Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
#przegryw #blackpill #oswiadczenie #przemyslenia #psychologia
Jeśli myślicie że łatwo jest wyjść z przegrywu/biedy to powiem, że może i jest to możliwe materialnie, ale psychicznie jest to dużo cięższe, na moim przykładzie.

Ogólnie urodziłem się w tak biednej rodzinie że nie było nas w sumie stać na nic poza jedzeniem, ojciec alkus, matka nie piła i nie paliła, porządna kobieta, ale ze wsi i niestety ojciec ją zniszczył psychicznie, dostała nerwicy, zresztą musiała pracować 12h dziennie żebyśmy nie poumierali z głodu. Fart że dom, #!$%@? ale był odziedziczony po dziadkach. Z całego domu 2 pokoje, mała kuchnia i łazienka w której dochodziło do ewentualnych podtruć czadem nadawały się JAKO TAKO do życia. Mam też starszego brata po którym miałem ciuchy, które on dostawał z lumpeksu więc możecie sobie wyobrazić ich stan/wygląd.

Plus że byłem zawsze dynamicznym dzieciakiem odnoszącym sukcesy sportowe i tylko to pewnie uchroniło mnie od totalnego przegrania życia, miałem paczkę spierdo-znajomych, którzy nie byli tak biedni jak ja ale sukcesy z płcią przeciwną mieli podobne, mimo powodzenia, byli po prostu mentalnie upośledzeni pod tym względem. Ja się wstydziłem dziewczyn, bo widziałem ich pogardliwy wzrok na moje ciuchy czy włosy (których potrafiłem nie myć kilka dni, bo przecież trzeba oszczędzać wodę...). Z dziwniejszych rzeczy mogę powiedzieć, że mimo to miałem koleżanki, i to nawet dobre koleżanki - z tym, że byłem dla nich niczym więcej niż ciekawostką, zabawnym gościem, i przepustką do moich znajomych którzy wyglądali lepiej. No, ale jakoś to było. Tak mi minęły lata szkolne, na ewentualnych imprezach ze znajomymi. Byłem zbyt biedny na jakiekolwiek wycieczki, 2 razy podczas 12 lat nauki byłem na biwaku w zapyziałych domkach bo to kosztowało 40 złotych i taka pewnie była zdolność kredytowa mojej matki w tych czasach.

W liceum zacząłem bardziej dbać o siebie, ale dalej byłem zapuszczonym biedakiem, w małym miasteczku sporo osób mnie znało (sport) i tam markę miałem już wyrobioną. Jako taki pół-przegryw, nigdy nie trzymałem wtedy jeszcze za rękę ani nie miałem żadnej dziewczyny. Jak były zabawy w butelkę na biwakach to dziewczyny jako jedynego mnie nie chciały pocałować, tylko przybijały piątkę. Na studniówkę nie poszedłem ze wstydu po tym, jak dziewczyny podobierały się z innymi facetami z klasy w pary, a ja usłyszałem na lekcji religii że "nie ma już wolnych chłopaków" (możecie sobie wyobrazić jaki to kop w jaja dla młodego chłopaka).

Po liceum poszedłem na studia do innego miasta, całkiem nowi ludzie, dostałem tam też stypendium ze względu na biedę (socjal). Dorabiałem też sobie na boku w jakichś sklepach na inwentaryzacjach czy innych spontanicznych akcjach. Matka znalazła sobie nowego faceta po śmierci ojca który zarabiał okolice ówczesnej średniej i zaczęła opłacać mi akademik. Pojawiły się jakieś perspektywy, zacząłem naprawdę dbać o siebie. Wyszło na to, że pod tą skorupą zaniedbanego przegrywa, kryje się dość dobra morda (z odpowiednią fryzurą), a siłownia wyrzeźbiła mnie na tyle, że zauważyłem inny wzrok kobiet skierowany w moją stronę - już nie wykrzywiony w pogardzie, ale zalotny, nigdy na mnie wcześniej nikt tak nie patrzył. Do tego koleżanki na studiach były inne niż poprzednie które mnie dobrze znały, zaczęły same do mnie podchodzić, flirtować, okazjonalnie szukać kontaktu fizycznego. Po raz pierwszy poczułem się atrakcyjny, tu nikt nie znał mojej historii poza kilkoma ludźmi z mojego miasta którzy po prostu o tym nie wspominali bo mieli wywalone. Momentem przełamania była jedna impreza w akademiku, na której przestałem być prawikiem ( ͡° ͜ʖ ͡°). Później znalazłem kobietę, zerwaliśmy, kolejną itd, to już nie ma znaczenia dla tego co chcę przekazać.

