Wpis z mikrobloga

Ehhh historia mojego #!$%@? i przegranego żyćka. Bardzo skrócona i niepełna ale nie chce tu walnąć 20 kartek A4. Ale i tak będzie w #!$%@? długo i tak będą nudy więc nie polecam czytać. Nikt zresztą tego nie przeczyta. Wyrzucam to dla siebie z serca. Taki mój dzienniczek życiowej klęski.

Wychowywałem się bez ojca bo jako jedyny żywiciel rodziny (matka nie pracowała) spierdzielił za granice zarabiać euroski żebyśmy z matką i siostrą mieli co jeść i w moim życiu nie było go w ogóle. Z siostrą nie miałem najlepszych relacji. Była parę lat starsza i w odróżnieniu ode mnie introwertyka była giga ekstrawertyczką, więc w domu jej praktycznie nie było, szybko się też wyprowadziła. Jeśli chodzi o resztę rodzinki, to dziadkowie od strony matki umarli jak byłem maleńkim chłopcem. Z dziadkami od strony ojca nie utrzymywałem prawie kontaktu. Widywaliśmy się dwa razy do roku na święta. A to dla tego, że oni nie odwiedzali mnie bo mieli kosę z moją matką jak i cała rodzina ojca, a ja nie odwiedzałem ich bo żyli wspólnie z ciotką, wujkiem i kuzynką których nie lubiłem. Jeśli chodzi o rodzinne matki to miała kilka dużo starszych sióstr, moich ciotek które były nawiedzone i szurnięte na punkcie religii. Jak byłem mały to próbowały ze mnie zrobić małego katolika, ale moja matka raczej ateistka zareagowała, ja też miałem bunt i jak zobaczyły, że gówno ze mnie będzie, a nie mały katolik to odpuściły i od tamtej pory, tradycyjnie widzenie się tylko na święta. Praktycznie z całej rodziny jakąś dobrą relacje miałem tylko z młodszym kuzynem, który był totalnym oskarkiem. Jednak kiedyś się bardzo lubiliśmy, problem w tym że mieszkał w innym mieście więc tylko sporadycznie mogliśmy razem spędzać czas. Teraz wyrósł i mimo, że dwa lata młodszy to ma taką dupę, że szok, a ze swoim starszym kuzynem który wyrósł na totalnego spierdona już kontaktu mieć nie chce.

Więc całe życie wychowywała mnie praktycznie tylko matka. Tylko ona była dla mnie jakimkolwiek wychowawcą, wzorem czy autorytetem, a ja byłem totalnym mamisynkiem. Moja matka była kobietą tchórzliwą, bała się prawie wszystkiego i zarażała mnie tym strachem czy to poprzez wzór czy przez wychowanie. "Nocą przez cmentarz nie pójdę bo strach"
"Nie idź tak daleko bo jeszcze cie porwą" "Nie wchodź bo spadniesz i sobie kręgosłup skręcisz" "Tu nie wejdziemy bo za wysoko" Pamiętam jak ojciec zwrócił jej kiedyś uwagę "robisz z niego tchórza i zobaczysz on ci za to podziękuje"

Od dziecka byłem kompletnym introwertykiem, nie wiem czy to przez to jak wychowywała mnie matka czy taki #!$%@? się po prostu urodziłem. Nie lubiłem wychodzić z domu, nie lubiłem zbyt częstego towarzystwa innych, nie lubiłem i bałem się sportu. Najchętniej to siedziałem całymi dniami w domu, grając w gry, oglądając telewizje, bawiąc się sam ze sobą, śpiąc albo odpływając w świat swoich wyobrażeń.

Moja matka nie zrobiła NIC żeby mnie z tego wyrwać, a wręcz przeciwnie. Zdawała się zachęcać mnie do takiej izolacji i znajdowała dla niej wymówki kiedy ktoś jej zwracał na to uwagę. Pozwalała mi całymi dniami siedzieć przed TV albo kompem, przynosiła mi kocyki, żeby było mi ciepło, przynosiła mi kanapki z nutelą i szejki własnej roboty. Od dziecka doskwierała mi też otyłość. Brak aktywności fizycznej, całe dnie spędzone w domu, i paskudne nawyki piciowo-jedzeniowe które zaszczepiła mi matka sprawiły że odkąd pamiętam byłem spasiony. Piłem tylko sok jabłkowy, a zajadałem schabowe i kanapki z nutellą popijane kolejnymi kubkami słodkiego kakao. Matka wyręczała mnie też we wszystkim i czasem wręcz torpedowała we mnie jakiekolwiek próby samodzielności. Zdawała się mnie wręcz zniechęcać do robienia czegokolwiek. Ile to razy zganila mnie bo próbowałem sam pozmywać albo zrobić sobie śniadanie. Ile to razy na pytanie czy powinienem coś trenować odpowiadała "że jesteś jeszcze młody i musisz cieszyć się dzieciństwem"

