Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Uprzedzam, że będzie długo. Muszę się gdzieś rozpisać, bo już nie daję rady.

Całe życie myślałem, że jestem silnym psychicznie mężczyzną. Zawsze starałem się myśleć, na ile to było w danej sytuacji możliwe, racjonalnie, podejmować rozsądne decyzje mając na uwadze bezpieczeństwo i dobro moich bliskich jak również swoje. Starałem się być dla innych oparciem i sam raczej nigdy nie oczekiwałem od innych pomocy.
Jednak aktualnie myślę, że dłużej nie dam rady.

Dwa tygodnie temu samobójstwo popełnił brat mojej żony (w miarę młody chłopak, dwadzieścia kilka lat). Dla mnie zawsze był bardzo w porządku, taki trochę skryty chłopak, ale i pogadać z nim można było na ciekawe tematy i pośmiać się, co prawda relatywnie rzadko go widywałem, bo pracował za granicą, ale tak z boku wydawał się w porządku. Wiem niestety, że miał problemy z głową, nie chciał nawet z rodziną o tym rozmawiać, ale był taki mocno introwertyczny, nie wdawał się w bardziej zażyłe stosunki z innymi.

Z żoną o tym kilka razy rozmawiałem, to on też się tym niepokoiła, ale mówiła, że już się do tego przyzwyczaiła, bo całe życie żył tak na uboczu (ona zresztą też jest introwertykiem).

No i dwa tygodnie temu się powiesił. Ogólnie to mam małą rodzinę i byłem na takich rodzinnych to 2 pogrzebach w życiu (pomijam lata jak byłem małym dzieckiem). Jeden to dziadka (ale był stary i jakoś nie wzbudzał ten pogrzeb we mnie emocji, naturalna kolej rzeczy, a z dziadkiem jakoś blisko nigdy nie żyłem), a drugi to brata babci, ale był on alkoholikiem i śmierć nikogo nie zdziwiła.

W związku z tym nie byłem chyba mentalnie nigdy przygotowany na śmierć kogoś z bliskiego otoczenia. I psychicznie mnie to po prostu totalnie zmiażdżyło. Już na samym pogrzebie stanie w towarzystwie żony i jej matki po prostu powodowało, że nie mogłem nawet jakiejś myśli złapać, po prostu jedna wielka rozpacz, non stop płacz i mówienie jakichś nieskładnych ale totalnie absurdalnych zdań. Od tamtej pory moja żona przestała cokolwiek robić, tylko całe dnie siedzi i płacze i obwinia się o to co się stało. Jej rozpacz po prostu mnie przytłacza, chciałbym jej jakoś pomóc, ale jestem totalnie bezsilny, zdruzgotany. Jak tylko patrzę na jej twarz to ogarnia mnie taka niemoc, jakiej nigdy w życiu nie doświadczałem.

3 dni temu poprosiłem ją żebyśmy chociaż wyszli razem z domu to dobrze jej to zrobi. Powiedziała, że iść możemy jedynie do jej rodziców jak chcę. Wtedy myślałem, że lepsze to niż nic, ale z perspektywy czasu to był najgłupszy pomysł. Jej rodzice zniszczeni psychicznie całkowicie, ona tylko siedziała, płakała z matką i oglądały jego zdjęcia. Ja usiadłem z jej ojcem, i jak zawsze to był taki otwarty i pozytywny człowiek, tak teraz po prostu jakby umarł razem z synem. Totalna pustka w oczach, mówił do mnie, ale miałem wrażenie jakby widział we mnie swojego syna (kilka razy zwracając się do mnie, zamiast mojego imienia powiedział jego imię). Opowiadał jakieś ich wspólne historie, które były już dawno temu. Potem zaproponował whisky, ja nie chciałem, to zaczął pić sam. I zaczęło być gorzej, bo zaczął mówić, że taki ma żal do siebie, że nie starał się mu jakoś bardziej pomóc, rozmawiać z nim. Z każdym jego słowem, z tą aurą bólu, która go otaczała, stawałem się co raz mniejszy, miażdżyło mnie to. Aż w końcu jak wróciliśmy do domu to po prostu poszedłem do łazienki, zamknąłem się i się popłakałem. Ale tak jak nie płakałem nawet za dzieciaka, po prostu coś w mnie pękło, zacząłem rozwalać i przewracać wszystko dookoła, #!$%@?łem lustro, a przy okazji całą dłoń, zniszczyłem prysznic, jakąś półkę złamałem. Siedziałem tam chyba z 3 h.