Minęło kilka lat, mam bardzo ładną żonę, dwójkę dzieci, w miarę dobrą pracę, ogarnąłem się i wyglądam jak człowiek, dalej uprawiam sport, sylwetka się poprawiła, rysy twarzy wyostrzyły, dałbym sobie takie mocne 7/10. Startowałem jako absolutne 2/10 gdzie 1/10 jest imo zarezerwowane dla chorób i defektów.

Mentalnie dalej wracam do tych lat, które są według mnie stracone. Zaraz mnie zjedziecie, że hurr co ja wiem o przegrywie bo miałem kolegów i koleżanki. No miałem, traktowały mnie jak odpad genetyczny i zwierzątko. Tak działa mózg kobiety, mimo że miałem bardzo dużo znajomych, uprawiałem sport (inb4 bieganie - nie miałem sylwetki, byłem raczej wysokim patyczakiem z długimi nogami) nie mogłem liczyć dosłownie na nic poza rozmową. Jak kiedyś dotknąłem znajomej przez pomyłkę to zauważyłem obrzydzenie na jej twarzy. Czasem śnią mi się te czasy, czasem losowo wracam do nich np. jak biorę prysznic czy myję zęby i łapią mnie dreszcze. Myślę sobie co by było, gdybym jednak miał chociaż trochę więcej kasy i rodzice wbili mi do głowy dbanie o mnie. Najgorsze, że byłem planowanym dzieckiem, rodzice starali się o nas kilka lat... Nie mając praktycznie co włożyć do garnka bez kombinowania. Ojca nie szanowałem i nie szanuję po śmierci, był dla mnie odpadem ludzkim. Matka... Nic do niej nie mam, prosta kobieta ze wsi. Nie jej wina, ojciec ją sprowadził na dno. Chodzi o to, że nie potrafię się w pełni cieszyć tym co mam, przeszłość nawiedza mnie jak duch, czasem budzę się i mam dreszcze że jestem dalej tym przegrywem ze szkolnych lat. Czasem łapie mnie stres że zaraz to wszystko stracę, albo to nie jest prawdziwe. Że ktoś tylko czyha żeby mi wszystko zabrać. Albo że żona dowie się kim byłem w przeszłości. Wyrzuciłem wszystkie zdjęcia, nagrania. Nie mam już tamtych znajomych. Staram się nie ukrywać niczego, po prostu wolę przemilczeć pewne aspekty. Staram się wychować dzieci na dobrych ludzi, zapewnić im to czego ja nie miałem.

Uznanie od płci przeciwnej jest dla młodego chłopaka #!$%@? ważne. Potrafi skrzywić psychikę na lata, czego jestem żywym przykładem. Dlatego jestem przerażony obecną hipergamią, i do czego to wszystko zmierza, w erze tinderów, tiktoków, pogardy dla słabych mężczyzn. Ja mam to szczęście, że dorastałem w innych czasach i udało mi się ogarnąć. Trzymam kciuki za każdego, kogo historia może przypominać moje szkolne lata, z tego da się wyjść, chociaż częściowo... Ale blizny nie goją się zbyt szybko.

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #60f2e5ba072fc8000a3ae3e1
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
Doceń mój czas włożony w projekt i przekaż darowiznę
  • 10
dałbym sobie takie mocne 7/10. Startowałem jako absolutne 2/10 gdzie 1/10 jest imo zarezerwowane dla chorób i defektów.


@AnonimoweMirkoWyznania: w kwestii "technicznej": fizyczną niemożliwością jest wskoczyć z 2/10 na 7/10 więc albo wtedy zaniżałeś swoją ocenę albo teraz zawyżasz. Ale to tak na marginesie, nie ma to teraz znaczenia.

Skoro się ogarnąłeś, masz żonę, dzieci, normalną rodzinę, a do tego jesteś szczęśliwy - możesz śmiało uważać, że wygrałeś życie. Przeszłości też
Juliusz Cezar: Raczej żaden przegryw nie myśli że jest łatwo wyjść z przegrywu i biedy. Ty przez swój post tylko dolewasz oliwy do ognia. Przegrywy uznają go za słowa prawdy i dalej będą tkwić w swym nędznym #!$%@?. Słowa że nie można wyjść z przegrywu to dla przegrywów najpiękniejsza muzyka.

Bo przegrywy z jednej strony nienawidzą swoich żyć. Z drugiej zaś za wszelką cenę chcą tkwić w swym #!$%@?. Odrzucają jakąkolwiek