Moją izolacje pogłębiały jeszcze kłopoty z rówieśnikami. Koledzy czy to z podwórka czy to szkoły często mnie dręczyli i wyśmiewali bo byłem gruby,r udy, brzydki i nie posiadałem social skilla w ogóle. Piękny pakiet przegrywu. Moje życie to była samo nakręcająca się spirala #!$%@?.

Szkoły nienawidziłem. Matka wychowała mnie na leniwego #!$%@? który nic nie musi, oraz tchórza bez charakteru. Nie miałem samozaparcia ani dyscypliny żeby się uczyć, na lekcjach nie uważałem, odpływałem w świat swojej fantazji, często nie chodziłem do szkoły pod pretekstem wymyślonych chorób. Niekiedy miałem po 60% frekwencji w roku, rekordowo to zdałem klasę mając 52% frekwencji. Nie miałem za bardzo kolegów, a jak już ktoś się nawinął to gadaliśmy gównie o grach komputerowych. Męczyłem się chodząc do szkoły i wstydziłem się siebie przed rówieśnikami.

Mimo tego wszystkiego jako mały chłopiec byłem szczęśliwy. Wracałem se ze szkółki (albo nawet do niej nie szedłem), siadałem sobie przed komputerkiem i odpalałem ulubioną gierkę, mamusia przykrywała mnie kocykiem i przynosiła kanapeczki, czy inne smakołyki i było zajebiście. Byłem wtedy na prawdę szczęśliwy. Zawsze mogłem iść do mamy się przytulić czy ucałować. Czułem się bezpieczny, kochany, nie miałem wygórowanych potrzeb. Było mi naprawdę dobrze mimo, że już wtedy byłem kompletnym spierdonem.

Psuć się zaczęło z czasem. Im starszy byłem tym gorzej było. Pierwsze takie refleksje, że coś jest naprawdę ze mną nie tak i że jest ze mną źle przyszły jak miałem 12-13 lat 5-6 klasa podstawówki.

Przez dzieciństwo spędzone pod kloszem mamusi siedząc przed komputerkiem bez ojca wyrosłem na chłopaka otyłego, pozbawionego kondycji, leniwego, nieśmiałego, nie posiadającego social skilla, chorowitego alergika, tchórza i ciamajde z dwoma lewymi rękami do wszystkiego, słowem kompletną #!$%@? i z biegiem czasu zaczynało mi to coraz bardziej doskwierać bo życie stawiało przede mną coraz większe wyzwania którym nie byłem w stanie podołać.

Pierwszy naprawdę duży kryzys przyszedł w gimnazjum. To był dla mnie czas bardzo gwałtownego dojrzewania. W ciągu tych 3 lat przeszedłem bardzo gwałtowne zmiany fizyczne i też w pewnym stopniu psychiczne. Wyrosłem i osiągnąłem mniej więcej swój obecny wzrost 186, zaczął mi rosnąć zarost, na początku jakiś śmieszny wąsik ale pod koniec gimnazjum miałem już pełną brodę, przeszedłem dość szybką i intensywną mutację głosu, miałem wysyp pryszczy na twarzy, i odkryłem, że siusiak nie służy tylko do siusiania ale zaczęły mi się podobać koleżanki i zacząłem swoją przygodę z masturbacją i pornografią.

