Wpis z mikrobloga

Mecz można przegrać, przegrać albo przegrać. Od ponad dwóch miesięcy nie wiem, co to jest remis. Trzy dni temu było zwycięstwo, ale i tak można było się po nim czuć jak po porażce. Ten sezon to jedna wielka porażka.

Nawet najsłabsze drużyny w lidze, Górnik Łęczna i Warta, od czasu do czasu zremisują. Są też w stanie zachować czyste konto z tyłu. To są rzeczy, których Legii od dawna nie udało się w lidze dokonać. Gdyby cofnąć się o kilka tygodni i zapytać o następne pięć wyników Legii, prędzej zdarzyłby się typ, że wygra wszystkie pięć meczów, niż że wszystkie przegra. Nikt normalnie myślący nie mógłby przypuszczać, że stanie się to drugie, nawet jeżeli bardzo tego chciał. Czegoś takiego nie było w lidze od lat, nawet w swojej najgorszej formie Legia była w stanie jakiś lepszy wynik wymęczyć i wyjść z trudnej sytuacji. Tego wszystkiego już nie ma, drużyna jest rozbita, leży wbita w podłogę i jeżeli tylko choć odrobinę odchyli głowę, jest natychmiast sprowadzana z powrotem na ziemię.

Kryzys stał się tak rozległy, że wszystkie znane metody zostały sprawdzone i wiadomo, że nie zadziałały. Nie było ich zresztą dużo i nie były skomplikowane, więc też nic dziwnego, że nic się nie zmieniło. W tej sytuacji zmiana trenera, ustawienia, personaliów, czasowe odstawienie niektórych zawodników i inne wstrząsy, nie zmieniają zupełnie nic. Dlatego nie ma różnicy, czy dzisiaj Legia zagrałaby trójką czy czwórką z tyłu, trener postawiłby na młodych czy starych, nowych w drużynie czy tutejszych weteranów. Nie popełniłby błędu ten zawodnik, to popełniłby kto inny i skończyłoby się tak samo. Tutaj nawet nie możemy zastosować retoryki pod tytułem „najlepsi są ci, którzy akurat nie grają”, bo prawie wszyscy zdążyli już nam się zaprezentować w wymiarze co najmniej kilkuset minut. Jedynymi naprawdę niesprawdzonymi zawodnikami są obecnie Celhaka, Kostorz i jeszcze młodsi zawodnicy, ale też nie potrafię uwierzyć, że któryś z nich by nas zbawił. Można oczywiście próbować, ale nie od nich oczekiwałbym ratowania Legii w pierwszej kolejności.

Zespół jeszcze w miarę cokolwiek gra, dopóki jest 0:0. W wielu meczach nie dojeżdżaliśmy na pierwszą połowę i potem nieudolnie goniliśmy. To się zmieniło. Legia wchodzi w mecze poprawnie – nie jest to coś, co można by oklaskiwać, ale też nic, co by odstawało od zwykłego poziomu ligowego. Problem pojawia się w momencie, kiedy traci gola, mało tego – ostatnio dostaje w łeb podwójnie w krótkim czasie. W taki sposób nie da się nic osiągnąć, zwłaszcza przy takiej reakcji na stratę gola. W tym sezonie wiadomo, że oznacza to dla nas koniec meczu (magicznie nie obowiązywało w Zagrzebiu i dwukrotnie ze Slavią). Drugą połowę można było sobie odpuścić, bo i tak było wiadomo, że Legia nie da rady. Nawet mimo że miała idealną sytuację po rzucie rożnym, bliżej było kolejnego gola dla Pogoni, patrząc na wszystkie sytuacje. A całościowo, łącznie z pierwszą połową, xG było wyższe w przypadku Legii…

Myślę, że okres, w którym olewano ligę i skupiano się na pucharach, już dawno minął. W tej grze i wynikach przerażające jest moim zdaniem to, że piłkarzom nie można odmówić chęci, a jednak za każdym razem nie wychodzi. Jestem jeszcze skłonny uwierzyć, że część nowych zawodników nie do końca jeszcze wie, gdzie się znalazła, i np. jaka była w rzeczywistości atmosfera na trybunach. Trochę mogli wyczuć, ale wiadomo, że wielu z nich nie załapało choćby treści przyśpiewek, to do nich nie docierało. Mimo wszystko muszą sobie zdawać sprawę z powagi sytuacji w samej tabeli i sądzę, że co najwyżej jakieś jednostki mogą mieć to gdzieś, i miałbym kandydatów do tego nawet w dzisiejszym składzie. To jednak powinny być przypadki marginalne, a tak przynajmniej oceniam to po samej postawie na boisku.

