Wpis z mikrobloga

#perfumy #150perfum 342/150
Jil Sander Sun (EDT) (1989)

Sobota rano, wpis numer 342, powiecie sobie - jakiś #!$%@?!, że mu się chce to robić, i tak nic z tego nie ma. No ale dobra, jakaś tam satysfakcja jednak będzie jak sobie ktoś coś kupi po mojej rekomendacji. Jest tyle świetnych perfum, po co walić na siebie to co wszyscy? Zaczynamy poranny spam.

Dzisiaj wracamy do damskich kompozycji. Jedne z najlepszych letnich perfum i najbardziej nieoczywistych aromatów na upały tym samym. Mimo przeładowania ciężkimi składnikami typu tytoń, cynamon, tonka, wanilia czy paczula, woń tych perfum jest nadal świeża i letnia ale łączy się z akordami balsamicznymi co daje niesamowity efekt. Zapach plaży, słońca, kremu czy olejku do opalania. Fenomen.

Jestem wielkim fanem męskiej wersji Sun, którą po moich wpisach i ogólnym pimpowaniu na mirko kupiło wiele osób, ale opisywane dziś perfumy są według mnie jeszcze lepsze. W ogóle to marka Jil Sander jest nieprawdopodobna. Poznałem większość ich zapachów z lat 80 i 90 (za Men Two i Man III oddałbym nerkę!), czyli z czasów gdy za wszystko odpowiadała niemiecka projektant Jil Sander (zanim sprzedała udziały Pradzie w 1999 roku i odeszła na kilka lat z firmy). Poziom jaki reprezentowały ich perfumy był kosmiczny. Czy to damskie pozycje jak Jil Sander no. 4, czy męskie Feeling Man, Man Pure czy według mnie będące jednymi z trzech najlepszych perfum w historii - Jil Sander Background, one wszystkie były o rewelacyjnej jakości, a to w tamtym okresie gdzie na półkach zaczynały królować syntetyczne banały jak Cool Water, Eternity czy inne nudne, morskie #!$%@?, nie powinno być wcale oczywiste. Po drugie były wizjonerskie i jeszcze ponad dekadę później na nich się wzorowano. Po trzecie były też oryginalne i przez tą oryginalność przejdźmy w końcu do Sun, bo w tej kompozycji mamy jedne najbardziej unikatowych przedstawień lata w perfumach jakie znam. Kto by się spodziewać podczas czytania składu że Sun to będzie letniaczek? Gdyby nie nazwa, nie wpałdbym na to.

Perfumy te są naprawdę dobre i po tak długim wstępie trochę nie wiem od czego mam zacząć, bo dzieją się tu zawrotne rzeczy. Kremowe piżmo, benzoesy, waniliowa słodycz jak z aromatu do ciasta, delikatnie świeże cytrusy, absolutnie genialny kwiat pomarańczy, który z konwalią czy właśnie wanilią łączy się jak mało co. Do tego owoce, pudrowy irys i słona, szara ambra dająca namiastkę morza. Na koniec jeszcze drzewo sandałowe ze swoim mlecznym aromatem i heliotrop, czyli kwiat, którego aromat pachnie wonią likieru migdałowego albo jakichś lodów z dodatkiem tychże orzechów. Czujesz się jakby był upał, słońce grzało w baniak a ty przechadzając się po gorącym piasku zaraz miałbyś wskoczyc do letniej wody sie ochłodzić.

Parametry znakomite. Są to perfumy z czasów gdy damskie kompozycje rozciągały za sobą długie ogony i leżały na skórze naście godzin. Trwałość 10 godzin, projekcja bardzo dobra. Jest ogon, a gdy nie będziemy chcieli żałować psików tej taniej jak barszcz bestii to bez większego problemu wypełnimy zapachem pomieszczenie. Zalecam jednak używać z rozwagą, bo w szczególnie ciepłe dni możemy udusić nie tylko siebie ale i najbliższe otoczenie, a zapach nie należy do typowych cytrusowych odświeżaczy więc o negatywną reakcję nietrudno.

Czuć, że są to perfumy damskie, ale jeśli jesteś chłopem, któremu nie straszny np. taki pudrowy, przykurzony Molinard Habanita albo jakieś Jovanowe piżmo to Sun też będzie okej. Nie jest to też zapach odległy od takich dzieł jak np. Xerjoff Lira czy Laura Biagiotti Roma Uomo, którą są od Sun jednak wyraźnie słodsze, ale za to już zdecydowanie bardziej uniseksowy ni ż damskie piżma od Narciso Rodrigueza, która na żadnym facecie nie pachniałyby dobrze. Jest to pachnidlo bardziej na co dzień niż na jakąś okazję. Nie wiem jak pachniałoby zimą ale powinno być ok. Nie mam pojęcia czy te perfumy spodobają się laskom używającym ulepów w stylu LVEB czy Black Opium bo mimo, że mają trochę słodkawych składników tak słodkie raczej w ogólnym brzmieniu nie są. Mojej dziewczynie, która lubi różnorodność, od Angela przez Narciso Rodrigueza po guerlainowe Allegorie te spodobały się bardzo.