Do gimnazjum wchodziłem jako mały chłopiec, a wyszedłem jako przynajmniej w sensie biologicznym facet. To był dla mnie też okres pewnych zmian psychicznych. Zacząłem mieć większe potrzeby niż tylko siedzenie cały dzień przed komputerkiem. Zacząłem interesować się otaczającym mnie światem, wcześniej miałem #!$%@?, zacząłem pragnąć mieć kolegów, przyjaciół, akceptacje rówieśników. Pojawiły się marzenia i ambicje. Słowem zacząłem mieć wyższe potrzeby, a nade wszystko zapragnąłem mieć fajną kochającą dziewczynę co stało się moim największym wówczas marzeniem. Szczególnie, że przeżywałem wtedy bardzo intensywne zakochanie w koleżance z klasy o którym pisałem co nieco tutaj ostatnio. Zacząłem też widzieć, że mój obecny styl życia prowadzi do nikąd i że jest ze mną naprawdę źle.

Zapragnąłem to zmienić, chciałem schudnąć, zacząć się ruszać, chodzić regularnie do szkoły, mieć jakieś hobby i pasje, wychodzić z domu, imprezować jak inni, jeździć na wycieczki, poznać kolegów, przyjaciół, mieć dziewczynę, zwalczyć fobię społeczną, przestać być taką #!$%@?ą i tchórzem z dwoma lewymi rękoma. Słowem chciałem stać się normalny i przestać być #!$%@?ą. Snułem plany i marzenia.... Ale nie potrafiłem się zmienić. Brakowało mi samozaparcia i zawsze była wymówka, zawsze było jakieś ale albo jakieś potem. Wpadłem w pułapki które zastawiał na mnie mój własny umysł. Nawet jeżeli czegoś próbowałem to szybko się #!$%@?łem. Zawsze lądowałem z powrotem tam gdzie byłem. Z paczką chipsów spędzając kolejny dzień przed komputerkiem.

Później przyszło technikum. Poszedłem na kierunek elektryka bo tam szedł jeden mój kumpel z gimnazjum który był też trochę takim spierdonem więc w szkole trzymaliśmy się razem chociaż z nim nie było tak źle jak ze mną. Technikum też zweryfikowało jak bardzo do niczego się nie nadaję, szczególnie lekcje praktycznie. Nie mniej okres 16-18 lat to był nawet dla mnie lepszy okres w życiu kiedy trochę wychodziłem z przegrwu. Dziadek chciał mieć ze mną jakiś kontakt i zaczęliśmy regularnie razem jeździć na wycieczki rowerowe, kumpel o którym była mowa zaciągnął mnie na siłke i ćwiczyliśmy coś przez około półtorej roku. Zacząłem trochę wychodzić z fobii społecznej. Schudłem choć nie całkowicie. Zrobiłem jakieś mięśnie na siłce. Mięśnie + broda dodały mi trochę pewności siebie. Pare razy byłem nawet na jakiejś imprezie, a w szkole nie stałem już sam pod ścianą. Byłem wówczas pełen optymizmu. Szło ku lepszemu. Tak mi się wydawało....

Po 18 roku życia wszystko poszło się #!$%@?ć jak psu w dupę. Miałem kontuzje na siłce i nie mogłem ćwiczyć przez pare miesiecy. Po paru miechach jak wróciłem okazało się, że kolega się wykruszył kiedy mnie nie było i musiałem ćwiczyć sam. Więc zrezygnowałem i przestałem chodzić na siłkę obiecując sobie, że "kiedyś wrócę", dziadek miał też operowane biodra i skończyły się nasze wspólne wypady rowerowe. Przestałem wychodzić z domu prawie kompletnie i znowu siedziałem całymi dniami przed kompem. Co najgorsze po 18 zacząłem pić i palić, na początku żeby przypodować się normikom i szukając rozpaczliwie akceptacji. Czyli zrobiłem to czym kiedyś gardziłem, a że fajki i alko stało się moim remedium na kiełkującą wtedy coraz bardziej depresję szybko wpadłem w nałogi. Znowu się roztyłem do astronomicznych rozmiarów, rekordowo miałem 136kg na liczniku, całe dnie siedziałem przed kompem, pijąc i paląc. Z czasem rozwinęły się u mnie coraz poważniejsze problemy psychiczne chociaż normalny nigdy nie byłem.... Zacząłem cierpieć na poważne zaburzenia lękowe (ataki psychicznych duszności) które całkowicie uniemożliwiły mi chodzenie do szkoły. Zwyczajnie nie byłem w stanie usiedzieć na lekcjach. W wyniku czego najpierw nie zdałem 3 klasy technikum i musialem powtarzać, a później zrezygnowałem i wypisałem się ze szkoły. Wylądowałem w wieku 19 lat, w dorosłym życiu, bez kumpli, bez wykształcenia, bez niczego. Za to ze skrajną otyłością, #!$%@? zdrowiem i popsutym w końcu od komputera wzrokiem, z depresją i garścią zaburzeń psychicznych. Z fobią społeczną tak #!$%@?ą w kosmos, że nawet spojrzenie komuś w oczy powodowało u mnie trzęsienie się mordy. Straciłem też większość uczucia i wsparcia od matki bo przestałem być jej słodkim misiem, a stałem się brodatym, spasionym facetem, nieudacznikiem kompletnym walącym konia do chorego porno.

