poważna florystyczna wizja artystyczna.
Po tygodniu nie było choinki. Po dwóch także. Pod koniec trzeciego tygodnia wypadała wigilia, więc kilka dni wcześniej zaniepokojony zadzwoniłem do kumpla. W głosie było słychać panikę, ale coś bełkotał że nie było czegoś tam, elementów i tak dalej i że będzie na pewno przed świętami. Git.
23 grudnia dzwoni do mnie, że jedzie do mnie z choinką, no to ja mu odpowiadam, że spoko, ale nie ma mnie w domu, bo mam pilną robotę, ale żona jest bo ma wolne. No to ok. I tak siedzę w firmie, coś tam ogarniam na last minute, gdy dzwoni telefon z domu, żona. Abym przyjechał. No to mówię, że później, bo praca i w ogóle, no to ona mówi że dobra, ale że mnie potrzebuje. No to wsiadam w auto, pędzę do domu, otwieram, pytam gdzie jest (żona), ona odpowiada że w kuchni. No i siedzi tam i pali papierosa, choć normalnie nie paliła, makijaż rozmazany i w ogóle dramat. Wkurzona niczym szerszeń. Pytam co się dzieje i czy kolega był z choinką. A ona mówi: idź do pokoju i zobacz.
No i wchodzę. A tam na szafce stoi wielki, udekorowany suszonymi cytrusami i małymi cukiereczkami dorodny, ponad półmetrowy świąteczny penis. Pręży się dumnie, niczym aktor filmów dla dorosłych, mam wrażenie, że ten potężny kutang zaraz wybuchnie strumieniem ejakulatu i rozwali mi sufit, oraz przebije się do sąsiadki piętro wyżej, aby jej świątecznie powiedzieć „Obfitych świąt”. Albo pójdą płomienie i wyleci jak kutafajerwerk "Orgasmotron" przez okno, wybuchając strumieniem światła i nowoczesnej zajebistości.
Najpierw szok, następnie zaczynam się śmiać. Śmieję się z choinko-pindola, z wydanej 1/4 najniższego zarobku brutto oraz z wizji, że pod tym czymś będzie mikołaj ze swoim czekoladowym okiem i w ogóle z czekolady cały. I przytulam żonę, mówię, aby się nie martwiła. Wsiadam do auta, jadę do centrum, kupuję niewielką choinkę na targu za jakieś 25 zł i wracam do domu. I wszystko się udało – pierwsza wigilia, prezenty i wystrój pokoju z klasyczną choinką, bo jednak co tradycja to tradycja. A ta nowoczesna trafiła do szafy, aby teście nie widzieli podczas świątecznej wizyty, bo to religijni ludzie byli i teściowa mogła zejść na zawał na widok CHU-JINKI, że tak po chińsku napiszę, bo potrafię.
Kolega dzwonił po świętach i przyznać się, że robili w pośpiechu, bo generalnie to zapomniał i że promocyjnie będzie 100 zł. Zapłaciłem, bo to też był dobry klient, ale za projekty ceny dla niego podniosłem. A rok później, w listopadzie, wystawiłem los fiutos choinkos na Allegro, z opisem że piękna i nowoczesna. I poszła za... 350 zł. Z 20 osób licytowało od 1 zł. Żona była w szoku, ale uzasadniłem jej, że to kupiła pewna niezależna, samotna kobieta, której ta choinka przypominała wakacje w afryce.
Tak więc niech choinka będzie taka, jaką lubicie. A na koniec pewna mało znana historia, która wyjaśnia to i owo:
Pewnego Bożego Narodzenia, bardzo dawno temu, Święty Mikołaj przygotowywał się do swojej corocznej podróży. Jednak wszędzie piętrzyły się problemy...
Czterech z jego elfów zachorowało, a zastępcy nie produkowali zabawek tak szybko jak elfy, więc Mikołaj zaczął podejrzewać, ze może nie zdążyć... Następnie pani Mikołajowa oświadczyła mu, że jej Mama ma zamiar wkrótce ich odwiedzić, co bardzo zdenerwowało Mikołaja. Na domiar złego, kiedy poszedł zaprzęgać renifery, okazało się, że trzy z nich są w zaawansowanej ciąży, a dwa inne przeskoczyły przez płot i zwiały Bóg jeden wie dokąd.
Mikołaj zdenerwował się jeszcze bardziej... Kiedy zaczął pakować sanie, jedna z płóz złamała się. Worek runął na ziemię, a zabawki rozsypały się dookoła. Wkurzony Mikołaj postanowił wrócić do domu na kawę i szklaneczkę whisky. Kiedy jednak otworzył barek, okazało się, że elfy ukryły cały alkohol i nic nie było do wypicia... Roztrzęsiony Mikołaj upuścił dzbanek do kawy, który roztrzaskał się na kawałeczki na podłodze w kuchni. Poszedł wiec po szczotkę, ale okazało się, że myszy zjadły włosie, z którego była zrobiona...
I właśnie wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi... Mikołaj poszedł otworzyć. Za drzwiami stał mały aniołek z piękną, wielką choinką. Aniołek radośnie zawołał:
- Wesołych Świąt, Mikołaju! Czyż nie piękny mamy dziś dzień?
Przyniosłem dla Ciebie choinkę. Prawda, że jest wspaniała? Gdzie chciałbyś, żebym ją wsadził?
...
I stąd wzięła się tradycja aniołka na czubku choinki...
Pozostańcie w zdrowiu i dobrym humorze

#swieta #bozenarodzenie #heheszki #humor #pasta
merti - NIe przeżywam specjalnie świąt, w zasadzie to przestałem w dzieciństwie. Obch...