Mimo że Legia ma ogromne problemy ze strzelaniem goli, a także wypracowywaniem sytuacji, znów, tak jak z Piastem, były możliwości na to, żeby strzelić co najmniej dwa gole, nie mówiąc o jednym. Niestety z dzisiejszego składu tylko Emreli i Mladenović mają jakiekolwiek pojęcie o robieniu liczb, ale od pewnego czasu zawodzą pod tym względem dokładnie tak samo jak inni. I tak jak cenię zawodników z kręgu portugalskojęzycznego, tak ich wkład w wypracowywanie goli jest mizerny i w żadnej mierze nie może to być zaskoczeniem. Martins i Luquinhas mają z tym ogromne problemy od dawna i tylko Josue mógł dawać jakieś nadzieje, bo miał liczby w Izraelu. Przestawienie go wyżej moim zdaniem trochę pomogło, a gdy po zejściu Charatina zszedł niżej, to jeszcze tylko utrudniło nam zadanie. Lopes podobno zagrał pół godziny, ale widziałem go chyba ze dwa razy.

W tej chwili trzeba szukać zmian na dwóch newralgicznych pozycjach – w ataku i na środku obrony. Stawianie na Emreliego jest obecnie ryzykowne, bo co by nie zrobił, piłka i tak odbije się od słupka albo w inny sposób nie wpadnie do bramki. Lopes nawet na swojej ulubionej pozycji nic nie pokazał, więc pozostaje już tylko desperacja w postaci wystawienia tam Muciego, Kastratiego lub Kostorza. Ten pierwszy wariant nie sprawdził się w Neapolu, ale ogólnie wolałbym, żeby ten zawodnik grał – w tej chwili bardziej zamiast Emreliego niż Luquinhasa, choć pewnie w żadnym przypadku nie da to żadnego przełomu.

Co do środka obrony, trzeba podjąć ważną decyzję co do Rose. Po powrocie do składu dwa razy zagrał słabo, a teoretycznie to był materiał na poważne wzmocnienie. Albo dajemy mu złapać rytm, którego być może brakuje, albo chowamy do szafy i gramy czwórką z tyłu. Niestety, kontuzje trzech z sześciu stoperów to poważny pech, tak że przy obecnym ustawieniu nawet nie da się dać szansy komuś innemu. Oddzielnym dramatem jest konieczność wystawiania Johanssona, którego nawet na tle tak fatalnej gry całego zespołu wyróżniłbym negatywnie, bo nie wniósł kompletnie nic, zawsze brakowało go wtedy, gdy był potrzebny. W ofensywie Jędrzejczyk na skrzydle lewą nogą (!) zrobił więcej zagrożenia niż Szwed, a na prawej obronie głównie wyręczał go Rose. O Skibickim pisałem już wiele razy… Johansson już zdążył wcześniej pokazać, że ma jakieś pojęcie, ale indywidualnie to był jeden z najgorszych występów zawodników Legii, jakie ostatnio widziałem.

Dlatego czuję rezygnację, gdy próbuję wymyślić jakąkolwiek zmianę personalną, która miałaby coś wnieść. Mam poczucie, że to wszystko i tak nic by nie dało. Po dzisiejszym meczu kilku zawodników najchętniej bym stąd pogonił, ale kimś trzeba grać. Już zresztą Michniewicz spróbował czegoś takiego i może nawet miał rację, ale ta zagrywka, tak jak inne, nie przyniosła pożądanego efektu. Poza tym kilka decyzji Gołębiewskiego mi się dzisiaj podobało, m.in. ustawienie Josue wyżej, ale co z tego, skoro ostatecznie nic to nie dało. Dziś to są szczegóły, które nie mają znaczenia, dopóki tak łatwo dajemy się trafić i następnie po tym ciosie już nie wstajemy.