Zapisałem się do szkoły zaocznej 3 letniej żeby jednak to średnie zdobyć ale rodzice zaczęli naciskać na to żebym poszedł do pracy bo całe życie nie będą mnie utrzymywać. Przerażała mnie ta wizja kompletnie. Nie miałem wykształcenia, nie miałem żadnych umiejętności, miałem problemy ze zdrowiem, miałem zaburzenia lękowe, miałem giga fobię społeczną, miałem dwie lewe ręce. Gdzie do #!$%@? miałem znaleźć pracę i jak miałem dać sobie tam radę?

W końcu jednak znalazłem pracę w jednym januszeksie. No #!$%@?, te memy o januszeksach nie biorą się znikąd. To co tam się #!$%@?ło to kumulacja wszystkich memów które tu na ten temat się spotyka. Potem była praca w magazynie... #!$%@? mnie po paru miesiącach bo byłem #!$%@?. Po swoich dwóch pierwszych pracach które były kompletnymi tragediami z których wyszedłem z masą kolejnych traum załamałem się kompletnie. Ze wstydu przed sobą odciąłem wszystkie kontakty jakie jeszcez miałem, a za wiele ich nie miałem. Przestałem utrzymywać nawet internetowe znajomości. Zacząłem netować. Poza szkołą zaoczną do której się wpadało raz na dwa tygodnie, dwa lata spędziłem w swojej piwnicy. Pogrążony w swoich problemach i swojej depresji. nie miałem siły na nic. Wstawałem, leżałem albo siedziałem przed laptopem i kładłem się spać. Tak wyglądał każdy mój dzień. Przez dwa lata nie zamieniałem słowa z nikim. Czasem do matki się odzywałem żeby przypomnieć sobie jak się mówi.

Kilka miesięcy temu udało mi się złapać trochę wiatru w żagle, znalazłem pracę, schudłem kilkanaście kilo, zaczałem co nieco wychodzić z domu. Idzie ku lepszemu.. Tak myślę... ale życko srogo przegrane i nie jest lekko. Za pare dni jak dostanę wypłatę umawiam się do psychiatry eh... To i tak mega skrócona historia mojego przegraństwa. Jak ktoś to przeczytał to jest nieźle walnięty na łeb. Ehhhh

#przegryw
  • 24
  • Odpowiedz
Przeczytałem. I powiem tak. Nie tylko ty miałeś takie doświadczenia. U mnie pomogło to że z gimnazjum do liceum poszedłem do całkiem innego miasta gdzie nikt z byłych szkół nie szedł. Totalny reset znajomości. Zaczynalem z czystą kartką. To pomogło mi wyjść na prostą. Gdybym dalej został w swoim starym mieście, w starym środowisku pewnie nie wyszło by mi to na dobre.

Co do nadopiekuńczych matek - ch*j wam w dupę.
Najgorszy
  • Odpowiedz
  • 0
@Rudyprzegryw2137 jesli fobia społeczna dalej się u ciebie utrzymuje to psychiatra wyślę cię do psychologa. Biorąc pod uwagę twoja historie - są nikłe szanse że sam z tego wyjdziesz.

Po za zaburzeniem lękowym masz też prawdopodobnie początki depresji. Największym jednak problemem wydaje się być twoja osobowość. Totalny brak motywacji, wytrwałości w dążeniu do celu itd.

Jeśli dojdzie do wyboru terapeuty - rozważ nurt psychodynamiczny albo humanistyczny. Behawioralno - poznawczy by cie
  • Odpowiedz
@Rudyprzegryw2137: smutne jest, to co piszesz, ale winę ponosisz tylko i wyłącznie Ty, a nie matka czy ojciec.