Przeraźliwie bogata kompozycja i nie chodzi mi tylko o nieprzebraną ilość składników jakie w nią wpakowano, ale o ilości aromatów jakie te składniki roztaczają. Kremowe, kwiatowe, balsamiczne, pudrowe, świeże, piżmowe i tak dalej i dalej. No i jeszcze ta cena - 75 ml za 49 zł za tester i 63 zł za produkt. Ja jebe. Top topów jeśli chodzi o to co perfumy mają do zaoferowania w tym przedziale cenowym. Dla mnie jest to jakość niemal niszowa i jakiś Xerjoff mógłby spokojnie takie coś lekko poprawić i sprzedawać za 800-1000 zł jak to zrobił z Udenem na bazie Sculpture Homme za 40 zł.

W tym roku Jil zrobił wersję EDP, ale jeszcze nie mialem okazji sprawdzić. Ta recenzja tyczy się EDT w białym flakoniku jak na zdjęciu, także jeśli ktoś po tym wpisie po nie sięgnie to trzeba zwrócić uwagę aby na pewno wziąć dobrą wersję. Dla wariatów polecam też poszperać na aukcjach i za trochę większą gotówkę można trafić starszą wersję z napisem „Sun fragrance eau de toilette”, która podobno jest lepsza.

Mega niedoceniony jest ten Sun. Jil Sander zasługuje na wielkie szacun. Jedna z moich ulubionych marek.

zapach: 8,0/10
trwałość: 9,0/10
projekcja: 8,0/10
cena: 75 ml tester za 49 zł, a 75 ml produkt za 63 zł. Niesamowita historia z tą ceną.
dr_love - #perfumy #150perfum 342/150
Jil Sander Sun (EDT) (1989)

Sobota rano, wp...

źródło: comment_16252849951qVIbMmdyKWuLZcdmIK2R1.jpg

Pobierz
  • 13
via Wykop Mobilny (Android)
  • 1
@dr_love: genialne są, dziwi mnie taka mała popularność w stosunku do męskiego odpowiednika i ma to, czego jemu brakuje, czyli parametry. Imo totalny uniseks. Chociaż za każdym razem gdy go polecałam to feedback był dość negatywny ( ͡° ʖ̯ ͡°)
@dr_love: Małżonka miała onegdaj starszą wersję, o której wspominasz na końcu. Tony syntetycznego pudru i piżma. Nawet ją to przerosło, oddała koleżance. I tak skończyła się jej przygoda z Jill Sander Sun. Ja natomiast, choć lubię eksperymenty, to nie mógłbym tego nosić. Kwestia gustu ...
@dr_love: nie jestem jakimś fanem Sun for Men, nie szaleję na jego punkcie, ale rozumiem fenomen, bo sam koncept jest zajebisty. Bardzo doceniam zamysł upychania pozornie ciężkich, przyprawowych nut w coś lekkiego i letniego i fakt, że nie wychodzi to pokracznie czy komicznie. Jest nieprzegięte, oryginalne, z pomysłem. Aż po Twojej recenzji mam ochotę sprawdzić coś jeszcze od JS.
@dr_love: Czuję dysonans ( ͡° ͜ʖ ͡°) Recenzja jak zwykle świetna, zachęca do inwestycji ale...no właśnie, nie polubiłem się z Jil Sander. Tutaj coś mi zawsze nie podchodzi: doceniam zapach ale zawsze znajdzie się nuta, dwie które drażnią. Za każdym razem mówię, że gdyby nie to to było by super. Miałem jakieś 4 zapachy od Jil Sander i zawsze ta sama gadka. Zostało mi jeszcze Jil Sand
zapach kremu do opalania, uwielbiam. Myślałem że tylko ze mną jest coś nie tak że używam damskich perfum. Dla mnie Jil Sander Sun + sprej na komary off to ultimate summer scent. Zapach przeszedł reformulację i obecnie to nie to samo co 10 lat temu : ((
@dr_love: po którymś z ostatnich wpisów wystrzelilem z domu do notino sprawdzić Sun Men właśnie i trochę się rozczarowałem bo nie mogłem się pozbyć wrażenia, że to super zapach, ale trochę jakby dezodorantowy.
Ale za to obok stał też encre noire sport, sprawdziłem i po dwóch sekundach poszedłem z kartonem do kasy. Szkoda że trwałość na mnie to gdzieś 3h, ale zapach obłędny.