W tej chwili najlepiej byłoby wszystko zrównać z ziemią i zacząć od zera. Na to oczywiście nie ma czasu. Nawet te dwa tygodnie w połowie listopada to śmiesznie mało. Chyba że poświęcilibyśmy sezon w lidze, dociągnęli tylko utrzymanie i budowali klub pod następne lata. Tylko że na taką rewolucję trzeba mieć odwagę, pomysł i konsekwencję. Nie wierzę, że u nas to nastąpi, choć z drugiej strony jeżeli taki kryzys nie skłoni Mioduskiego do refleksji, to co będzie w stanie? Błędy w zarządzaniu Legią były dość skutecznie przykrywane przez zdobywanie mistrzostw Polski, ale tego, co dzieje się teraz, nie da się zatuszować. Nie ma żadnego argumentu, żeby bronić w tej chwili kogokolwiek będącego w klubie. Zmiana trenera nie zadziałała nawet na krótką metę, więc nawet w ten sposób nie da się odwrócić uwagi i skupić jej na koźle ofiarnym.

Od strony czysto piłkarskiej trzeba teraz przetrwać ten tydzień. Doszło do sytuacji, w której jest mi wszystko jedno, co stanie się z Napoli. Będzie szkoda kolejnej porażki, ale nic się nie stanie, jeśli ona nastąpi. Teraz nawet nie ma grzania się na jakąś niespodziankę, którą mógłby zrobić Czesław. Natomiast moim zdaniem trzeba, pod kątem gry, skompromitować się ze Stalą Mielec. Czyli pod żadnym pozorem nie prowadzić gry, bo tylko zrobimy sobie krzywdę. Murować na 0:0 od pierwszej do ostatniej minuty, nie wychodzić poza własną połowę, chyba że będzie jakaś znakomita okazja do kontrataku. To brzmi jak herezje, ale co można innego zrobić, będąc w takim kryzysie? Oni w tej chwili popełniają podstawowe błędy i każda pomyłka nakręca kolejne. Dlatego uważam, że trzeba zagrać jak najprościej, spróbować wyciągnąć chociaż remis, byle tylko nie przegrać kolejny raz. Próba niby-zdominowania przeciwnika skończyłaby się moim zdaniem kolejną katastrofą.


#kimbalegia #legia
Pobierz Kimbaloula - Mecz można przegrać, przegrać albo przegrać. Od ponad dwóch miesięcy nie...
źródło: comment_1635730889Jhd2dv6CqQ2nG41u4lLCcQ.gif
  • 5
via Wykop Mobilny (Android)
  • 21
@Kimbaloula: Chłopie to tylko Piłka Nożna. Napiszę wprost po tylu latach gdzie sędziowie grali na Legię. Cieszę się bardzo gdzie ta drużyna jest. Jestem takim rocznikiem że wolę aby Lech czy Wisła zdobywała mistrzostwo niż Legia. Nawet dla mnie Dyskobolia może zdobyć czy Amica. Się każdy śmiał z zaciągów brazylijskich piłkarzy do Pogonii. A nagle mamy w Legii zlepek zaciągów międzynarodowych to my teraz się trochę pośmiejemy. Ha ha ha ha
@Kimbaloula #!$%@? czuję się jakbym czytał wpis kibica Górnika Łęczna.
Z tą różnicą, że będąc kibicem Górnika Łęczna dałbym rady doszukać się jakichś pozytywów, a patrząc na grę Legii nie widać żadnych
Nie powiem, że mnie to nie cieszy, bo oczywiście, że cieszy, ale ten upadek Legii jest niesamowity właśnie z tego powodu. W każdej drużynie w tej lidze da się doszukać jakichś pozytywów, gdy się jej kibicuje, nawet w Łęczna mają
@Kimbaloula: Problemem chyba nie był do końca Michniewicz. Problemem są tam piłkarze i właściciel. Wczoraj oglądałem ten mecz i niby się starali coś tam grać, niby się starali strzelić jakiegoś gola, ale to było komplenie bez ładu I skladu. Pogoń jednak co by nie mówić wyglądała przy Legii jak drużyna ułożona mimo że może miala ciut slabszych piłkarzy na poszczególnych pozycjach. A i jeszcze coś. Piszesz o Lecznej, jak dla mnie