Wiele osob z opiekuńczych rodzin ma dziewczyny, skonczylo studia, pracuje w dobrych pracach i co najważniejsze, ma rodziny i dzieci, takze jak widzisz argument beznadziejny.

Chodziłeś na silownie, to bylo chodzic. Hobby, szczegolnie sport, to najlepsze co może być. Nie każdy ma social skilla i wierzę, że to musi być ciężkie, ale
  • Odpowiedz
@Rudyprzegryw2137: Przeczytałem opie. No #!$%@? powiem ci ale teraz wszystko w twoich rękach. Musisz przestać być zależnym od innych i żyć sobie dla siebie. Ojciec owszem dał ciała bo mógł zmienić bieg wydarzeń i zaszczepić w tobie dynamine ale równie dobrze mógł jeszcze cię dobić. Póki co żyjesz i jeszcze nie wszystko stracone. Ogarnąć się można nawet po 40.
  • Odpowiedz
via Wykop Mobilny (Android)
  • 0
@Rudyprzegryw2137: it's over, z takimi zaległościami w życiu już nigdy nie dogonisz rówieśników, a każdy dzień to będzie nieprzerwane pasmo frustracji. Co byś nie zrobił lepiej nie będzie, więc nie warto robić nic
  • Odpowiedz
@Rudyprzegryw2137 przeczytalem, lubie takie historie ( ͡º ͜ʖ͡º) jak masz swiadomosc tego wszystkiego to wg mnie juz 80% sukcesu, teraz zglos sie do psychiatry, zacznij nad soba pracowac, zarabiaj kase, jezdzij na rowerze, odstaw porno i z czasem bedzie lepiej
  • Odpowiedz
Co do nadopiekuńczych matek - ch*j wam w dupę.

Najgorszy rodzaj matki. Lepiej mieć matkę patusiare co się tobą nie zajmuje niż matkę która nawet jak masz 30 lat to mówi ci żebyś nie chodził wieczorem koło lasu bo niebezpiecznie :D


@markhausen: Ona po prostu była osobą świadomą świata i może uznała że lepiej mieć dziecko tchórza przegrywa ale żywe niż potencjalnie skrzywdzone przez kogoś. Oglądałam kilka przesłuchań jak sprawcy
  • Odpowiedz
@Rudyprzegryw2137 Sporo nas łączy, sam przez całe życie byłem ulanym śmieciem z fobią społeczną, mój rekord to 134 kilogramy przy wzroście 177, łatwiej było mnie przeskoczyć niż obejść. Zbiłem wagę do 80, z czasem wszystko się ułożyło. Kibicuje Ci mocno, dasz radę z tego wyjść skoro mnie się udało. Jak chcesz wymienić się doświadczeniami to wal śmiało.
  • Odpowiedz
@Rudyprzegryw2137: U mnie wyglądało to bardzo podobnie. Matka nadopiekuńcza, bojąca się własnego cienia i przelewająca swój strach na mnie.

@technojezus: Właśnie argument bardzo dobry. Nie wiesz co to znaczy mieć zaborczą matkę, która na nic ci nie pozwala, bo się o ciebie boi. Izoluje cię od innych ludzi, by się tobie nic nie stało. Moja miała takie fazy, że nie pozwalała mi pójść do sąsiada, który chodził ze
  • Odpowiedz
@Ignite: To fakt, zamknęła bo było wygodnie. Ja jednak popieram jej podejście i jedynie mam zastrzeżenia co do środków. Zamiast więzić, powinna jego nauczyć jak uważać na otoczenie, nauczyć krzyczeć, zaprowadzić na jakiś kurs samoobrony, bo to uczy dzieci też refleksu, wysyłać na sprawdzone kolonie, w publiczne miejsca ze znajomymi, dawać wolność ale z pilnowaniem i uważaniem żeby nawet przez chwilę nie było momentu żeby ktoś mógł go porwać, typu
  • Odpowiedz
Właśnie argument bardzo dobry. Nie wiesz co to znaczy mieć zaborczą matkę, która na nic ci nie pozwala, bo się o ciebie boi.


@Ignite: no jak ktoś po 18 roku życia słucha się bezgranicznie tego co mama powie czy ktoś inny, to niestety już nie ma ratunku dla niego. Wcześniej też mogłeś sie słuchać. Myślisz, że by ciebie z domu wyrzuciła? Litości

U mnie w mieście był taki jeden typek,
  • Odpowiedz