Wpis z mikrobloga

Echhh znowu to samo. Może i Superpuchar jest mało ważny, ale już mam dość pisania co roku tego samego. Odkąd tu jestem, Legia jeszcze tego trofeum nie wygrała, a w tym czasie było aż pięć prób.

Gdy na samym początku meczu wyszliśmy spod pressingu na naszej lewej stronie, a po długim zagraniu Wieteski niewiele zabrakło, bo podanie przeciął bramkarz, sądziłem, że będzie dobrze nawet w tym stanie osobowym. Niestety to był pierwszy i praktycznie ostatni raz, kiedy poradziliśmy sobie z naciskiem Rakowa w pierwszej połowie. Dość szybko padł gol, ale to bardziej rigcz Rakowa ze zgraniem w odpowiednie miejsce i sytuacyjnym uderzeniem. Zgubiliśmy krycie totalnie, ale mnie bardziej martwiła wcześniejsza sytuacja, po której był ten rzut rożny. Już wtedy powinniśmy zostać ukarani za niefrasobliwość w obronie.

Ale mimo wszystko to dobrze, że Raków postawił takie trudne warunki. I tak już wystarczająco dużo będzie słabeuszy w tej lidze, potrzebujemy więc poważnego konkurenta. Nawet mimo że nie utrzymał tej intensywności przez cały mecz, to jednak przez większość czasu był dla nas równorzędnym rywalem. Od początku był ustawiony pod to, żeby wygrać i nie czekać na rzuty karne. Nam tego zabrakło przez większość czasu, potrzeba było poważnych zmian, nie tylko personalnych, żeby do końca liczyć się w grze o zwycięstwo.

Bardziej niż wynik, martwi mnie postawa nowych zawodników w składzie. Oni będą musieli dostawać szanse, nie ma innej możliwości, a jeżeli będzie faza grupowa, to już na sto procent. Czesław chcąc nie chcąc będzie musiał rotować. Na razie nikogo nie można skreślić, ale z kilkoma zawodnikami jest problem. A i tak mówimy o obecnych na boisku, z niektórymi może być jeszcze gorzej, bo ich nie widzieliśmy. Znów zawiódł Muci, który wciąż nie dorósł do poważnej roli w drużynie. Lopes starał się wypełniać luki i ta gra bez piłki wychodziła mu dobrze, ale gdy już ją dostawał do nogi, to najczęściej ją tracił. Jest zdecydowanie za wcześnie na ocenę Rose, ale zwłaszcza pierwsza połowa pokazała, że to na razie nie jest poziom Jędrzejczyka.

Tak naprawdę w tym meczu zagrało trzech zawodników, którzy nie należą do nominalnego pierwszego składu, bo status Pekharta i Miszty jest trochę inny. Czyli właściwie nie tak wiele, a jednak cały zespół był rozregulowany. Wahadła, mimo najlepszej obsady, przez długi czas nie były w stanie się rozbujać i dopiero więcej miejsca w końcówce przyniosło zagrożenie z tej strony. Najgorzej jest jednak ze środkiem pola. Na dłuższą metę Martins nie może ogarniać całości sam. Próbuje odrywać się od rywali, gdy zyska trochę miejsca, to jest niebezpieczny. Ale zbyt często jest osamotniony. Przypominam, że jeszcze niedawno ten zawodnik siedział u nas na ławce, bo na tę pozycję były lepsze lub porównywalne alternatywy. Teraz trzech zawodników z tej pozycji odeszło i zostali właściwie tylko Andre i Slisz. Z tym drugim dzieje się coś niedobrego, ale musi grać. Można cofnąć Kapustkę i grać dwoma napastnikami z przodu, ale to dość ryzykowne. Dlatego, oprócz rywala dla Mladenovicia, uniwersalny lub defensywny pomocnik do środka to mus. Andre już po tym meczu miał pewne problemy ze zdrowiem, a strach sobie wyobrazić obecnie jego brak.

Podstawowym problemem Legii była bardzo szybko tracona piłka przy próbie gry od tyłu. Mecze z Bodo i początek z Rakowem pokazał, że można zachowywać się w takich sytuacjach lepiej, nawet jeżeli nie mamy samych wirtuozów. Może też jeszcze za wcześnie na wyciąganie wniosków o kiepskim wejściu w mecz, bo jednak w Norwegii było inaczej. Jednak tak duża przewaga Bodo i Rakowa w tym fragmencie jest trudna do wyjaśnienia. Jeżeli nie jesteśmy w stanie przejąć kontroli w takich momentach, to chociaż niech będą jakieś próby kontrataków lub wybicia przeciwnika z rytmu. Nam dzisiaj uciekło sporo czasu na przerwy, kiedy próbowaliśmy odrabiać straty, a w pierwszej połowie Raków złapał rytm i długo nie potrafiliśmy go z niego wybić.