Następnego dnia rano powiedziałem żonie, że musimy iść do psychologa, bo inaczej ześwirujemy. Wczoraj byliśmy na wizycie. Szczerze, to nie wiem czego oczekiwałem, ale to chyba nie zadziała, rady psychologa na temat zmierzenia się ze stratą, pracą nad sobą, rozmawianiem. No to jakby totalne oderwanie od rzeczywistości, żona dzisiaj znowu cały dzień płacze, a ja po prostu nie umiem, nie wiem jak jej pomóc, chyba pierwszy raz w życiu mam ochotę uciec, gdzieś daleko, gdzie nikt mnie nie znajdzie...Oczywiście tego nie zrobię, bo kocham żonę, ale ja po prostu nie potrafię, ta bezsilność, ja już chyba przestałem myśleć, w pracy to mam takie godzinne zawieszenia mózgu, zaczynam się zastanawiać co ja mogłem zrobić, że wydaje nam się że dużo widzimy, robimy a tak na prawdę gówno robimy, czasami ciężko nam zobaczyć coś poza czubkiem własnego ja, jesteśmy ślepi.... Nie wiem, po prostu nie wiem...

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #61996c721e9981000a57e9e5
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: LeVentLeCri
Wesprzyj projekt
  • 21
  • Odpowiedz
@AnonimoweMirkoWyznania: Psychiatra, wsparcie farmakologiczne na przeczekanie najgorszego okresu. Później, jak dojdziecie do siebie, można pomyśleć o wsparciu psychologa, ale kontrola u psychiatry też wskazana.

Będzie lepiej. Ale najważniejszy jest czas. A wiem, co mówię, bo trzy lata temu pochowałam bardzo bliską i ważną osobę, byłam ostatnią osobą przed zamknięciem trumny. Bardzo wszystko przeżyłam. Jak zamykałam oczy to widok ciała. Z czasem było coraz lepiej. Miesiąc temu kolejna osoba i jest
  • Odpowiedz
PospolityKoń: Mirku, bardzo przykra sprawa, wyrazy współczucia. Musisz być bardzo empatyczną osobą, skoro ta rozpacz żony i jej rodziny aż tak ci się udzieliła.

Nie ma niestety innej rady, niż przeczekać, przetrwać. Tylko czas może sprawić, że oswoicie ból i nauczycie się na nowo żyć.

Ważne, że macie z żoną siebie nawzajem.
  • Odpowiedz
ŻółtyGóral: mam nadzieję, że kiedyś wszyscy zrozumiecie, że to nie wasza wina. Był daleko, nie prosił o pomoc, zawsze był skryty - skąd mieliście wiedzieć, że już nie zamierza dalej żyć?

Zdrówka dla was, z czasem wrócicie do normalności, choć wspomnienie zawszę będzie bardzo bolesne.

Zaakceptował: LeVentLeCri
  • Odpowiedz
@AnonimoweMirkoWyznania: Parę lat temu samobójstwo popełniła siostra mojego dobrego kolegi, powiesiła się. Ich matka była wtedy na dyżurze w szpitalu - jechała reanimować własną córkę, niestety nieskutecznie.
Pamiętam jego rozpacz, obwiniane się. Razem z mamą i drugą siostrą poszli na terapię, zarówno indywidualną, jak i rodzinną. Udało im się przepracować tą sytuację, ale zajęło to trochę czasu.

