Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Mam wyrozumiałych, dobrych rodziców. wspierają mnie, nie są krytyczni gdy coś mi nie wyjdzie. Są idealni. Ale... nie zawsze tak było. Moi rodzice aby osiągnąć standard uboższej klasy średniej startowali praktycznie od zera. Cierpkie, twarde życie przełożyło się na ich dosyć konserwatywny światopogląd. I w okresie dojrzewania wygórowane wymagania wobec mnie. Czyli nauka, budowanie przyszłości, okres dorastania okresem czasu na naukę. Tak jak jeszcze w podstawówce miałem zawsze same piątki z palcem w tyłku, żyjąc na całego, o tyle w gimnazjum i liceum zaczęła się tendencja spadkowa co do ocen. Nie miałem czasu, siły, ani chęci. Powoli zacząłem dziwaczeć i przeczekiwać ten okres. Uważałem, że do matury nie istnieje życie, ze zaczyna się od 19 roku życia. Co śmieszne moi rodzice są ładni. Mama szczupła blondynka, tata zielonooki brunet. Więc i ja wyszedłem całkiem w porządku. Ale konserwatywne wychowanie( nie mówię, że jakiś taliban, ale na tyle cierpkie, by to odczuć, jednak przy ich poziomie urody taki światopogląd jest wręcz śmieszny) spowodowało, że zacząłem być coraz bardziej aspołeczny, izolujący się od rówieśników, których nienawidziłem za większy luz. Zadawałem się jedynie z wyrzutkami, outsiderami, co niektórych dziwiło. Startowały do mnie łącznie w okresie licbazy cztery dziewczyny różnej urody, ale już mój aspołeczny autyzm dawał mi alert, że będą problemy. Nie dysponowałem swobodą, a wiedziałem, że kilka ulotnych chwil nic by mi nie dało. Poza tym szkoła też mi dała w kość i że to ujmę „zamroziła moje mentalne dojrzewanie”
W okresie licbazy zajęcia do późnego popołudnia powodowały, że nie miałem zbyt wiele czasu. W porównaniu do podstawówki, apatia i wypalenie powodowały, że nauka mi przychodziła z trudem, mogłem jedynie wykuć się na blachę angielskiego, polskiego, historii ect, a ze ścisłych same dwójki. Szkoła była dla mnie piekłem ton materiału. W wolnych chwilach po prostu albo czytałem książki, albo grałem, albo po prostu oglądałem amerykańskie filmy i seriale, oglądając np. nastoletnią młodość z perspektywy teleodbiornika. Życie towarzyskie utrzymywałem, albo w internecie, albo z kilkoma przyjaciółmi. O wiele rzeczy się musiałem pytać. Wiedziałem, że muszę mieć wykształcenie. Nie ukrywajmy, bez niego niczego się nie osiągnie, ale zawsze miałem dylemat czy faktycznie sukces życiowy w przyszłości jest nie do pogodzenia z udanym okresem dorastania. Że albo żyjesz, a potem układasz kostkę brukową, albo wkuwasz i żyjesz dopiero przed trzydziestką jak wygryw. Ten dylemat chciałbym zostawić wam, mirkon czy w młodości ta zasada faktycznie jest prawdziwa.
Dopiero ostatnie miesiące przed maturą z przyjacielem wagarowaliśmy na potęgę. To był jedyny czas kiedy czułem, że żyję, że jestem młody, dorastający. Wypady do kina, w plener. To jedyny okres, warty wspominania. Po latach, w sumie dzięki internetowi, czytaniu tego, owego rodzice wyszli ze swojej konserwatywnej bańki i zrozumieli, że wyścig szczurów, dostawanie się na elitarne kierunki mija się z celem. Sami zaczęli krytykować ten model. Że wielu po maturze dzięki kursom zarabia nieźle i stres edukacji nie jest do niczego potrzebny. Teraz są jak do rany przyłóż. Nawet pozwolili mi na kilka miesięcy neetowania, bym zrobił swoje kursy na zawód, który chciałbym wykonywać. Nie mogę powiedzieć, że nie ejstem za to wdzięczny, gdy inni musieli się szybko usamodzielniać. I udało się.
Ale czasami, czasami mam żal o okres dorastania. I to głupie i wredne, wiem, ale lockdowny pozwoliły mi o tym zapomnieć kiedy pandemia pozamykała młodzież po domach. Co śmieszne ojciec nieraz miał do mnie pretensje, że mam 100% męskie towarzystwo, żadnej koleżanki, dziewczyny. Akurat on chciał, bym kogoś miał, ale… czasami chyba nie miałem specjalnie na przekór mu. Ponieważ w owym czasie sam był zwolennikiem nauki, parcia na sukces ja, będąc niedojrzały tym bardziej jakby w kontrze zamknąłem się na te sprawy. W tamtym okresie byłem na tyle zamknięty w sobie, z gównianym social skillem, że każda próba kontaktu ze mną w postaci powiedzmy podrywu kończyła się klęską. Teraz tego żałuje, ale wtedy czułem się jak wygryw, który nie pozwoli się nikomu omotać. Tylko czasami, co mnie żałości rodzice mówią, że chcieliby, bym nie został na starość sam. Tylko, że ślub po trzydziestce z babą, która z jednym chłopakiem wywabiła się w domu, za zamkniętymi drzwiami, z innym na wakacjach np. w Hiszpanii a ja miałbym być tym co zużytemu babsztylowi zapewni spokojna stabilizację. No i co z tego, że wyglądam jak osiemnastolatek bez babyface? Teraz już nikogo nie chcę. Nie mam 17 lat.
Fajne myślenie: plebania przez cały okres dorastania, a teraz niepokój o moje singielstwo. Na wykopie często się pisze, że np. od powodzenia np. u dziewczyn /kobiet zależą trzy czynniki: wygląd, majętność i warunki światopoglądowe w domu. Ja z trzech miałem ten pierwszy. Niby wystarczył, ale jak wspomniałem, sam, przez wewnętrzne zamknięcie się izolowałem i niczego nie chciałem. Może zrobiłem błąd, że w młodości się izolowałem, że czasami trzeba było się zbuntować, albo przeżyć swoje chwile za plecami domu. Nadal wyłapuję spojrzenia na ulicy, ale mentalnie, grubo po dwudziestce nie jestem już zainteresowany. Coś się wypaliło. Nie czuję tych motyli jak się mówi. W tym wieku kobieta to dla mnie balast. Jeśli ominęło mnie piękno związku niech ominie mnie też jego gorycz typu obowiązki, utrzymywanie rodziny ect.
Rówieśniczki miały swoje 5 minut, teraz idą w śluby, a to nie dla mnie, młodsze to młodsze, też wolą ludzi w swoim wieku. A ja nie będę tym kolejnym. Chociaż z drugiej strony jak patrzę na wielu co wbiło się we wpadki, alimenty, roboty to w sumie nie jest tak źle. Mam oszczędności, jak się skończy Covid mogę jechać do USA, Azji i inni, którzy peklowali dzisiaj toną w kredytach i marazmie małżeństwa, przewijając pieluchy. Ciekaw jestem co mirki na to.

#przegryw #blackpill #mlodosc #dorastanie

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #60eece1a91a69a000ab95c3d
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
Roczny koszt utrzymania Anonimowych Mirko Wyznań wynosi 235zł. Wesprzyj projekt
  • 2