Teraz Legię czekają zupełnie inne mecze. W najbliższych spotkaniach będzie już zdecydowanym faworytem, gdzie przeciwnicy mogą mieć inny pomysł na grę i trzeba będzie się przebić przez skomasowaną obronę. To mnie niepokoi nawet bardziej niż to zepchnięcie nas do defensywy, bo i tak te fragmenty nie kończą się tak źle, jak by mogły. Teoretycznie są tutaj zawodnicy kreatywni, którzy mogliby rozmontować takiego przeciwnika, ale pamiętajmy, że cały czas kuleją u nas strzały z dystansu i stałe fragmenty. Zwłaszcza ten drugi element, który powinien nam zapewniać sporo punktów w sezonie, cały czas nie pomaga. I znowu – w Bodo było inaczej, ale tam to bardziej poważny błąd Norwegów.

Mam nadzieję, że rzuty karne nie pokazały nam prawdy o tej drużynie, że może je strzelać tylko Pekhart i ewentualnie wahadłowi. Rok temu ten sam element zaważył o porażce z Cracovią, ale tutaj mieliśmy pomyłki aż dwóch zawodników. Mam wrażenie, że te serie rzutów karnych nam nie leżą, choć mamy z nimi do czynienia rzadko, głównie w przeklętym Superpucharze. Tego już nie potrafię wytłumaczyć – część z tych meczów była podobna do siebie, część inna, były to bardzo różne drużyny, trenerzy, forma, a nawet moment sezonu. Jednak z ośmiu nieudanych prób z rzędu, aż cztery były przegrane po rzutach karnych. Czyli w połowie przypadków na boisku nie okazywaliśmy się gorsi, ale na swoim stadionie, niekiedy mimo strzelania na bramkę przed Żyletą, te rzuty karne aż tyle razy przegraliśmy. W takich warunkach nie powinno to mieć miejsca tak często.

Jak zwykle można skwitować, że pierwsze przegrane rozgrywki w tym sezonie już za nami. Jednak dopiero przegranie europejskich pucharów byłoby dramatem. Niby to niemożliwe, odpaść aż trzy razy i zostać z niczym. Ale taka jest możliwa ścieżka, i mogą być zespoły, którym się to przytrafi. Wydaje się, że nasze kompromitacje w Europie już przeszły wszelkie granice, ale nadal teoretycznie można to jeszcze przebić. Mam nadzieję, że zawodnicy nie będą mieli tym obciążonych głów, a ze skomplikowanego systemu rozgrywek może nawet nie bardzo sobie zdają sprawę. Z Bodo wyszła ta lepsza mentalność, nawet mimo nerwów w trudniejszych momentach. Udało się je przetrwać, a nastawienie było odpowiednie. Teraz to samo trzeba zrobić z Florą, bo inaczej zrobi się nerwowo. Nie żeby ten Superpuchar mnie jakoś pesymistycznie nastawił, ale bardziej przypomina mi się bilans Michniewicza np. z dolną częścią Ekstraklasy. Flora to pewnie podobny poziom (chyba?), więc martwię się tylko o to, aby nie było powtórki ze Stali czy Podbeskidzia.

#kimbalegia #legia
  • 3
@Kimbaloula: nie ma to jak przegrać kolejny nic nieznaczący puchar już na starcie sezonu xd a później znowu zwycięstwo w lidze i gowno w eu. O i tak się kręci powoli życie
@Kimbaloula: Zadaj sobie jedno podstawowe pytanie. Czy to co sie teraz dzieje bardzo odbiega od tego co dzieje sie co roku? Czy jestesmy dalej w naszym cyklu legijnym?

Sam sie boje to pisac, zwlaszcza, ze teoretycznie widac po druzynie, ze trener daje wartosc dodatnia, ale jakby spojrzec czysto na wyniki i to co sobie myslimy o druzynie, to dzieje sie to samo co sie dzialo rok temu. Teraz jestesmy na etapie
@miki4ever: Właśnie miałem nadzieję, że dwumecz z Bodo odwróci ten cykl, ale superpuchar to znowu powrót do niego. Jest też ryzyko, że początek w lidze będzie taki jak zwykle. Wygląda na to, że tylko z Florą można będzie go znowu odwrócić.