Aktywne Wpisy
Maurelius +572
Mówcie, co chcecie, ale to jest stary, dobry, propaństwowy Tusk - podejmujący trudne i niepopularne decyzje, które na pewno odcisną się negatywnie na sondażach KO, ale konieczne i długofalowe, zgodne z interesem i bezpieczeństwem PAŃSTWA. Coś, czego pisowcy NIGDY nie potrafili zrobić, bo każde ich działanie było podejmowane w oparciu o badania jak odciśnie się ono na słupkach poparcia.
#sejm #polityka #bekazpisu #ukraina #wojna #rolnictwo
#sejm #polityka #bekazpisu #ukraina #wojna #rolnictwo
klawiszTartaru +74
Nigdy nie sądziłem, że to tak się potoczy. A jednak jak analizuję fragmentami swoje życie to najbardziej rzucają mi się w oczy zmarnowane okazje gdzie nawet nie podjąłem próby ze strachu i braku wiary w siebie. Niezapraszanie kolegów do domu od gimnazjum, odmawiane spotkania towarzyskie po szkole w liceum, bo trzeba szybko wracać "na front" w domu zapobiegać awanturom i ich skutkom. Dziś to wszystko mam nadal i widzę, że mnie to niemal paraliżuje w dorosłym życiu.
Nie mogę odżałować tego, co straciłem. Flashbacki mam niemal codziennie przy zupełnie zwykłych sytuacjach. Zimne jesienne powietrze wieczorem przypomina mi młodzieńcze lata, zapach wsi przypomina dzieciństwo, gdzie chyba nie byłem świadomy sytuacji domowej. Zapachy najbardziej we mnie uderzają. We wszystkim jednak przewija się to samo: poczucie straty. Straty, bo zamiast działać, próbować, wolałem się wycofać kiedy np. proponowano mi grę w szkolnej drużynie albo rozgrywać sytuację w wyobraźni zamiast podejść do tej panny i zagadać, albo uciec, gdy zrządzeniem losu okazała mi zainteresowanie, a następnie się karcić, gdy wszystko przepadło.
Obecnie, gdybym spojrzał na kogoś, kto jest w tej samej sytuacji co ja, bym mu zazdrościł. Perspektywa własnej działalności z niezłym potencjałem, kilkuletni związek z pięknymi planami, całkiem stabilna sytuacja finansowa. Przy tym wszystkim dominują we mnie strach, smutek i zwątpienie. Czy dam radę, czy podejmuję dobrą decyzję, czy to jest odpowiednia osoba, dlaczego czuję się tak nieszczęśliwy? Pojawiają się momenty pozytywne, wiara w powodzenie wszystkich planów. Jednak jest to krótkotrwałe i poprzedzone długim zjazdem w dół. Karceniem siebie za negatywne myśli, za podejmowanie decyzji, a potem wątpienie w nie. Gonitwa myśli. Co ja zrobiłem, co ja robię, to wszystko to pomyłka, nie ma sensu, trzeba skończyć, wszyscy się ode mnie odwrócą, narobiłem tyle złego. W końcu dochodzi do momentu, gdzie jedyną trzeźwą myślą jest żeby to się skończyło, że nie dam rady brać udziału w tym maratonie kolejny dzień. Ta karuzela sprawia, że nie wiem kiedy myślę trzeźwo jako ja, nie wiem czego chcę. A przecież na prawdę jestem w stanie wiele rzeczy organizować, wymyślać, robić po prostu i, w skrócie, "ogarniać życie".
Wieczorem jednocześnie senność i niechęć do spania, bo rano zacznie się wszystko od nowa. Otwarcie oczu i pierwsza myśl to pytanie: czy dziś czuję się dobrze? Nie. Już wiem, że ten dzień będzie bezowocny i jednocześnie ciężki, każdy dzień jest podobny, męczy i prowadzi donikąd. Aby przetrwać, tylko do którego momentu? Aż wydam wszystkie pieniądze w tej wegetacji? Z pracy na etacie zrezygnowałem, a założenie działalności mnie w tej chwili przerasta więc tylko dorabiam w miarę możliwości. Co się stało z moją pasją do motocykli? Mój wymarzony motocykl stoi w garażu od kwietnia, bo nie mam ochoty po niego jechać.
Widzę wiele podobieństw do swojej matki w najgorszym jej okresie. Smutek, płacz, brak wiary w lepszą przyszłość, poczucie braku sensu, rezygnacja z pracy. Ściska mnie nieraz w gardle na zakupach kiedy przypomnę sobie jej "jadłospis", czyli, nie wiem dlaczego, popcorn z mikrofalówki kupowany niemal hurtowo i najtańsza kawa rozpuszczalna "O poranku". No i oczywiście poukrywany alkohol. Pamiętam jej płacz, jęk i szlochanie zza drzwi, swoją niemoc, poczucie, że jedyne jak mogę pomóc to być w tym domu i tego słuchać. W nocy słuchać czy śpi, czy słychać równy, głośny oddech z pokoju obok. Tak było, kiedy byliśmy sami w domu. Kiedy był ojciec, cały smutek zastępowała niezwykła agresja, awantury, słowa, których nigdy nie mówiła w dobrym czasie, nawet w nerwach.
Ale nawet w moim najgorszym stanie gdzieś pojawia się małe światełko dające nadzieję na zmianę. Myśl, że to nie musi tak wyglądać do końca życia i że nie muszę, tak jak ona za drugim podejściem, kończyć go przedwcześnie.
Może właśnie teraz przyszedł moment na zmiany. Boję się trochę tej wizyty, jednak stereotyp "wariatkowa" gdzieś we mnie siedzi, albo że dostanę leki, od których nie będę sobą, kimś, kogo teraz tak nie znoszę, ale jednak kimś kogo muszę naprawić, a nie wyrzucać. Żywię też spore nadzieje. Mam nadzieję, że za jakiś czas w końcu odpowiem sobie na najważniejsze pytania, odzyskam równowagę wewnętrzną i radość z życia.
Ale się rozpisałem...
#depresja #feels
Pozdrawiam trzymaj
W sumie na pierwszej wizycie dużo Ci nie powie, druga będzie ciekawsza. Tak wyglada psychiatria że dają ci jeden z kilku leków pierwszego rzutu a potem dodają coś albo zwiększają dawkę :)
Rozumiem rozczarowanie
Na pierwszej konsultacji byłaś u innego, a na drugiej u innego? Ja nie mam chęci do tego iść po raz drugi. Wiem, że on takich jak ja ma całą masę, ale chyba też wie z czym ludzie przychodzą i jednak może warto by było skupić trochę uwagi na pacjencie. Czułem się jakbym mu opowiadał o pierdołach, że sraczka mnie dopadła, albo mam katar. No nie
Komentarz usunięty przez moderatora