Na Twoim miejscu skorzystałabym ze wsparcia psychiatry wraz z żoną, a w drugiej
  • Odpowiedz
SłonecznaRopucha: To jest po prostu zbyt drastyczne i świeże, żeby oczekiwać od siebie i innych jakiegokolwiek opanowania czy ulgi, nie da się pominąć tego etapu. Weźcie np. tydzień urlopu. Spędźcie go, dając upust żalowi bez ograniczeń. Płakać, krzyczeć, tłuc talerze, rozpamiętywać, jeśli tak czujesz. Ale żadne silne emocje nie mogą trwać bardzo długo w niezmienionym natężeniu. Dlatego nawet największe ciśnienie w końcu zejdzie, a wtedy możecie popracować z psychoterapeutą nad ułożeniem
  • Odpowiedz
Byliście u psychologa czy psychoterapeuty? Jeśli to pierwsze, to radziłabym poszukać terapeuty mającego doświadczenie w pracy z żałobą. Albo farmakoterapia od psychiatry.
Ale prawda jest taka, że żaden specjalista nie sprawi, że ten olbrzymi smutek zniknie od razu. Przepracowanie go wymaga czasu i najpewniej łatwe nie będzie. Myśli o ucieczce są naturalne w tych warunkach, czasami emocje których doświadczamy są zbyt przytłaczające.
Przykro mi, że znaleźliście się w takiej sytuacji, mam nadzieję
  • Odpowiedz
Trzeźwy: rzadko go widywałeś, a teraz rozpaczasz - dlaczego?
jak mogłeś z nim mieć kontakt to ci się nie chciało, bo nie było warto, jak by żył dalej to i tak byś się nie odezwał
nie ma różnicy więc czy on umarł wczoraj, dziesięć lat temu czy za dziesięć lat umrze
a te rozpacze to chyba bardziej opłakiwanie utraty stabilności w najbliższym otoczeniu i obawa o wpływ tego na związek

Zaakceptował:
  • Odpowiedz
**suicide_survivor **: No wiec powiem truizmem ale ... czas leczy rany. To jest do pewnego stopnia straszne jak sie o tym pomysli ale tak jest.
Moj mlodszy brat popelnil samobojstwo ponad 10 lat temu. 19 lat miesiec przed matura. Nie wiadomo dlaczego. Wyszedl w nocy z domu na kompie zostawil strone ze "sposobami na polenienie samobojstwa" i zapetlona muzyka z Polan 2 (dobre nie?) kilkanascie dni poznjiej cialo wyciagnieto z rzeki. Na tym etapie po prawie deoch tygodniach szukania i zastanawiania sie gdzie jest oczulem pena ulge ze sprawa sie "rozwiazala" Pojechalem identyfikwoac cialo zalatwilem pogrzeb i moglem powiedziec Mamie ze znalazlem brata. Pozniej to co macie teraz. metlik w glowie poczucie ze wszytsko jest bez sensu jak teraz zyc?
Day by day. Wrocilem do pracy, nie bylo godziny zebym o nim nie myslal. Zobaczylem smiesznego memeska przeciez musze wyslac bratu oh wait....
Dzien zagineicia to byly moje miesiecznice (jak od kaczynskiego). Czasem mialem sny ... jak niesamowicie realne sny w ktorych albo go szukalem albo go wrecz znalazlem ale juz wiedzialem ze nie zyje i w tych snach mialem mindfuck ze jakto z nim rozmawiam a on nie zyje.
Potem mysalem o nim juz tylko kilka razy dziennie.
Potem raz dziennie.
  • Odpowiedz
@AnonimoweMirkoWyznania: trzymaj sienjestem z toba
Wiedzialem ze wchodzenie w niedziele na ten tag to bedzie smutek
Moslitwa jeszcze raz modlitwa
Duzo sie modl
Ja jestem wierzacy sam mam sqoje problemy ale staram sie byc o iektywnym
Najgorzej ze negatywne osoby z negatywnym podejsciem do nas maja bardzo negatywny na
  • Odpowiedz
@adam-stadnicki:
Jak ktos madrze zauwazyl ni3 mozna innych winic za sqoje emocje
Kobiety placza ze bliski sie zabil i one cierpia przez niego
Zawsze musi byc dystans
Ja przeszedlem pare kryzysow i powiem ze 1 byl najgorszy drugi rowniez potem poszlo latwiej
Teraz stracilem znowu 15% portfela na gieldzie przez korekte ale czekam
  • Odpowiedz
@AnonimoweMirkoWyznania: Nie da sie przejść żałoby od tak. Wiem że to boli ale musi boleć. Jak nie to zaboli po jakimś czasie jak coś ci sie przypomni. Żałobę trzeba przeżyć i nie można jej sie bać.
Dobrze że cierpisz, szybciej wam przejdzie i może dodatkowo ze sobą zbliżyć. Jesteś silny, to że czujesz stratę oznacza tylko tyle że wiesz że straciłeś kogoś bezpowrotnie.

Rozwiązania nie ma. Psycholog też za wcześnie.
  • Odpowiedz